Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukanie zaawansowane  

Aktualności:

Strony: 1 [2] 3   Do dołu

Autor Wątek: Moje opowiadanie :)  (Przeczytany 24348 razy)

0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Blackie

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 5750
  • Christian <333 <loff *_* >
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #30 : 2007-09-10, 15:37 »
Daj następną część, proooszę :)
Zapisane
Why so serious?

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #31 : 2007-09-10, 19:04 »
Najpierw to muszę ją wymyśleć. A teraz mało czasu, bo szkoła i... szkoła. Dziady muszę czytać. Takie to nudne, że nie wiem :P Co rusz tylko diabły chcą chwycić pazurami jakąś niewinną duszę więźnia, a anioły starają się im przeszkodzić... :P :D

A więc musisz poczekać. Postaram się jednak napisać w tym tygodniu :)
Zapisane

Blackie

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 5750
  • Christian <333 <loff *_* >
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #32 : 2007-09-13, 11:56 »
No ja tam czekam, nigdzie się nie wybieram :)
Zapisane
Why so serious?

Forum Zwierzaki

Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedz #32 : 2007-09-13, 11:56 »

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #33 : 2007-09-28, 17:39 »
Przepraszam, że tak długo. Już piszę nową część :)


   Znana już nam trójka jechała tymczasem bryczką, która podskakując na wybojach wjechała do lasu. Podróżnych otaczały potężne klony i smukłe, wysokie brzozy. Zielone liście drgały lekko na wietrze.
-Prrrr!!- nagle woźnica wstrzymał klacz. Sheila spojrzała na niego zdziwiona:
- Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego zatrzymujemy się w środku las...- nie dokończyła, gdyż wtem rozbrzmiało głośne rżenie.- Co to?!
Owen uśmiechnął się tajemniczo i wyskoczył z wozu, i pobiegł w gąszcz. Chwilę potem wrócił prowadząc pięknego, czarnego konia, który spokojnie mógł zasłużyć na miano królewskiego. Na widok zwierzęcia dziewczyna otworzyła szeroko oczy. Pochlebiło to młodzieńcowi, który wsunąwszy ręce w kieszenie rzekł:
- Poznajcie się. Sheila- Damis, Damis- Sheila.
- Miło mi. Skąd go wytrzasnąłeś?- spojrzała na Owena podejrzliwie. Chłopak wzdrygnął się, wyczuwając chłód w głosie kobiety i odparł:
- Znalazłem. Nie miał właściciela.
- Bezpański powiadasz?
- A i owszem. Właściciel się wyniósł do innego kraju i już po niego nie wrócił. Wiem, bo nikt się po tego konia nie zgłaszał.
- Może się jeszcze zgłosić.
- Jeszcze? Wykluczone. Minęło 9 lat. Po takim upływie czasu mogę spokojnie przywłaszczyć sobie prawa do tego konia. Zresztą i Damisowi się nie spieszy zmienić właściciela, to mój kompan- poklepał konia po głowie, którą ten wsadził mu pod pachę.
- No dobra. Ale po co nam on?
- Do wymiany. Klacz Stephena nie zniesie podróży.Bez urazy kolego!- rzucił w stronę woźnicy.
- W porządku!- odkrzyknął tamten.
 W ciągu następnych 20 minut mężczyźni zamienili konie. Gdy wszystko było gotowe, Stephen chwycił Złotą za lejce i poszedł odprowadzić ją do starej, pustej obory, teraz jednak specjalnie na ten cel przygotowanej. Po 10 minutach był z powrotem. Ruszyli w dalszą drogę.

   -Kim są Twoi rodzice?- Owen spojrzał w oczy Sheili. Dziewczyna odwróciła głowę. Patrzyła zamyślona na przemijający krajobraz. Lasy, domy, rynki, kolorowe witryny sklepów, znowu lasy. Stephen siedzący na koźle nastawił uszu, chcąc usłyszeć odpowiedź.
- Nie wiem- wzruszyła ramionami. Owen wyczuł smutek w jej głosie. Przysunął się bliżej i objął ją ramieniem. Nie odsunęła się. Było jej w tej pozycji bardzo bezpiecznie.
  DUM!- nagle bryczka zatrzęsła się, wjechawszy w dół na drodze. Wóz się zatrzymał.
-Jasny gwint! Szlag by to trafił!- krzyknął woźnica. Oboje odwrócili się z pytającym wzrokiem.
- Mam złe przeczucia- mruknął Stephen. Zsiadł z kozła i poszedł obejrzeć koła.
- Coś się stało?- zatroskał się Owen, wychylając się do przyjaciela.
- Niestety, złamało się koło. Powinienem wziąć lepszą bryczkę, a nie tą staruchę- zaczął sam siebie ganić.
- Przystopuj trochę! Z każdą mogło się to stać! Wszystko będzie ok!-starała się pocieszyć woźnicę Sheila. Mężczyzni spojrzeli po sobie.
- Grunt to zachowanie spokoju ducha, dobrego humoru i zimnej krwi w każdej okoliczności.- Skwitował młodzian.
- Ale co zrobimy?- Stephen spojrzał na niego żałosnym wzrokiem.- Nie mam zapasowego koła, a z trzema ani rusz.- Jego wzrok błądził po twarzach tamtych, szukając pocieszenia. Pierwszy raz mu się to zdarzyło. Pomyślał o tym, iż będzie musiał pozbyć się bryczki, służącej jego rodzinie od pokoleń. A na nim miała się ta nić urwać. Uradowała go myśl, że Złota została  w oborze w lesie. Gdyby nie decyzja Owena o zmianie konia, jego klacz wiele by wycierpiała psychicznie i fizycznie. Usiadł na ziemi. Towarzysz zauważywszy jego troskę, usiadł obok i objął ramieniem:
-Stary, nie martw się. Wszystko się ułoży- teraz również on zaczął pocieszać przyjaciela.
- Masz czwarte koło w swoim bagażu?
- Nie, ale...
- Właśnie- mruknął woźnica.
- A l e to jest jedyna droga dojazdowa do portu- powiedział młody, akcentując słowo "ale". - Nie ma możliwości,by nikt tędy nie przejeżdżał.
Stephen podniósł głowę. W jego oczach pojawiły się iskierki nadzieji.
- Będzie dobrze?
- Musi być dobrze, Musi.


