Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukanie zaawansowane  

Aktualności:

Strony: [1]   Do dołu

Autor Wątek: Uial Taur - moje opowiadanie  (Przeczytany 732 razy)

0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Nanami

  • Gość
Uial Taur - moje opowiadanie
« : 2004-11-23, 18:35 »
No wiec prezentuje przed Wami moje opowiadanie, które napisała do szkoły o tematyce PIERŚCIEŃ. W zeszycie zajmował 25 stron, pani juz oceniła. Moze jest troche przdługawe ale... mam nadzieje ze sie Wam spodoba.

Jest w klimatach fantasy a'la Andrzej Sapkowski  ;)

PROLOG

   W minionych czasach, gdy jeszcze panował spokój i nic nie mąciło radości życia, powstała piękna legenda. Dziś jest tylko jedną z przetrwałych pamiątek i opowieści z zamierzchłych lat. Przekazywana z pokolenia na pokolenie, zazwyczaj podczas długich, zimowych wieczorów, gdy całe familie zbierały się przy kominkach, by posłuchać opowieści seniorów, stała się kolorowym akcentem wśród szarej rzeczywistości. Baśń ta mówiła, iż błądząc po Lesie Zagionionych Dusz, można spotkać jednorożca. Owe zwierzę ma śnieżnobiałą grzywę i ogon, jego sierść jest w dotyku niczym jedwabm a ostry, spiralny róg ma moc spełniania najskrytszych marzeń. Jednak nie każdy może go spotkać. A czy to prawda? Nie wie nikt.

UIAL TAUR

   Przymrużyła oczy, gdyż raziły ją promienie wschodzącego słońca. Leżała na czymś miękkim, a na twarzy czuła chłód porannej rosy. Podniosła się z lekkim trudem, rozmasowując zmarznięte ręce, po czym usiadła w bujnej trawie. Bolała ją także głowa, chyba musiała walnąć się o ten kamień. Wciąż mrużac oczy, rozejrzała się dookoła. Gdzie ja jestem? Co ja tu robię? Po chwili jednak zrezygnowała z poszukiwania odpowiedzi na te pytania. Położyła się i patrzyła w niebo, na poruszające się leniwie chmury. Wsłuchiwała się w trele leśnych ptaków, gdy usłyszała lekki szelest. Obejrzała się. Na kamieniu obok przysiadł śliczny rudzik i spojrzał pytająco. Dziewczyna wyjęła z kieszeni kawałek chleba, rozkruszyła go i położyła obok skrzydlatego przyjaciela. Ptaszek spojrzał z wdzięcznością, przekrzywił figlarnie łepek, po czym zabrał się do jedzenia. Patrząc z radością na miłego gościa, czuła się bardzo szczęśliwa. Wtem usłyszała burkliwy odgłos wydobywający się z pustego dna jej brzucha. Roześmiała się. Najwyższy czas na posiłek.

