Ale boi się, czy uważa to za okaleczenie?
A u nas się działo... Padła informacja o zamknięciu przytuliska. W ciągu tygodnia nasze psiaki miały zostać wywiezione 240 km dalej (do schroniska na 400 psów..). Powód? Donosy. Dotychczasowy burmistrz któremu nie po drodze z przytuliskiem było od zawsze machnął ręką, że nie chce się już z tym użerać.
Poruszenie w mieście było ogromne, gmina została postawiona na nogi - nowy burmistrz być może potraktował to jako szansę na wykazanie się. Przytulisko zostanie, ale budynek gospodarczy musi zostać poprawiony i nie może być tam więcej niż 15 psów (było 20). Okazało się po tylu latach nagle DA SIĘ wodę podprowadzić do budynku! Przez te wszystkie lata, aby mieć wodę do pojenia psów i mycia kojców, wolontariusze latali z wiadrami do kranu 150 m dalej...
W środę mamy spotkanie wolontariuszy, będziemy się organizować w Stowarzyszenie, żeby móc takim sytuacjom zapobiegać i móc pozyskiwać fundusze. I może udałoby się zorganizować włąśne taką akcję bezpłatnej sterylizacji?
Stresu była kupa, ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło:
SIEDEM psów znalazło nowe domy! W tym ów dziad z powyższego zdjęcia on poszedł jako pierwszy
. Poszła też jedna dziczka, o której nawet nie wiedziałam, że tam jest, bo gdy byli ludzie to z budy nie wychodziła i padaczkowy psiak który był w przytulisku 3 lata (on póki co nadal w schronisku, ale zarezerwowany na 100 % bierze go rodzina jednej z wolo).
Została silna sekcja seniorów, sekcja dzików, 2 bandziory (do ludzi super, ale konfliktowe do psów, dlatego mają kojce osobne i nigdy nie biegaą same luzem) i jeden neurologiczny biedak. Łącznie 13 psów. Na spacery wychodzą z nich tylko 3, więc w sobotę i niedzielę nie załapałam się na spacer tylko latałam z wiadrami i głaskałam te co nie wychodzą.