**************
Uff, macie. Teraz będę myśleć, jak się potoczą dalsze ich losy, bo jeszcze tego nie wiem :P :D
Zapisane

Blackie

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 5750
  • Christian <333 <loff *_* >
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #34 : 2007-09-29, 14:29 »
Wątek miłosny, prosić bardzo xD
Zapisane
Why so serious?

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #35 : 2007-09-30, 16:49 »
Prosić zawsze można xD :P
Zapisane

Blackie

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 5750
  • Christian <333 <loff *_* >
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #36 : 2007-09-30, 17:35 »
Łamiesz mi serce xD
Zapisane
Why so serious?

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #37 : 2007-10-01, 17:44 »
Wiesz Blackie, życie nie zawsze jest kolorowe xD :D
Zapisane

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #38 : 2007-10-03, 17:44 »
  Tymczasem znany nam już Ronald, który nie grzeszył zbytnim pośpiechem, do czasu, aż był całkiem wypoczęty, a brzuch nasycony. Mężczyzna, po spokojnie przespanej nocy w karczmie, wstał następnego dnia około godziny 10, leniwie się przeciągając, robiąc wszystko powoli. Zjadłszy syte śniadanie, na które składaly się:przyrumieniona kiełbasa z cebulką, włoskie kluski gnochi, a także trzy grubo krojone pajdy świeżego, wiejskiego chleba oraz ćwiartka butelki wina. Tak posilony o godzinie 11 pożegnał się z Raymundem i ruszył w dalszą drogę.
  Kłusował praktycznie przez cały czas, w zalotnym tempie mijąjąc wsie, miasteczka, lasy, polany, zatrzymując się tylko w razie konieczności napojenia konia, a i przy okazji samego siebie.
  Dzień zbliżał się ku końcowi, słońce schowało się za horyzont, gdy prawie całkowicie wyczerpany z sił, wjechał do Neapolu. Tam wszedł na statek płynący do Anglii, oddał konia personelowi do przechowania, po czym rzucił się na łóżko w koji i zasnął tak głębokim snem, jak tylko utrudzony podróżny potrafi.
   Zbudził go gwizd, obwieszczający przybijanie do angielskiego portu. Zerwawszy się na równe nogi, tym razem nie tracił czasu na spokojne przygotowywania, lecz od razu przystąpił do rzeczy. Odebrawszy konia, zszedł po trapie na ląd i rozejrzał się w poszukiwaniu drogi do Londynu.
- Żadnych oznakowań? Wstydziliby się Ci Anglicy...- mruknął pod nosem. Jego wzrok napotkał grupkę trzech osób: dwóch mężczyzn, w tym jednego młodego i jedną, naprawdę ładną dziewczynę. Podszedł do nich i spytał łamaną angielszczyzną:
- How can I go to London?*
Tamci spojrzeli na niego zaskoczeni. Przez chwilę dostojny wygląd i strój podróżnego odebrał im mowę. Od razu wiedzieli, iż musi to być ktoś z wyższych szczebli. Owen chrząknął znacząco, ale to Sheila pierwsza zaczęła mówić i to- tu szczęka opadła jej towarzyszom- po włosku! Wytłumaczyła dokładnie drogę pytającemu, a ten, podobnie jak jej znajomi, nie mógł się otrząsnąć ze zdumienia. Bowiem wcześniej przyjrzawszy się łachmanom dziewczyny, nigdy by nie posądził jej o znajomość języka włoskiego. A tu proszę! Owszem, zdarzyło się jej kilka dość dosadnych błędów, ale wszystko zrozumiał doskonale. Z podziwu nad młodą kobietą uchylił przed nią czoła i powiedział:
- Grazie,Bella**- po czym na odchodnym spojrzał jeszcze na konia i rzekł do Owena:
- Piękny koń, rzadko się takie widuje.- Wsiadł na swojego i ruszył w kierunku wskazanym przez Sheilę. Nowi przyjaciele wciąż patrzyli na nią zdębiałym wzrokiem. Wreszcie Owen zdecydował się przemówić:
- Skąd Ty, dziewczyno, znasz język włoski?
- Może ma dar języków, jak apostołowie...- zachichotał Stephen.
- Nooo eeee.... - spojrzeli na nią wyczekująco.- Nie wiem... Po prostu znam, jakbym się kiedyś uczyła, ale nie pamiętam w jakich okolicznościach. Zresztą całe moje życie sprzed czasu, gdy dostałam się pod surową rękę panny Mabel, jest dla mnie zagadką. Zupełnie, jakby mgła zapadła na moją przeszłość. Panna Mabel przez 9 lat robiła co w jej mocy, by wymazać mi z pamięci całe moje dotychczasowe życie i jej się to udało. Jedyne, co mi zostało, to ten język.- Westchnęła. Wszelkie wspomnienia, a raczej ich brak, dotyczące przeszłości, sprawiały jej ból. Nie wiedziała kim była, kim jest, ani kim będzie. Sierota bez przeszłości i przyszłości. Łza zakręciła się jej w oku i spłynęła po policzku.
- Hej, słońce, nie płacz.- Owena ogarnęło wzruszenie i delikatnie otarł łzę z policzka dziewczyny. Ta drobna czułość sprawiła, iż Sheila wtuliła się w poły płaszcza mężczyzny, wybuchając rzewnym płaczem. Zapadła cisza, zakłócana tylko łkaniem dziewczyny. Stephen, bardziej niż jego towarzysze czując, że powinien zostawić ich samych, poszedł dowiedzieć się o godzinę odpłynięcia najbliższego statku do Włoch.
   Tymczasem Ronald kroczył po ulicach Londynu, prowadząc konia za lejce. Szukał już od godziny i jak dotąd żadnej wieści. Nikt nawet nie słyszał o zaginionej.
- Co teraz? Gdzie szukać? Gdzie mogło by pójść dziecko, zostawione samo sobie?- Podniósł oczy i przeczytał wielki szyld nad drzwiami budynku, mieszczącego się po drugiej stronie ulicy: "Sierociniec panny Mabel".- Sierociniec? Hmmm... kto wie? Może? Toć to niedaleko stacji kolejowej. Trzeba sprawdzić.- Przeszedł przez ulicę i zapukał. Otworzyła mu tęga kobieta, o niesympatycznym wyglądzie, jej wzrok wyrażał zniecierpliwienie. Ronald pomyślał: "To chyba jednak nie możliwe, każde dziecko by uciekło widząc tą babę, ale wprawdzie kto wie? Sama jedna, pozbawiona dachu nad głową, rodziny, dziewczynka...", a na głos rzekł:
- Panna Mabel, jak mniemam?
- To ja, nic mi pan nie sprzeda.
- Sprzeda?- Zdumiał się.- Ach! Wzięła mnie pani za handlarza? Ależ nie, ja w zupełnie innej sprawie! Bardzo ważnej- zaznaczył.
- Jakiej?- spojrzała ciekawiej na obcego.
- Czy kiedyś była u pani dziewczynka podająca się za osobę z wysokiego rodu?
Słysząc to pytanie, kobieta musiała przytrzymać się framugi, by nie zasłabnąć. Przed oczami stanęło jej wydarzenie sprzed 9 lat, kiedy to młoda, umorusana dziewczynka oznajmiła jej słodkim głosem:
-Nazywam się Dorothy Evans. Jestem córką królowej Yvonne. Nasz pałac się spalił. Wszyscy wyjechali do Włoch, a ja nie zdąrzyłam na pociąg.
Pamiętała, iż wyśmiała ją wtedy, nie dowierzając w ani jedno jej słowo, a teraz okazało się, że ta rzekoma wariatka mówiła prawdę. "Ale jej już nie ma"- pomyślała i przyrzekła sobie, że musi coś z tym zrobić, skoro nadarza jej się tak wspaniała okazja do wzbogacenia się, nawet gdyby miała kłamać.
- Ach! Tak! Dokładnie 9 lat temu! Dorothy Evans podawała się za córkę królewską.-Na dźwięk znajomego imienia Ronald poruszył się nerwowo i spojrzał z nadzieją na pannę Mabel, która teraz nie wydawała mu się tak straszną jędzą.- Bogatość jej stroju i gracja musiały mnie przekonać. Przyjęłam ją, królewnę!, tutaj, pod mój dach, w moje własne progi!
- Ach! Czyż jest tu jeszcze?-zawołał gorączkowo poseł.
- Jest! Jest! Choć skończyła 18 lat kilka dni temu, to postanowiła zostać. Pójdę ją przygotować na pańską wizytę. To może być dla niej szok. Biedna, prawie już całkiem straciła nadzieję.- Osuszyła ręką fałszywą łzę i skierowała się do jednego z pokoji, każąc Ronaldowi poczekać w korytarzu. Otworzyła skrzypiące drzwi i ujrzała młodą, 19-letnią dziewczynę siedzącą na krześle przy stole, pochyloną nad książką.
- Agato- syknęła. Tamta podniosła oczy znad lektury. Do sierocińca panny Mabel dostała się rok po Dolores. Jej ojciec, wpływowy człowiek, powierzył ją opiece panny Mabel, a ponieważ co miesiąc hojnie płacił za wychowanie córki, kobieta łasiła się do dziewczyny, traktując ją jak własne dziecko, a Agata poczuła sympatię do panny Mabel i traktowała ją jak macochę. A gdy ojciec jej zmarł (pozostawiając córce w spadku dość pokaźną sumą pieniędzy) pozostała przy pannie Mabel.
- Pamiętasz tą wariatkę Dorothy Evans?
- Sheilę? Tak pamiętam. Kilka dni temu została wyrzucona, nieprawdaż?
- Właśnie. Posłuchaj, co mam Ci do opowiedzenia.
Nastolatka wysłuchała cierpliwie, co rusz zatykając usta ze zdumienia.
- Ale przecież jej nie ma... skłamałaś posłowi- powiedziała zduszonym głosem.
- Owszem, lecz po co nam ona? Agato, świat stoi przed nami otworem.- Spojrzała znacząco na wychowankę. Tamta zaczerpnęła głęboko powietrza:
-Chyba zaczynam rozumieć... to ja miałabym być ową zaginioną królewną?-zapytała powoli.
- Odnalezioną, odnalezioną.- Uśmiechnęła się Mabel pokazując pożółkłe zęby. - Teraz, droga Agato, zwiesz się Dorothy Evans. Nie muszę Ci raczej nic mówić? Znasz historię?- Upewniła się.
- Tak, ta wariatka przecież tyle razy krzyczała o tym swoim pochodzeniu, jakeśmy ją zamykały w piwnicy o głodzie.- Agata uśmiechnęła się złośliwie na wspomnienie dokuczania młodszej od niej o rok dziewczynki. Także dlatego była ona pupilkiem właścicielki sierocińca, ponieważ miała równie podły charakter, jak jej wychowawczyni. Wymieniły spojrzenia i poszły do czekającego z niecierpliwością Ronalda.