* * *

   - Milutkie miasto, wydaje mi się takie znajome... - szepnęła do siebie, a tuż obok niej przebiegła roześmiana grupka dzieciaków.
   Greenhill słynęło z odbywanego co roku festynu, znanego w całej krainie Garilandu, zwanego Tradai. Odbywał się zawsze w ciągu pierwszego tygodnia po Samhain, święcie nowego roku, które odbywało się na początku jesieni. Zjeżdzało się wtedy na jarmark wielu wybitnych mistrzów w swoich kunsztach, by zaprezentować i utargować wiele swoich wyrobów, jak także zwykłych handlarzy sprzedających swoje zeszłoroczne plony.
   Dziewczyna szła wąskimi uliczkami, aż wreszcie dotarła na główny plac. Festiwal trwał już dobre parę dni, wszędzie było mnóstwo straganów z przeróżnymi rzeczami. Gdzie nie spojrzeć, pełno roześmianych dzieciaków, krzątających się jak w ukropie sprzedawców, ludzi dokonujących utargów. Rycerze kręcili się przy stoiskach płatnerzów, natomiast magów można było dojrzeć przy kramach z magicznymi substratami. Z pobliskiego baru dał się słyszeć gromki śmiech krasnoludów, popijających trunki, natomiast elfy z uznaniem oglądały delikatne łuki z bukowego drzewa. Istnie sielankowa atmosfera.
   Poruszała się wolno wśród stoisk i tłumu, odgryzając duży kęs soczystego jabłka, podarowanego przez miłą panią z właśnie mijanego kramiku. Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i pomachała w podzięce ręką. Nagle jej wzrok przykuł straganik z kunsztownymi wyrobami. Tak, skądś znała te artykuły i ich sprzedawcę.
   - O, witaj Alma! Aleś urosła! Jak cię ostatnio widziałem, ledwo sięgałaś mi do pasa! - roześmiał się. - Co cię sprowadza do Greenhill?
   Dziewczyna spojrzała na niego lekko zdziwionym wzrokiem. Jak mogła zapomnieć! Już przypomniała sobie, skąd go znała.
   - Dzień dobry, Hansie. Przyjechałam na festiwal Tradai. Przecież nie jestem już taka mała, by wszędzie chodzić z dorosłymi! - odrzekła wymijająco. Nie miała zamiaru nikomu mówić prawdy, że nic nie pamięta.
   - Masz rację. - odpowiedział sprzedawca. - Przepraszam, ale wciąż cię kojarzę z tą słodką dziewczynką sprzed piętnastu lat! - roześmiał się serdecznie. - O! Widzę, że jeszcze nosisz pierścień, który sobie u mnie wybrałaś.
   Z lekkim zaskoczeniem przyglądnęła się obręczy, kołyszącej się delikatnie na łańcuszku przypiętym do jej pasa. Tak, to prawda. Nosi go ze sobą już tyle lat...
   - Pamiętasz, co ci o nim mówiłem? - kontynuował Hans. - Jest magiczny, jak zresztą wiele z moich wyrobów. Jest na nim delikatnie wygrawerowany napis "Uial Taur", co oznacza "Półmrok Puszczy". Ponoć przyciąga magiczne stworzenia. Ten, kto nosi tenże pierścień, ma władzę nad Czarnym Wilkiem. Jego imię to Shadow - mężczyzna westchnął. - Nie chciałem ci tego mówić, jak byłaś mała. Teraz już uważam, że mogę. Pamiętaj jednak, że to duża odpowiedzialność.
   Alma zamyśliła się głęboko.
   - Rozumiem... Więc jak go wywołać? - zapytała.
   - Czekaj chwileczkę... - Hans zaczął grzebać w swoich kufrach. - Jest, znalazłem ten rzemyk! Wystarczy, że nim umocujesz pierścień. Nie martw się, jest bardziej wytrzymały nawet niż ten łańcuszek. Łatwo się go nie zerwie - rzekł. - A potem wystarczt wymówić jego imię, by był przy tobie.
   Podał rzemyk dziewczynie. Alma była lekko zaciekawiona, jednak przyzwyczaiła się już dawno do magii otaczającego ją świata. Sprawnie przeciągneła sznurek przez środek pierścienia, po czym wyszeptała imię wilka. Wtem w powietrzu lekko wyłonił się czarny zwierz i  dotknął łapami ziemi. Podreptał parę kroczków w miejscu i spojrzał na dziewczynę.
   - Oto i on. Obyś miała w nim wiernego druha i obrońcę - rzekł Hans.
   Alma przyjrzała się bacznie zwierzęciu. Czarny jak smoła, lśniąca sierść lekko falowała w rytm wiatru. Jego złote oczy były przenikliwe i uważne. Uszy niby od niechcenia wyłapywały każdy dźwięk. Shadow przeciągnął się i ziewnął szeroko, pokazując cały asortyment zębów.    Uśmiechnęłą się lekko. Wreszcie ma towarzysza.
   - Dziękuję, Hans. Jestem ci bardzo wdzięczna! Jeszcze kiedyś na pewno się spotkamy. Na pewno... - rzekła, odchodząc.
   - Poczekaj jeszcze chwileczkę! - zawołał sprzedawca. - Masz, weź ten miecz. Jest w sam raz dla ciebie. Dzisiejsze czasy nie są na tyle bezpieczne, na ile by się wydawało.
   Ujęła klingę w dłoni. Rękojeść ładnie dopasowywała się do jej chwytu. Wywinęła lekkiego młyńca. Broń była bardzo lekka, poręczna i mocna...
   - Ile chcesz za nią? - zapytała.
   - Nie, nie! Powiedzmy, że to jest prezent ode mnie. - uśmiechnął się.
   - Dziekuję. Jak ja się tobie odwdzięczę! No to... bywaj! - powiedziała na pożegnanie.
   Idąc dalej pomiędzy straganami, Alma postanowiła zakupić trochę prowiantu i ekwipunku. Na szczęście znalazła przy sobie parę złotych monet. Właśnie płaciła sprzedawcy za pieczywo, gdy ktoś przebiegł koło niej i wyrwał woreczek z pieniędzmi. Zanim zdążyła zareagować, wilk już ruszył w pościg. Lekko odbił się łapami od bruku i unieszkodliwoł złodzieja, powarkując.
   - Zostaw, Shadow - stanowczo rzekła, po czym odebrała od rzezimieszka swoją własność. Już nadbiegali strażnicy, przepychając się przez tłum gapiów.

