Ja też miałam niedawno goownianą przygodę
Piegusek zrobił nie, jak zazwyczaj, kupę roszerową (chyba domyslacie się, jak taki wytwór wygląda
), tylko luźniejszą... Otrzepał porteczki i poszliśmy dalej... Patrzę, a do spodni przyczepił mi się kawałek zeschłego liścia... Szczęście, że było zimno i nie chciało mi się rąk z kieszeni wyjmować, coby owego liścia strząsnąć... Przyszłam do domu, a liść dalej na nogawce... Nabrałam słusznych podejrzeń, że to nie liść...
Jesteśmy po badaniu (było tylko lekkie powarkiwanie i musiałam podtrzymywać dupkę, bo po jakimś czasie pacjentowi zachciało się siadać, a USG było na stojąco). Pigi ma niewielką niedomykalność zastawki. Póki co, nie trzeba nic z tym robić, tylko obserwować, czy nie zaczyna się szybciej męczyć i kasłać. Tamten incydent z rozjechaniem łap i bladymi dziąsłami wg pani doktor nie mógł mieć nic wspólnego z sercem. Piesek ma się nie denerwować... No, to chyba będę musiała się wyprowadzić z domu, bo on stale się denerwuje, kiedy wchodzę do pokoju, w którym przebywa jego ukochany pańcio... W dodatku ostatnio powarkiwania się nasiliły, nawet, kiedy coś robię np. w kuchni, piesek ostrzega, jakby mówił "jestem tu i czuwam"... Na dobrą sprawę, kiedy jesteśmy oboje w domu, Piegus jest stale podenerwowany i w gotowości do obrony...
Toffiś był prawdziwym aniołkiem, do niczego się nie wtrącał, grzecznie czekał na zawołanie, spokojny, zrównoważony psiaczek... Ech...