___
*How can I go to London?- (ang.) Jak mogę dojechać do Londynu?
** Grazie, Bella- (wł.) Dziękuję, piękna

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przyp. aut.: o tym, co przydarzyło się trojgu naszym znajomym po zepsuciu się wozu, przeczytacie w następnych odcinkach. Teraz było koniecznością przesunąć trochę akcję do przodu. :)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Nie ma co... szybko napisałam nowy odcinek. Musicie przyznać :P I to długi, więc ma wam wystarczyć na dłuższy czas :D :P
Zapisane

Forum Zwierzaki

Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedz #38 : 2007-10-03, 17:44 »

anas

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 4660
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #39 : 2007-10-15, 18:18 »
Śliczne.
Zawsze jak zaczynałam czytać twoje opo to ktoś mi przeszkadzał, no ale wreście mi się udało i uważam, że świetne. Naprade. W porównaniu z moimi to ty i Kitka piszecie świetnie... Aż zazdrość mnie bierze
Zapisane
"Gdyby istniało Newtonowskie trzecie prawo konwersacji, głosiłoby, że każde stwierdzenie wywołuje kontrstwierdzenie o równej sile i przeciwnym zwrocie."
~Hugh Laurie "Sprzedawca Broni"

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #40 : 2007-10-15, 19:01 »
Dziękować :)