* * *

   - Oj, wilku. Co ja się z tobą mam - rzekła Alma. - Przez ciebie musieliśmy opuścić Greenhill. Ludzie, widząc twoją brawurową reakcję, zaczęli uważać cię za niezwykle mądrego psa. To w sumie dobrze, ale wiesz, mogliby się tym również tobą zainteresować niewłaściwe osoby. Poza tym władze powiedziały, że musimy tymczasowo opuścić miasto albo zapłacić karę za zakłócanie spokoju. Ech, te władze. Zamiast porządnie ukarać złodzieja, to jeszcze napadnięty musi za to płacić!
   Shadow opuścił wzrok i podkulił ogon.
   - Nie smuć się już, to nie twoja wina! - odrzekła Alma. - Cieszę się, że jesteś moim kompanem - dziewczyna kucnęła i objęła zwierza ramieniem.
   Wilk uspokoił się, lecz nagle położył uszy po sobie, zjeżył sierść, zmarszczył pysk i głośno zawarczał.
   - A więc tu jesteś! - usłyszała niski głos. - Nie uciekniesz nam więcej!
   Obróciła się delikatnie. Było ich pięciu. Czterech mocnych typów, z ciężkimi mieczami w dłoniach. Piąty z nich stał kawałek dalej z napiętą kuszą. Skąd ich znam? Już sobie kojarzę... Szalony galop w promieniach zachodzącego słońca, tętniąca krew, już nastaje półmrok, ponaglam wierzchowca. Przesadzam rów, strumyk, byle dalej. Już nie mogę, koń pędzi na złamanie karku, tracę przytomność i zsuwam się z końskiego grzbietu. Tak to oni...
   - Masz szczęście, że spadłaś w wysokie trawy, a koń pognał dalej. Inaczej by już była robota z głowy. Zresztą to nieważne. Już jesteś martwa - powiedział kusznik.
   To ci ludzie ją wtedy gonili. Ale dlaczego? Tego dalej nie pamięta. Zresztą, w tej chwili nie ma to znaczenia. Muszę przeżyć. Warknięcie. Tak, wilk jest ze mną. Uda się!
   Kątem oka dostrzegła, jak ten z tyłu napina kuszę, mierząc w nią. Czwórka drabów dobyła mieczy. Z lekkim chrzęstem wystrzeliła strzała. Szybkim ruchem odskoczyła w bok. Chybił. Zaczęło się. Shadow wilczym zwyczajem zaatakował cicho i nieomylnie. Z szybkością błyskawicy dopadł pierwszego mężczyzny. Chlusnęłą krew z jego przeciętej tętnicy szyjnej. W tym czasie Alma wydobyła klingę, odparowała cios jednego ze zbirów. Zamachnął się, by zadać następny cios. Wykorzystała okazję. Lekko uskoczyła z drogi miecza. Facet stracił równowagę i zachwiał się. Cięła go z prawej pod ramię. W tym czasie drugi już atakował. Był bardzo szybki. Ledwo zdążyła zrobić unik, jednak miecz przeciwnika trafił ją w lewe ramię. Syknęła z bólu. Wróg właśnie szykował się do ostatecznego ciosu. Tłumiąc ból, wywinęła mieczem na oślep. Mężczyna ryknął, ostrze klingi przeorało mu twarz. Rozejrzała się. Kusznik dopadł jednego z koni i już gnał przed siebie, porzucając kompanów, a wilk rozprawił się z ostatnim z napastników. Nie ma sensu gonić tchórza. Już po wszystkim.

* * *

   Przywiązała konia do drzewa. Jak dobrze, że tamci przyjechali konno Rana okazała się dosyć głęboka. Przemyła ramię w strumieniu, opatrzyła i zawinęła w bandaż. Jednak wciąż trapiła ją jedna myśl... Czemu oni ją chcieli zabić? Jeden z nich zdołał uciec. Czy wróci z nowymi ludźmi, by dokończyć ją zabić? Miała złe przeczucia. Spojrzała na wilka. Walczył w jej obronie. Mój przyjaciel i druh.
   - Kochany Shadow, uratowałeś mi tym razem życie. Jestem ci bardzo wdzięczna... - mówiąc to, wtuliła się w wilczą sierść.
   Zwierzak w odpowiedzi spojrzał wymownie swoimi złotymi oczami i liznął swoją panią po twarzy. Alma roześmiała się.
   - Naprawdę mądry z ciebie czworonóg - rzekła wesoło.
   Pierścień łagodnie dyndał na rzemyku u paska Almy. Krąg wydarzeń zacieśniał wciąż swoje koło...

