I zjeść mnie chciał(odwołuję "pełną obsługiwalność"), jak mu po odmoczeniu ropy, chciałam kłaki poodklejać . Normalnie choruje cała rodzina, pies obolały, wszyscy znerwicowani i zmęczeni.
Dzień piąty, a tu drze się jak drugiego- i znów schudł bo albo krzyczy, albo śpi jak padnie i odmawia jedzenia, wszystkie żebra można liczyć, kręgi od połowy też
Tez się nie spotkałam z czymś takim- poprzedni pies zabiegów miał trochę, takich jazd nie było. Sterylizowałam Stefę, to się 2 dni martwiłam, ale potem była coraz lepsza- po tygodniu jak nowa, tylko brzuch goły.
Do tego te wizyty codzienne- do lecznicy 2 km, my niezmotoryzowani, pies nie chodzi - nieść taki kawałek obolałego psa drącego się wniebogłosy nie bardzo, prosimy po rodzinie, aby nas podwozili, rodzicom juz głupio.
Zmęczonam.
Mam wyrzuty sumienia:było zostawić jak jest, tylko ten guz by się paprał- miałam wesołego psa z krwawiącym guzem, teraz mam skamlącą nie chodzącą kupkę nieszczęścia, bez guza, zalatująca ropą