Pisz, Ann (xD), pisz!! :D Nie jestes od nas gorsza! :) :*
Zapisane

anas

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 4660
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #41 : 2007-10-15, 19:05 »
No chyba coś nabazgram, narazi e na próbe w wordzie potem zobaczymy
najpierw trochę pobarzgrzę potem wrzucę
Zapisane
"Gdyby istniało Newtonowskie trzecie prawo konwersacji, głosiłoby, że każde stwierdzenie wywołuje kontrstwierdzenie o równej sile i przeciwnym zwrocie."
~Hugh Laurie "Sprzedawca Broni"

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #42 : 2007-10-29, 15:28 »
Długo trochę :) Dalsza część.

~~~~
   Ronald zmierzył dziewczynę od stóp do głów. Co prawda, nie widział nigdy na żywo małej Dolores, ale po zapoznaniu się z jej zdjęciem nie mógł znaleźć żadnego podobieństwa między osobą na fotografii a postacią stojącą przed nim. Agata dygnęła przed mężczyzną:
- Witam. Dorothy Evans.
- Ronald Darcese. To dla mnie zaszczyt - ucałował zgrabną dłoń rzekomej księżniczki. Po czym podniósł się i odciągnął pannę Mabel na bok.
- Panno Mabel, jest pani pewna, iż to właśnie ona?
- Oczywiście. Pamiętam doskonale ten dzień, kiedy...
- Dobrze, rozumiem - przerwał, ale za chwilę wyjaśnił swoje wątpliwości - Jak mi wiadomo księżniczka miała brązowe włosy. Ta zaś ma blond. I jeszcze oczy powinny być zielone a są piwne.
- Minęło dziewięć lat, panie! Przez tak długi czas włosy mogą wyblaknąć. A oczy? Czy od początku do końca muszą mieć ten sam kolor? Znałam osobę, której bardzo często barwa źrenic się zmieniała.
- Ma pani rację. Nie mam już żadnych wątpliwości. Cóż, nie mamy dużo czasu. Musimy jechać.
- Dokąd?
- Do Włoch.
- Och!- zdumienie odebrało na chwilę mowę właścicielce sierocińca - Mam to zostawić?- zatoczyła ręką kółko dookoła siebie, jakby chcąc pokazać swoją boleść, ale tak naprawdę cieszyła się w duchu, że z każdą sekundą bramy królestwa bardziej się przed nią otwierają. Westchnęła fałszywie i zwróciła się do podopiecznej:
- Panienko, to znaczy Wasza Wysokość - zająknęła się, patrząc spod oka, jakie to wrażenie wywarła na obcym - czas w drogę. Powrócisz do swojego domu, do królowej matki.
- Kiedy to? - w oczach dziewczyny zabłysły ogniki.
- Już - odrzekł prosto Ronald. - Pakujcie się, drogie panie. Za 15 minut ruszamy. Statek będzie za pół godziny.

~~~~~~~~~~
Krótko strasznie, wiem, przepraszam, ale jakoś nie mam ochoty jednak pisać dzisiaj :(  To jest straszliwie krótkie, lecz może chociaż trochę was zaspokoji?
Zapisane

anas

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 4660
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #43 : 2007-10-29, 17:36 »
Troche... Troszeczke... Troszenieczkę! xDDDDD
Fajne i tak
Zapisane
"Gdyby istniało Newtonowskie trzecie prawo konwersacji, głosiłoby, że każde stwierdzenie wywołuje kontrstwierdzenie o równej sile i przeciwnym zwrocie."
~Hugh Laurie "Sprzedawca Broni"

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #44 : 2007-11-07, 16:56 »
  Sheila, Owen i Stephen czekali na odpłynięcie statku. Dziewczyna, leżąc na brzuchu, na swoim łóżku, zwanym koją, podparła brodę rękoma i obserwowała krążącego po kubryku Owena (kubryk to wspólne, wieloosobowe pomieszczenie mieszkalne na statku). Chłopak łaził tam i z powrotem, nie mogąc sobie znaleźć miejsca. Dziewczyna zirytowała się i zawołała:
- Owen! Usiądź wreszcie!
Popatrzył się na nią nieprzytomnym wzrokiem:
- O co chodzi?
- Chodzisz już tak przez 15 minut! Nogi Cię nie bolą?- wyszczerzyła białe zęby.
- Nie, nie... ja myślę - odpowiedział.
- Ach, myślisz, to ja nie będę Ci przeszkadzać w tak ważnym przedsięwzięciu. To się zdarza tylko raz na jakiś czas.- Twarz i głos Sheili nabrały udanej powagi. Przez kolejne pięć minut trwała cisza, jednak dziewczyna nie wytrzymała dłużej i spytała:
- A tak w ogóle, to czemu akurat do Włoch? Halo! Ziemia do Owena! Wracaj! - krzyknęła, gdy chłopak nie zareagował na pytanie. Na dźwięk donośnego głosu Sheili, młody mężczyzna w końcu usiadł i utkwił wzrok w zielonych oczach towarzyszki.
- Mam tam znajomych, chciałbym ich odwiedzić.
- Znajomych? Kogo?
- Ach, sporo osób. Ale najbardziej zależy mi na dwójce: Fryderyku i Brendzie. Pracowałem z nimi w pałacu, w tym spalonym, co go mijaliśmy jakiś czas temu...
Sheila zasępiła się na wspomnienie zgliszcz pięknego niegdyś, jak twierdził Owen, pałacu. Zastanawiała się, co się stało z ludźmi, którzy tam mieszkali. Teraz okazało się, że przenieśli się do Włoch. Dalsze słowa przyjaciela otrząsnęły ją z zadumy.
- Byłem tam kuchcikiem. Miałem dziesięć lat. Ostatnim wspomnieniem, które pamiętam, to bal i ów pożar. Feralny dzień - zasępił się, po upływie chwili oczy mu się rozjaśniły.- Jest jeszcze jedna osoba, którą całym sercem pragnę znów zobaczyć.
- Sądząc po Twoim wyrazie twarzy, zapewne jest to ktoś wyjątkowy?
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak. To królewna, rok młodsza ode mnie. Można powiedzieć, że tak naprawdę to głównie dla niej wyruszyłem do Italii. Teraz ma osiemnaście lat i pewnie jest piękną kobietą, pławi się w luksusach, służące z Brendą na czele pomagają jej w toalecie, tańczy na balach olśniewając wszystkich swoim wdziękiem i czyta mnóstwo książek. Uwielbia książki.
- Ale już niedługo, bo za kilka dni do pałacu wkroczysz Ty, wpadniecie sobie w objęcia i już nazajutrz, albo nawet tego samego dnia, ksiądz ogłosi Was mężem i żoną.
- Tak, yhym - przytaknął chłopak.
-Phrr...- parsknęła Sheila. Do Owena dotarło, że dziewczyna się z niego nabija. Jednym ruchem chwycił poduszkę i przygniótł twarz przyjaciółki, tłumiąc jej zaskoczony krzyk.
- Przestań! Starczy! - piszczała zduszonym głosem.
- Ładnie to się tak nabijać?
- Już nie będę! Tylko zabierz tą poduszkę!
- Magiczne słowo!
- Proszę!!!
- Nie to słowo... A zaraz! Ktoś coś mówił wcześniej o tym, że ja rzekomo rzadko myślę, czy tylko mi się zdawało?
- Zdawało Ci się!
- A mi się wydaje inaczej...
- Ałaaa, no dobra, dobra, masz rację, nie przesłyszałeś się!
- No!
- Weź ode mnie tą poduszkę! Udusisz mnie! Owen!
- Jeszcze nie słyszałem z Twych ust tego słowa, którego tak łakną moje uszy...
- Jakiego słowa? Może mi ułatwisz zadanie?
- Co się mówi, gdy się nabroji?
- Przepraszam!!!
- Nareszcie! - Owen odrzucił poduszkę i spojrzał na zadyszaną buzię dziewczyny. Potargane włosy przylepiły się do spoconego czoła.- To rozumiem.
Sheila odgarnęła kosmyki z twarzy.
- Wychodzę na pokład. Muszę się przewietrzyć.