* * *

   Przejeżdzała właśnie przez las, gdy usłyszała za plecami odległy tętent. Shadow zawarczał ostrzegawczo. Czyżby to znowu oni? Ponagliła konia. Wilk wahał się chwilę, po czym szybko podążył za Almą. Siwa kobyłka przeszła w kłus. Po pewnym czasie zwolnili. Skróciła wodze, nasłuchując. Cisza. Wiatr wiał od zachodu. Wjechali w wąwóz, a stukot kopyt klaczki rozbrzmiewał echem. Gdzie podążamy? Czy już wiecznie będziemy uciekać? Zamyśliła się... Z zadumy wyrwał ją nagły hałas. Wilk zaskomlił. Przez wąwóz przetoczył się pogłos końskiego rżenia i dzikie wrzaski ludzi. Odcięli drogę powrotną. Wypadli zza lewej strony, od wschodu. Spłoszony koń z miejsca poniósł w szalonym cwale, aż iskry trysnęły spod kopyt. Strzała zaśpiewała jej koło głowy. Byli tuż za nimi. Wąwóz się ścieśniał, a za wąskim przejściem było widać ścianę lasu. Byle tam dotrzeć! Obejrzała się... Dwóch, pięciu, dwunastu. Nie, tym razem nie mają szans w walce. Siwa zawierzgała z bólu. Jedna ze strzał trafiła go w zad. Opanowując tańczącego konia, ponagliła go dalej. Jeszcze kawałeczek! Już, już jest las... Kobyłka upadła. Alma zeskoczyła z grzbietu upadającego konia i pognała w gęstwinę lasu, a za nią Shadow. Usłyszała za sobą głosy.
   - Stójcie! Nie ma sensu dalej ją gonić. Za lasem rozciągają sie ogromne dzikie tereny, więc jak będzie chciała wrócić, będzie musiała tędy przejechać. Poza tym, ten las nie cieszy się za dobrą opinią. Na samą myśl o nim czuję dreszcze. Coś tu niedobrego musi się czaić - powiedział jeden z nich.
   Reszty nie usłyszała. Zresztą nie chciała. Nie miała wyjścia. Zagłębiła się w półmrok lasu. Pierścień wydarzeń zamknął koło.

* * *

   Stąpała po miękkim mchu, obok niej kroczył wilk. Dziwny las... Tak tu cicho. Na początku był bardzo gęsty, teraz stał się rzadszy. Wiekowe drzewa wznosiły się majestatycznie, zasłaniając niebo. Tylko pojedyńcze promienie słońca przedzierały się przez tą zasłonę. Jak się stąd wydostać? Wiem jedno. Nie wrócę już tą samą drogą, którą przyszłam. Spojrzała smutnym wzrokiem na towarzysza. Nie umiał odpowiedzieć na jej nieme pytanie. Czemu to ją to spotkało? Była głodna, bolało ją zranione ramię. Opadła z sił. Ułożyła się na miękkim mchu i pogrążyła w głębokim, niespokojnym śnie...

   Duży pokój ze śliczną tapetą w liście... Mój dom? Tak, to on. Uśmiechnięta kobieta, pochylona nad dziecięcym łóżkiem. Opowiada legendę o jednorożcu. Czy to moja mama? Nie, to nie ona. To ciocia Iva. Przypominam sobie. Odkąd pamiętam, ona sie mną opiekowała. Matulę pamiętam bardzo niewyraźnie. Zginęła, gdy miałam pięć lat... Tak mówiła potem Iva, było to podczas zamieszek między krasnoludami a elfami. Nie rozumiałam wtedy, co się stało. Pamiętam, że strasznie płakałam po jej odejściu. Tata zawsze mówił, że jestem podobna do matki. Po jej śmierci nie mógł na mnie patrzeć. Za bardzo mu przypominam żonę. Tak bardzo za nią tęsknił... Oddał mnie więc na wychowanie do cioci. Ojca od tamtej pory nie widywałam. To Iva uczyła mnie jeździć wierzchem, sztuki walczenia mieczem, wszystkiego. Zabierała mnie do miasta. Tak... To stąd kojarzy mi się festyn w Greenhill, nieraz tam bywałam w młodszych latach. Z roku na rok coraz bardziej dorastałam. Ciocia powiedziała mi pewnego dnia, że ojciec powtórnie się ożenił. Nie chciałam tam już wracać. Potem nastała epidemia czerwonki. Zarażały się nią głównie osoby starsze. Iva zachorowała także. W końcu i ona odeszła. Wtedy to spotkałam pierwszy raz tamtych mężczyzn. Mówili coś o rozkazie mojej macochy i pieniądzach. Coś o hańbieniu rodu... Ojciec nie mógł mi pomóc, był pod jej władzą. Nie chciał mnie widzieć. Gdy przyszli, wymknęłam się cicho tylnymi drzwiami i pobiegłam do stajni. Lekko wskoczyłam na koński grzbiet. Na oklep. Gdy zorientowali się, że uciekam, ruszyli w pościg. Długo jechałam w szaleńczej, karkołomnej jeździe. W końcu opadłam z sił i pogrążyłam się w ciemności...

