Ptyś już załatwia każdą potrzebę w kuwecie (nie musiałam znowu szorowac mu kupra...), szaleje z Dyziem i Krawatkiem jak wściekły. Posiesznie zagrzebuje urobek w kuwecie, a raczej tylko się stara, bo jeszcze nie umie. Dyzio - wielki czyścioch - poprawia po małym. Dziś rano Ptyś udawał, że prycha.
Wyglądało, jakby miał kaszel
.
Pociecha z niego straszna. Już umie wyłazić i złazić po schodach i bez trudu wspina się po prześcieradle na łóżko do pana (cały czas leżącego po operacji), przytula się do głowy albo szyi i zasypia.
Krawatek ciągle go liże (wspaniały z niego opiekun
), a po tej toalecie mały wygląda, jakby miał irokeza.
. Jak się pyrduś wyrywa, Krawatek przytrzymuje go łapkami.
Stado żyje w wielkiej zgodzie.
Mały jest świetnym kompanem do zabaw.