  Tymczasem Ronald, Agata i panna Mabel siedzieli w sali restauracyjnej na tym samym statku. Mężczyzna poszedł zamówić po kuflu złotego piwa dla siebie i Mabel. Rzekoma królewna wyglądała przez oszkloną ściankę, przy której siedzieli. Nagle jej wzrok zatrzymał się na jednym punkcie. Źrenice jej się rozszerzyły, mina rozdziawiła ze zdumienia. Widząc dziwne zachowanie podopiecznej, Mabel syknęła:
- Co Ci jest? Królewnie nie wypada tak się zachowywać, zapomniałaś?
- Ona tu jest!- wydusiła z siebie dziewczyna.
- Kto znowu?
- Zobacz sama! Stoi przy burcie...
Kobieta odwróciła głowę we wskazanym kierunku i oniemiała z przerażenia. Wzrok jej nie mylił. Widziała jasno i wyraźnie smukłą sylwetkę Sheili, a raczej Dorothy Evans, prawdziwej księżniczki.
- Co Ty na to, Mabel?
- Co ta smarkula tu robi? Musimy się jej pozbyć.
- To logiczne, ale jak? - Agata pochyliła się w stronę opiekunki.
- Trzeba to przemyśleć. Ciii- odsunęła się, widząc wracającego Ronalda.
- Jak tam moje panie? Mam nadzieję, że nie czekały panie długo?
-  Uwinąłeś się nader zwinnie, Ronaldzie - odrzekła spokojnie "królewna". Wtem dał się słyszeć długi, przenikliwy gwizd, obwieszczający gotowość do rejsu. Wciągnięto trap na pokład. Statek ruszył do portu w Neapolu.
Zapisane

Forum Zwierzaki

Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedz #44 : 2007-11-07, 16:56 »

anas

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 4660
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #45 : 2007-11-08, 06:35 »
Faaaajneeee... xDD ja kcem jeszcze!!!!!! XDD
Zapisane
"Gdyby istniało Newtonowskie trzecie prawo konwersacji, głosiłoby, że każde stwierdzenie wywołuje kontrstwierdzenie o równej sile i przeciwnym zwrocie."
~Hugh Laurie "Sprzedawca Broni"

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #46 : 2007-11-08, 16:25 »
Ale jak narazie, to chyba tylko Ty chcesz... Bo nikt tu nie zagląda prócz Ciebie :(
Zapisane

anas

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 4660
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #47 : 2007-11-08, 16:49 »
U mnie tak samo xDD ;PP
Zapisane
"Gdyby istniało Newtonowskie trzecie prawo konwersacji, głosiłoby, że każde stwierdzenie wywołuje kontrstwierdzenie o równej sile i przeciwnym zwrocie."
~Hugh Laurie "Sprzedawca Broni"

***KITKA***

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 3794
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #48 : 2007-11-08, 19:24 »
Czy ja jestem nikim? :P
Śliczne, cudowne, kocham to opowiadanieee!
Sorki, że wam nie komentowałam, ale niestety - brak czasu. Jednak opowiadania czytam regularnie, żeby nie było. :P
Zapisane
"Pragnienie bycia kimś innym to marnowanie osoby którą się jest." - Kurt Cobain

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #49 : 2007-11-09, 19:32 »
:) No proszę, wystarczy napisać, że nie komentują i już się powoli zaczynają zbierać :P

Kitko, rozumiem ten brak czasu, zeby nie bylo :*
Zapisane

MoniŚ

  • *
  • Wiadomości: 2554
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #50 : 2007-11-09, 20:15 »
Podobają mi się opisy :) . Ja niestety nie umiem opowiadania w ten sposób udoskonalać :P

Dużo dialogów, ale chyba tak powinno być. Ja bym dodawała trochę opisów przy wypowiedziach jak np tu:
"- Nareszcie! - Owen odrzucił poduszkę i spojrzał na zadyszaną buzię dziewczyny. Potargane włosy przylepiły się do spoconego czoła.- To rozumiem."

Ale ogólnie podoba mi się :) Czekam na CD :D
Zapisane
Black then white are all I see in my infancy.
Red and yellow then came to be,
reaching out to me, lets me see.
As below so above and beyond I imagine,
drawn beyond the lines of reason.
Push the envelope. Watch it bend.

