Dyzio od początku pobytu u nas jest płochliwy, bojaźliwy.
Będąc pewną, że to kotna kotka
myślałam, że to z troski o ciążę. Był poza tym troche chory na początku...
Dziś jest okazem zdrowia, ale nie mija mu ta bojaźń. Podejrzewam, że mógł byc bity, na pewno przeganiano go brutalnie (wiem co niebądź o sąsiadach).
U nas ma jak u Pana Boga za piecem... a nadal jest nieufny i strachliwy. Nie przyjdzie na kolana, z rąk się wyrywa, nieraz nie da się pogłaskać. Na "psik" reaguje momentalnie.
Wczoraj bawił się z Krawatkiem i pchnął drzwi. Myślałam, ze się uderzył w ranę (po kastracji), bo zaczął tak charakterystycznie przysiadać. Na sekundę, wstał, zmienił miejsce i znowu przysiadł. I tak parę razy. Był najeżony i wystraszony. Jak się przestraszył dzwoniącego budzika, to bał sie wejśc na łóżko.
Pogryzł kartonowe pudło i strzepy rozsypał po posadzce. Nic się nie stało (w końcu to tylko pudło), ale zastanawia mnie to wszystko.
Był kotem podwórzowym i teraz (od pewnego czasu) strasznie waruje przy drzwiach i miauczy, żeby go wypuścić.
Nie wypuszczę go, bo sąsiedzi by go chyba zamknęli w jakiejś dziurze (wyjątkowo są wredni).
Jak oswoić kocia?