Tak...
Jak zacząć?
No to walę prosto z mostu: mam trzeciego kota.
Rudziaszka. Nazywa się Ptyś.
Wzięłam go wczoraj z lecznicy, w której leczę swoje trutnie. Podrzucono go wraz z bratem. Kolejne w ostatnim czasie koty podrzucone do tej lecznicy...
Brat znalazł domek od razu, a rudziaszka jakoś nikt nie chciał. Aż mnie tam nadniosło... bo musiałam skonsultować, dlaczego mój Krawatuś ma biegunkę...
Wahałam się, co Adam powie, ale postanowiłam: raz kozie śmierć (opcja zwrotu kociaka oczywiście wchodziła w grę).
Kocio się w nowym panu tak zakochał, że przespał mu całą noc na szyi
(pomijam, że nasikał na piżamę
), a pan tuli kota i głaszcze. Maleństwa nawet zaczęło mruczeć. Ode mnie ucieka - wali prosto do pana!
Od zawsze wiedziałam, że mam cudownego faceta
Ptyś jest rudo-biały, ma dopiero 5 tygodni. Ma cudny różowiutki nochalek i podusie łapek. Umie załatwiać się do kuwety, choć nie zawsze zdąży (póki co były dwie wpadki na łóżku :? ). Ponieważ Czaruś ma nowy domek u mojej szwagierki i bardzo się zaprzyjaźnił z kotem i psem (domownikami), postanowiłam zaryzykować i przedstawić swoim kolejnego kociaczka. Krawatek go wyszorował, popacał łapą, Dyzio tez popacał. Na razie wszystko wygląda dobrze.
Kocio ma "bezpłatny serwis"
(szczepienia, kastracja, leczenie), bo wzięty z lecznicy. Wszystkim kotom, które oddają, zapewniają taką opiekę.
Dostałam malucha odrobaczonego, wykąpanego, wyczyszczonego, zaszczepionego. Nie stanowi więc żadnego zagrożenia dla moich dyźków.
Wkrótce będą zdjęcia.