Forum Zwierzaki

Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedz #50 : 2007-11-09, 20:15 »

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #51 : 2007-12-28, 16:54 »
Weno, przybywaj! Ja chcę napisać nową część, a tu nie mam pomysłu ;( :(
Zapisane

***KITKA***

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 3794
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #52 : 2007-12-28, 18:04 »
Rozumiem cię, Meraviglio. Sama chcę coś napisać w "Bożym Narodzeniu", ale mam pomysły tylko na kontynuację opowiadania o Marcinie. :/ A tak poza tym - cieszę się, że wróciłaś na forum:)
Zapisane
"Pragnienie bycia kimś innym to marnowanie osoby którą się jest." - Kurt Cobain

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #53 : 2007-12-30, 13:24 »
Ja też się cieszę :)
Zapisane

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #54 : 2007-12-30, 15:05 »
Hurrrraaaaa!! Nie ma to jak otworzyć Worda i zacząć pisać :D Jak zaczęłam, to rozbudziłam w sobie wenę i dalej poszło jak z płatka  :jupi2: :D :P Aż 1 i 3/4 strony w Wordzie :D Czcionką 12 :P


Czytajcie :D :P
********

       Sheila wróciła do kubryku. Nic się nie zmieniło przez te kilkanaście minut jej nieobecności. Z wyjątkiem Owena, który już nie krążył po pomieszczeniu, lecz siedział pochylony na brzegu łóżka z głową schowaną między kolanami. Na chwilę zatrzymała wzrok na chłopaku. Polubiła go. Nawet bardzo. Uśmiechnęła się na wspomnienie ich pierwszego spotkania. Potem wyleciała myślami w przyszłość. Myślała o spalonym pałacu, o małym kuchciku, wreszcie o pięknej królewnie i ich podróży do Włoch. Poczuła lekkie ukłucie w sercu. Nagle zapragnęła zniknąć z tego statku. Wysiąść na ląd. Ale było już za późno. Płynęli do portu w Neapolu. Kres tej podróży miał być początkiem końca również czegoś innego. On spotka się z tą Dorothy, będą razem szczęśliwi. Westchnęła na myśl, iż Owen zakochany w tamtej zawsze ją, Sheilę, będzie uważał jedynie za przyjaciółkę. Z kącika oka popłynęła łza i stoczyła się po policzku, oznaczając tor swego biegu mokrą smugą. Zacisnęła pięści i zagryzła wargi, by powstrzymać kolejne napływające łzy. Podeszła do chłopaka i zmierzwiła mu włosy, siląc się na uśmiech:
- A zatem płyniesz odnaleźć serce.
Owen ścisnął delikatną rękę dziewczyny i spojrzał w jej wielkie, zielone oczy.
- Tak, nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę. Dziewięć lat! Rany! Czy mnie jeszcze będzie pamiętać?- głowił się.
- Z pewnością. A jak nie, to jej przypomnisz i wszystko b ę d z i e dobrze - starała się pocieszyć młodego mężczyznę, lecz wiedziała, że tak naprawdę pociesza siebie. Zwłaszcza akcentując słowo "będzie", jakby chciała sobie wmówić, że to, co powiedziała, stanie się prawdą.
- Dziękuję Ci. Dodałaś mi otuchy. W nagrodę, kiedy już ja i Dolores będziemy razem, uczynimy Cię najważniejszą damą dworu.
- Och, damą... dworu.- Zasępiła się. Nie chciała być żadną damą dworu. Choćby i najważniejszą. Chciała czegoś innego. To byłoby jednak za piękne, żeby mogło być prawdziwe.
- Właśnie tak. Wspaniale, co? - uśmiechnął się, nie wiedząc, jak bardzo rani serce dziewczyny.
- No cóż, dziękuję. Bądź co bądź stracę...- zamilkła. Przełknęła ślinę i wysiliła się, by rzec to, czego nie chciała - ...przyjaciela.
- Och, Sheilo! Nie stracisz! Obiecuję Ci! - Poderwał się z łóżka i stanął bliziutko niej, trzymając ją za ręce.
- Nie wierzę Ci. Będziesz zajęty. - Przygryzła wargi, czując jak jej oczy wilgotnieją, a głos zaczyna się trząść. Nie wytrzymała.- Ona Cię zabierze!! - krzyknęła i wybiegła na pokład, by ukryć łzy.

