Takie króciuuuutkie opowiadanko - by me
Wiedźma Jej nozdrza przywykły już do mocnego, mdłego kwiatowego zapachu. Gotowała w pośpiechu, spoglądając bystrymi oczyma przez okno w izbie. Już.. już idą. Kilka chwil, może zdąrzy. Sylwetki za oknem rosły z każdą chwilą, jakby podlewane strugami deszczu. Ciemne, gniewne niebo co chwilę przeszywał dziki błysk. Matka Natura starała się spowolnić i unicestwić ludzi zagrażającej zdrowiu jednej ze swoich Córek. Huk, wściekłe krzyki. Rażące światła pochodni niesionych przez idących ludzi zalewały zakurzoną podłogę w ciemnej izbie. Wszystko to przyprawiało ją o dreszcze i kołatanie serca. Tyle już w życiu przeżyła, ale to... to było coś innego. Coś dziwnego. Po raz pierwszy w życiu naprawdę się bała. Nie śmiała jednak wątpić w moc swej Matki i w niej powierzała nadzieję. Wszystko działo się coraz szybciej i głośniej... W jej głowie kotłowało się wiele myśli. Czy Ci durni ludzie naprawdę nie rozumieją, że działam w szeregach dobra? Że im pomagam? Że moja magia daje siłę naturze? - marszczyła brwi w zamyśleniu. Mieszała miksturę coraz szybciej, coraz mocniej... Słyszała już łomot otwieranych drzwi. Triumfalne krzyki ludzi. Ale nie. Nie udało się im. Wiedźma leżała na zalanej słońcem polanie z uśmiechem. Szeptem dziękowała Matce Naturze za pomoc, za to że udało jej się przeteleportować do kręgu...