Zawsze marzyłam o tym, żeby jeździć konno, obcować z końmi. Niestety moi rodzice nie pozwalali mi na to, ze względu na niebezpieczeństwo i różne głupie wymówki, typu "nigdy niczego nie osiągniesz w tym sporcie, nigdy nie będziesz zadowolona z tego, w końcu to dostrzeżesz" Nie przemawiały do nich argumenty, że ja naprawdę kocham konie i nie boje sie pracy przy nich... W końcu kiedy przeniosłam się do Warszawy nadażyła się okazja: nasz dom był położony niedaleko prywatnej stajni. Oczywiście o żadnej jeździe mowy nie było, ale ja, grzeczna dziewczynka, pod nieobecność rodziców
wybrałam się tam wraz z moją koleżanką która tam uczęszczała w charakterze pomocnicy... Udało mi się objąć takie samo stanowisko. Gdy wróciłam, opowiedziałam rodzicom gdzie byłam, oczywiście obróciłam wszystko w stronę "koleżanki która mnie tam ściągnęła"
Od tamtej pory chodziłam tam i jeździłam "na dziko" bez instruktora, za to nauczyłam się wszystkiego o pielęgnacji koni, byłam z nimi prawie że cały czas, były to bardzo przyjemne chwile... (szczególnie przesiadywania w boksach z końmi
) Teraz już tam nie chodzę, czasami zatęsknię za tamtymi końmi, jednak okoliczności sprawiły, że nie mogłam tam dalej chodzić... Jutro pierwszy raz idę do innej stajni - jestem ciekawa jak tam będzie, i mam nadzieję, że będę tam chodzić na stałe