   Zatrzymała się na plecach wysokiego mężczyzny. Stanęła jak wryta. Człowiek odwrócił się i spojrzał na zapłakaną twarz młodej kobiety.
- Witam panienkę! Co za miła niespodzianka! - uśmiechnął się rozradowany.
- Yhm, witam.
- Czy ja już się przedstawiałem?
- Nie - odpowiedziała, rozglądając się po pokładzie, niezbyt chętna na jakąkolwiek rozmowę.
- Proszę o wybaczenie. Moje imię to Ronald. - Pokłonił się, a gdy nie usłyszał odezwu z ust nowej znajomej,  zapytał - Można znać imię panienki?
- Słucham? - wyrwała się z zadumienia. - Aha, przepraszam. Mam na imię Sheila.
- Sheila to bardzo ładne imię. Mógłbym zaprosić Cię na filiżankę macchiato? Nie obrazisz się, jeśli będę zwracał się do Ciebie na "ty"?
- Nie, skądże. A co do kawy, to przykro mi, ale nie mam czasu.
Położył ręce na jej ramionach i wpatrzył się głęboko w jej oczy:
- A mi się wydaje, że potrzebujesz kogoś, komu mogłabyś się wyżalić. Pozwól mi być tym kimś. Uwierz, siedząc w samotności, nie odegnasz smutku.
- Dobrze, ma pan rację.
- Nie mów do mnie per pan.
- Już się poprawiam - uśmiechnęła się przez łzy. - Dobrze, ma pa...masz rację.
- Teraz lepiej. Pozwolisz? - wyciągnął ramię.
- Z przyjemnością - położyła dłoń na ręce Ronalda.
- Podają tutaj pyszne macchiato. Po kilku łykach poprawi Ci się humor, panno Sheilo.
- Mam nadzieję - wyszczerzyła białe zęby w szczerym uśmiechu.
Weszli do restauracji. Mężczyzna odsunął dziewczynie krzesło, czekając, aż usiądzie. Potem poszedł złożyć zamówienie. Wrócił z dwiema filiżankami macchiato i z taką samą ilością kawałków szarlotki z cynamonem. Sheila spojrzała na swojego dobroczyńcę spojrzeniem, w którym ukryło się całe podziękowanie. Ronaldowi nie trzeba było więcej. To wejrzenie pięknych, kocich oczu w zupełności mu wystarczyło. Odkroił łyżeczką kawałek ciasta i zbliżył do ust kobiety, mówiąc: - Swoją drogą, to ciasta też mają niesamowite. Najbardziej przypadła mi do gustu szarlotka. Spróbujesz? - zatrzymał łyżeczkę tuż przy jej ustach. Roześmiała się i zjadła podany pod nos kawałek.
-Mhmm, pyszna, doprawdy, przepyszna - zachwaliła szarlotkę.
- Cieszę się, że Ci smakuje - zmrużył oczy i przez moment w milczeniu obserwował, jak dziewczyna z apetytem zabrała się do jedzenia swojego kawałka ciasta. Wkrótce zorientowała się, iż towarzysz milczy. Podniosła głowę znad talerzyka. Napotkawszy przenikliwy wzrok mężczyzny, zmieszana odłożyła łyżeczkę i otarła usta serwetką,. Ronald drgnął i podjął temat rozmowy:
- Przepraszam, zamyśliłem się. Co było przyczyną Twych łez, gdy na mnie wpadłaś?
- Łez? A to... to nic takiego.
Pokiwał głową ze zrozumieniem:
- Miłość, nie mylę się?
- Tak, można to tak nazwać.
- Niech zgadnę: to ten młodzian, z którym stałaś w porcie?
- Tak, to Owen.
- Rozumiem, że on o niczym nie wie?
- Nie i się nie dowie - zasmuciła się.
- Ojej! Dlaczego?
- On swoje serce oddał innej. Ma się z nią spotkać we Włoszech.
- Uuu, współczuję. Lecz cóż? Serce nie sługa. Jeśli ją kocha, to nic go nie odwiedzie od zamiaru bycia z ukochaną. Tylko, że wtedy pewne delikatne, gorące kobiece serduszko zostanie złamane. - Chwycił Sheilę za rękę, czekając na jej odpowiedź. Jednak ona wysunęła dłoń i złożyła na kolanach, mrucząc tylko:
- Yhym.
Wyprostował się:
- Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. Lepiej chyba będzie, jak skończymy ten temat. Marny ze mnie pocieszyciel. To jak? Odstawiamy to na półkę z tematami tabu?
- Tak, odstawiamy.
Zaczęli rozmowę. Teraz poszło im gładko. Kilka minut później śmiali się do rozpuku, a ona na pewien czas zapomniała o swojej rozpaczy i jej powodzie. Ani Sheila, ani Ronald nie wiedzieli, jak zmienił by się ich los, gdyby tylko on zapytał, kim jest ukochana Owena.
Zapisane

anas

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 4660
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #55 : 2007-12-31, 08:49 »
no w koncu! xD
jak zawsze fajne, jak zawsze mi sie podoba, jak zawsze prosze o CD xD
Zapisane
"Gdyby istniało Newtonowskie trzecie prawo konwersacji, głosiłoby, że każde stwierdzenie wywołuje kontrstwierdzenie o równej sile i przeciwnym zwrocie."
~Hugh Laurie "Sprzedawca Broni"

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #56 : 2008-01-02, 15:43 »
Co nikt nie komentuje oprócz wiernej anaski? :P :(
Zapisane

anas

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 4660
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #57 : 2008-01-02, 15:55 »
jestem wierna jak pies xD
jak chcesz to luknij na maj niu opo
Zapisane
"Gdyby istniało Newtonowskie trzecie prawo konwersacji, głosiłoby, że każde stwierdzenie wywołuje kontrstwierdzenie o równej sile i przeciwnym zwrocie."
~Hugh Laurie "Sprzedawca Broni"

Forum Zwierzaki

Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedz #57 : 2008-01-02, 15:55 »

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #58 : 2008-01-05, 15:26 »
luknęłam :D
Zapisane

