Żródło Gazeta wyborcza
15-04-2003
Dorota jest niewidoma. Siedem miesięcy temu dostała w końcu upragnionego psa przewodnika. Zamiast prowadzić - Astra ugania się za kotami, ucieka i chowa się na widok... mężczyzn. Niezależny treser psów, który widział sukę, twierdzi, że pies nie jest w ogóle wyszkolony
- Od lat opiekuje się mną mama - opowiada Dorota, 24-letnia studentka pedagogiki. - Postanowiłam ją odciążyć. Chciałam mieć psa, który będzie moimi oczami.
Podanie Doroty trafiło do Dolnośląskiego Okręgu Polskiego Związku Niewidomych, a stąd do centrali w Warszawie, gdzie załatwia się "przydział" na psa przewodnika. Zarząd Główny PZN rozsyła przeszkolone psy niewidomym w całej Polsce. - Po dwóch latach cierpliwych oczekiwań zadzwonił telefon, że jest dla mnie pies! - mówi Dorota.
Od razu pojechała do Mławy pod Warszawą, gdzie pracuje jedyna treserka w Polsce, która podpisała umowę na szkolenia psów z PZN-em. Treserka przedstawiła jej Astrę, sukę owczarka niemieckiego. - Szkolenie i tzw. zżywanie się z psem trwało dwa tygodnie - relacjonuje Dorota. - Dwie godziny chodziłam z Astrą po Mławie. Zawsze asystowała nam treserka. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że pies panicznie się jej boi.
Na koniec szkolenia komisja z PZN-u uznała, że Astra może być przewodnikiem niewidomej.
Gehenna Doroty zaczęła się we Wrocławiu. - Z przerażeniem odkryliśmy, że Astra nie potrafi prowadzić! - mówi mama Doroty. - Pies nie zatrzymywał się przy krawężnikach, nie sygnalizował przeszkód, gonił za kotami i psami, uciekał, a nawet trząsł się cały jak galareta.
Okazało się, że Dorota nie może sama wychodzić z psem, bo zdarzało się, że wracała z pokrwawionymi palcami. - Nie umiałam jej utrzymać na smyczy - wspomina Dorota. - Zrywała się, a ja przecież nie widzę i nie mogłam za nią biec!
Napisała pismo do PZN-u w Warszawie. - Odpowiedziano mi, że pewnie pies się stresuje nowym otoczeniem. Że trzeba przeczekać - mówi.
Ale pies się nie poprawił. Astra się rozchorowała, później dostała rui. - Zwróciłam się o pomoc do znanej, wrocławskiej treserki, która też ma psa przewodnika - opowiada Dorota. - Najpierw obiecała pomoc, potem stwierdziła, że Astrę trzeba oddać. Ale ja jej oddać nie umiałam, pies to nie taboret - tłumaczy. - Pokochałam ją, a ona mnie.
Treserka Astry przyjechała na tydzień do Wrocławia. Miała "dotresować" psa. - Efekt był opłakany - komentuje mama Doroty. - Pies na widok treserki dostał drgawek ze strachu. Zaczęła sikać, nie chciała wyjść na spacer.
Co gorsza, treserka zapewniała Dorotę, że Astra i jej powinna się bać. - Łapała psa za kolczatkę i ciągnęła w górę - relacjonuje Dorota. - Ludzie z osiedla zaczęli dzwonić do Towarzystwa Obrony Zwierząt. To przeraziłoby każdego!
Licencjonowany przez Związek Kynologiczny w Polsce treser ocenił, że Astra była "stresowana", a nie tresowana.
Dorota jest z Astrą do tej pory. Jeśli ma wyjść z psem na spacer, zawsze towarzyszy jej mama. - Nie mogę puścić niewidomej córki samej - wzdycha kobieta. - Miał być pies przewodnik, a jest stworzenie, którym musimy się opiekować.
Elżbieta Olesiak, kierownik działu rehabilitacji w PZN w Warszawie: - Mamy pismo od treserki, w którym stwierdza, że pies nie ucieka, nie jest agresywny, wykonuje polecenia. Jednak nie słucha właścicielki, a jej matki, która ma silniejszą osobowość. Treserka uważa, że pani Dorota powinna być bardziej stanowcza wobec psa. To jej postępowanie wywołało kłopoty.
Elżbieta Olesiak obiecuje jednak, że tym razem związek postara się sprawę załatwić. Być może już wkrótce Astrą zajmie się nowy treser z Piły, z którym PZN chce podpisać umowę. - Wiemy, że w wielu przypadkach potrzebne jest dotresowanie psa, ale nie mamy na to pieniędzy - tłumaczy kierowniczka. - Komisja nie powinna była przyznawać pani Dorocie tego psa - dodaje.
Elżbieta Olesiak nie ukrywa, że były już skargi na treserkę, z którą współpracują, choć było ich niewiele. PZN poszukuje nowych licencjonowanych treserów.