Forum Zwierzaki

Zwierzęta => Co piszą inni... => Wątek zaczęty przez: ppx w 2009-07-06, 20:40



Tytuł: Otarcie się o śmierć naszych zwierzaków.
Wiadomość wysłana przez: ppx w 2009-07-06, 20:40
Jak i ludzie - zwierzęta ocierają się o śmierć.
Lucy na razie nie miała jako takiego - Kicek miał pare, napisze o nich jak temat się przyjmnie.


Tytuł: Odp: Otarcie się o śmierć naszych zwierzaków.
Wiadomość wysłana przez: meg w 2009-07-06, 20:47
To ja zaczne
Mojego pierwszego psa mialam 13 lat byl najukochanszy i najwspanialczy :)
mix gen srednij wielkosci, zazwyczaj chodzil spuszczony ze smyczy bo sie sluchal, wyszlam z nim na spacer, biegal po polance i nagle na drugiej stronie ulicy zobaczyl psa, wiecie jedna z ruchliwych ulic w miescie godziny szczytu itp., a moj dino wyskakuje na jezdnie ...co robie ja pruje sie i lece za nim -_-, samochody jeden za drugim zatrzymuja sie rownolegle do jezdni,ten jak mnie zobaczyl i wyczul nerwa znowy przez ta jezdnie, no to ja znowu za nim, zlapalm go na polanie i dre sie w nieboglosy z placzem ja k on mogl itp.
Ludzie z samochodów o malo niepowiezdzali sobie w  siedzenia dra sie na mnie a ja zaryczana dre sie na psa
 :lol: nie powiem po tylku tez dostal chociaz nie bije zwierzat i nie uwazam tego za metode wychowawcza ale wiecej taka sytuacjia sie nie powtorzyla :jupi2:


Tytuł: Odp: Otarcie się o śmierć naszych zwierzaków.
Wiadomość wysłana przez: ppx w 2009-07-06, 20:56
Jak Kicek był mały i nie zaszczepiony pojechałam z nim do babci drugi raz, bo już raz był i przez kratki wąchał się z królikami hodowlanymi
Ale za drugim razem padał deszcz, chciałam żeby się powąchały jeszcze, no ale mama powiedziała, że w deszcz się przeziębi, no to poszłam odrazu do domu,
Dziadek powiedział, że jeden królik coś nie chce jeść od dzisiaj.
I weterynarz miał na drugi dzień przyjechać, czy tam na trzeci.
No, ale wieczorem padł jeden królik, rano - reszta (trochę nie wszystkie).
Potem w tygodniu poumierały jeszcze.
Z tego co pamiętam to był weekend.
U rano Kicka zobaczyłam niezjedzony kał nocny, myślałam, że to też objaw choroby.
Jak się bałam...
a i króliki się okazało miały pomór, chociaż chyba były szczepione?
Po tym, jak wszystkie pokicały z TM, to dziadek już nie hodował królików.
A to było gdzieś z ponad cztery lata temu. :P


Tytuł: Odp: Otarcie się o śmierć naszych zwierzaków.
Wiadomość wysłana przez: renifer190 w 2009-07-21, 01:21
psy ktore do mnie trafiły ogulnie miały ciężkie początki poniewasz do nas trafiały już dorosłe (a nawet stare)
moja siostra ma nażeczonego, jego ojciec kiedyć poszedł na wysypisko(nie wiem poco) . Na jego obrzeżach usłyszał piski , ktore dochodziły z pudełka... dalej już wiadomo.
ale  moj pierwszy pies ktorego odziedziczyłam po babci był najwspanialszym psem, jak byłam mała akurat Niki(ta sunia) miała szczeniaki. Babcia mi opowiadała jej historie, co było trochę wymuszone przeze mnie ponieważ kiedyś na spacerze żuciła sie na starszego pana z drewnianą laską.
babcia znalazła ją też na śmietniku ale była starsza, widziała że była wychudzona i zaobserwowała że za każdym razem jak znalazła coś do jedzenia to podchodził do niej starszy pan i pokładał ją laską a następnie zabierał jedzenie. dowiedziałam się również że jak była malutka to miała dom w kturym mieszkała z rodzeństwem. Podobno te psy były nie dożywione i męczone przesz 3 dzieci  a także że 2 razy prawie wpadła pod tranwaj i miała połamane kości ogona to złamanie nie było leczone więc źle się zrosły czego skutkiem było to że nie mogła nim machać i był sztywny


Tytuł: Odp: Otarcie się o śmierć naszych zwierzaków.
Wiadomość wysłana przez: kkaassiiaa w 2009-07-21, 10:20
Raptus dostał udaru cieplnego. Z prawie nieprzytomnym psem trafiłam do weterynarza. Mieliśmy tyle szczęścia, bo 15 minut później lecznica byłaby już zamknięta. Chyba z 2 godziny spędziliśmy u weta. Na drugi dzień umówiliśmy się na wizytę kontrolną i miałam zapłacić, bo z tego wszystkiego nawet nie miałam ze sobą pieniędzy. Wet jak mnie zobaczył z psem był zdziwiony, bo myślał że nie będę miała już z kim przychodzić. Na szczęście Raptus był bardzo silny i po udarze nie było żadnych śladów.

Magia o mało nie skończyła pod kołami samochodu i co najgorsze z mojej winy. :oops: Miałam ją na smyczy (flexi). Byłyśmy nad jeziorem, szłyśmy drogą (bardzo mało uczęszczaną). Ja po jednej stronie, a ona pobiegła na druga stronę do psa. Nagle nadjechał samochód, więc ja odruchowo zaczełam ją przyciągać do siebie. samochód z piskiem opon wyhamował. Gdybym jej nie ciągneła to auto bez problemu przejechałoby po smyczy, a Magia nawet nie zorientowałaby się co się działo.