meraviglia

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 257
  • I don't put my hands up and surrender...
    • WWW
Odp: Moje opowiadanie :)
« Odpowiedź #59 : 2008-04-30, 16:43 »
   Statek kołysał się na falach. W świetle nowiu widać było dwoje ludzi, stojących przy burcie. Sheila i Ronald, bo to oni byli, tak przypadli sobie do gustu, że nie mogli skończyć raz zaczętej rozmowy. Kiedy obsługa zamknęła już kawiarnię, wyszli na pokład by podziwiać bezkres oceanu. Dziewczyna stała bez słowa, przez moment nie słysząc, co mówi jej towarzysz. W zielonych oczach odbijał się lazur wody. W tej chwili istniała tylko ona i ta pustka ją otaczająca. Z zamyślenia wyrwał ją dotyk męskich dłoni na biodrach. Zaskoczona, obróciła się. Ronald, nie cofając rąk, wpatrywał się w nią z widocznym pożądaniem. Sheila nie mogła się cofnąć, mając za sobą barierkę. Zdjęła dłonie mężczyzny ze swych bioder.
- Co ty?...- szepnęła nieśmiało.
Ronald nie odpowiedział, tylko chwycił kobietę w pasie i przycisnął do siebie tak blisko, że czuł dokładnie kształty jej figury. Zdziwienie dziewczyny przeszło w fazę zniecierpliwienia. Próbowała wydostać się z żelaznych objęć nowego znajomego.
- Ciii... nie ruszaj się, stój spokojnie... - wyszeptał, a ona poczuła na policzku ciepło jego oddechu.
- Puść, proszę.
- Spokojnie, pozwól się pocieszyć - rzekł, przysuwając swoją twarz do jej twarzy.
- Zostaw! - krzyknęła rozpaczliwie Sheila.
 Nagle poczuła, że ręce mężczyzny rozluźniają uścisk, a za chwilę między nią a Ronaldem była szeroka przestrzeń. Mężczyzna miał czerwoną rysę przez długość policzka. Przed nim zaś stał Owen, w dumnej wyprostowanej postawie, z ogniem w oczach i roztrzepanymi włosami. Był w tej chwili piękny jak grecki Apollo.
- Nie waż się... jej...dotykać!!! - wykrzyczał prosto w oczy napastnika. Sheila przyglądała się temu z zachwyceniem. Wydawało jej się, że mogłaby wzlecieć do nieba. Zamknęła oczy, by oddać się w pełni temu niezwykłemu wrażeniu. Jej stopy oderwały się od ziemi, frunęła teraz w marzeniach wśród chmur. Kocie oczy utkwione były w tego jednego i dla niego też zabiło szybciej jej serce.
       Owen odwrócił się ku dziewczynie, kiedy usłyszał hałas upadającego ciała. Sheila leżała na podłodze z błogim wyrazem twarzy na bladym obliczu. Chłopak podniósł ją lekko jak piórko i nie zawracając sobie już głowy natrętem, poszedł do kubryku.
       Przy małym dębowym stoliku siedział Stephen owinięty szlafrokiem, z ciepłymi kapciami na nogach. Usłyszawszy skrzypienie drzwi, podniósł głowę. Widząc przyjaciela niosącego omdlałą Sheilę, poderwał się z miejsca i ruchem reki wskazał jedno z łóżek.
- Połóż ją tutaj.
Gdy dziewczyna już leżała, a rytmiczny ruch klatki piersiowej wskazywał na to, że kobieta śni, spytał, czy coś się wydarzyło. Owen opowiedział mu, co zaszło na pokładzie. Stephen potarł się po zmarszczonym czole.
- Na lądzie wydawał się być miły, jeśli o tym samym mówimy.
- Tak, ten sam. Nie pomyślałbym, że może być tak natrętny. Szczęście, iż wyszedłem poszukać Sheili, bo inaczej nie wiadomo, jak by się to skończyło.
- Tragedią - odpowiedział stary, a po chwili dodał - Musisz jej bardziej strzec. Wiem, że Twoje serce oddałeś już innej, ale przynajmniej podczas podróży mógłbyś zwracać na Sheilę więcej uwagi. Obserwowałem ją i zauważyłem, że ona... - przerwał, zastanawiając się czy ma mówić dalej.
- Co takiego? - dopytywał się młodzieniec, wpatrując się bystro w oczy przyjaciela.
- ... cię kocha - dokończył Stephen, z całych sił starając się nie spuścić wzroku. Owen wyprostował się i rozejrzał po pomieszczeniu. Potem bez słowa wyszedł. Stephen sapnął zrezygnowany i poszedł spać. Nastała cisza.
      Kilka godzin później rozległy się tłumione kroki wracającego Owena. Młody mężczyzna zatrzymał się przy śpiącej Sheili. Może słowa kumpla albo widok jej twarzy, po której jeździły smugi bladego światła wpadającego przez małe okienko, grunt, że poczuł dziwne dla niego uczucie. Pochylił się ku dziewczynie i przytuliwszy ją, złożył głęboki pocałunek na jej różowych ustach. Po czym patrzył się na nią przez jakiś czas i z wciąż nierozpoznanym uczuciem w sercu położył się na swoje łóżko.

        Czytelnik chciałby zapewne wiedzieć, co przez ten czas działo się z Ronaldem. Otóż wzburzony człowiek wpadł z impetem do eleganckiego (królewnie należał się najładniejszy) kubryku dwóch kobiet. Agata i panna Mabel przerwały rozmowę i spojrzały wyczekująco na przybysza. Naradzały się nad pozbyciem się prawdziwej Dorothy Evans, ale w momencie wtargnięcia Ronalda zamilkły, wsłuchując się w opowieść rozgoryczonego posłańca.
- A to drań! - zawołała Agata, udając oburzenie.
- Krzywda się dzieje! - zawtórowała jej Mabel. - Boże, że Ty to widzisz i nie grzmisz!
- To jacyś oszuści! - wypaliła nagle młoda dziewczyna. Oczy Mabel i Ronalda zwróciły się do niej z pytającym wyrazem. Agata uświadomiła sobie, że to była przesada, ale postanowiła kurczowo trzymać się swojego oskarżenia.
- No bo... - zastanowiła się - według mnie, to ona udawała tylko, że się pokłóciła z tym jej znajomym. Widzieliście ich ubrania. Widać, że są biedni. Uważam, iż to była jedna z ich sztuczek. Wykorzystała Cię finansowo, a potem on pobił i uciekli.
- Ale ona zemdlała - powiedział Ronald.
- Och! Przecież Ci aktorzy tak dużo potrafią! Umieją nawet udać zemdlenie.
Mężczyzna, jako, iż w czasie złości był naiwny, przekonał się do słów Agaty i rzekł naburmuszony:
- Widziałem ich na lądzie, zanim znalazłem Ciebie, moja pani - tu pokłonił się nisko przed dziewczyną. - Ale wówczas wydawali się być mili. Ona znała język włoski, mówiąc, że nie wie, skąd go zna. Akurat. Teraz poznaję, że to zwykła banda oszustów z pleb... - chciał powiedzieć "z plebsu", lecz nie dokończył, gdyż uderzył go bardzo ważny fakt. Złapał się za głowę, krzycząc:
- Mój Boże! Koń! Mieli ze sobą pięknego, czarnego konia! Takie konie są tylko w królewskiej stajni! Zatem to prawda! Są złodziejami! Złapani na gorącym uczynku! Ale nie ujdzie im to płazem. Mam upoważnienie do aresztowania łamiących prawo. Przyleciały ptaszki, to poczują smak klatki.
- Na Boga! To trzeba szybko! Rano statek ma dopłynąć na miejsce. Musisz ich aresztować, zanim zdążą uciec! - podchwyciła temat Mabel, uznając go za najlepszy sposób usunięcia Dorothy Evans. O tym samym pomyślała Agata i spytała niby niewinnie:
- Są we dworze mej matki królowej głębokie lochy?
Mężczyzna spojrzał na nią, tknięty jakąś nową myślą, po czym odrzekł:
- Nie ma gorszych w całych Włoszech. Przepraszam panie. Muszę coś wziąć z swojego pokoju. - Pokłonił się i wybiegł. Moment później zobaczyły go przez okno, wzburzonego i z trzema parami kajdanek w rękach. Wymieniły się spojrzeniami.
- Kłopot rozwiązał się sam - mruknęła zjadliwie fałszywa księżniczka.
Zapisane
Strony: 1 [2] 3   Do góry
 

Strona wygenerowana w 0.19 sekund z 28 zapytaniami.