   Wilcze wycie... Otworzyła oczy. Czy to jawa czy sen? A może już umarłam? Już wszystko pamiętam. Pod dłonią czuła miękkie, aksamitne futro. Przetarła oczy. Na pobliskim kamieniu siedział rudzik. Ten sam, którego nakarmiła okruchami chleba. Uśmiechnęła się. Spojrzała przed siebie. Ujrzała niezwykłe stworzenie. Wyglądało jak koń. Sierść miało białą jak śnieg, lekko falowaną grzywę i ogon. Na sklepieniu czoła miało spiralny róg. To niemożliwe... Przecież one nie wyginęły wieki temu. Jak wilki i smoki. A raczej zostały zdziesiątkowane i wybite. To musi być sen. Zerknęła na wilka. Ten spojrzał nań złotymi oczami, po czym wesoło podbiegł do jednorożca. Alma ponownie przetarła oczy. Tak, one rozmawiały ze sobą. Czyżby to był legendarny Las Zaginionych Dusz? Pierścień... Uial Taur - Półmrok Puszczy. Gdzie on jest? Rzemyk się zerwał. Czy to oznacza? Szepnęła z nadzieją cicho imię wilka. Jak zwykle przybiegł pośpiesznie, nadstawiając czarny łeb pod pieszczoty. Odetchnęła z ulgą.
   - Czy jesteśmy dalej przyjaciółmi? - zapytała Alma.
   Oczy wilka mówiły same za siebie. Oczywiście, że tak. Rzemyk to tylko symbol. Prawdziwa przyjaźń istnieje pomimo wszystko. Usłyszała cichy stukot kopyt na kamieniach. Spojrzała na jednoroga.
   - Co teraz? Mama odeszła dawno temu, ciocia Iva także zmarła. Nie mam dokąd wracać - powiedziała ze smutkiem w głosie. Trochę załowała, że sobie wszystko przypomniała.
   "Choć, zabiorę cię dokąd zechcesz. Nieważne miejsce, nieważny czas. Wsiądz na mój grzbiet. Jesteś godna dostąpić tego zaszczytu." - usłyszała głos jednorożca w swojej głowie. Wilk wstał i zachęcająco ruszył w stronę białego zwierza. Zawahała się. Po chwili jednak wskoczyła lekko na grzbiet mistycznego konia. Teraz wreszcie znów ujrzy mamę i ciocię... i Hansa. Obiecała mu przecież, że się jeszcze spotkają. Coś się kończy, coś się zaczyna...
   Jednorożec przeszedł w galop. Jego kopyta ledwo muskały ziemię, a obok biegł czarny wilk. Dwa kontrasty. Życie i śmierć... Wreszcie czuła się szczęśliwa. Legenda stała się prawdą, jednak nikt o tym się nie dowie. Niechaj dalej pozostanie tajemnicą, tak będzie najlepiej.
Zapisane

Nanami

  • Gość
Uial Taur - moje opowiadanie
« Odpowiedź #1 : 2005-01-30, 22:30 »
Eno niech ktoś skomentuje, proooooooszeeee  :lol:
Zapisane

hipcio5

  • Gość
Uial Taur - moje opowiadanie
« Odpowiedź #2 : 2005-01-30, 22:48 »
Na razie nie mam czasu, ale jak tylko będę miał go więcej to z pewnością przeczytam :wink:
Zapisane

Forum Zwierzaki

Uial Taur - moje opowiadanie
« Odpowiedz #2 : 2005-01-30, 22:48 »
Strony: [1]   Do góry
 

Strona wygenerowana w 0.108 sekund z 25 zapytaniami.