Przez przypadek miałam okazję zobaczyć dwie kociczki sąsiadki teściowej. Oczywiście niesterylizowane (czy ktoś na wsi sterylizuje koty?). Akurat miały rujki (ale nie wychodzą z domu, więc kociamberków nie urodzą).
Wydały mi się malutkie (mam przed oczami swoje dwa łobuzy). Wzięłam na ręce: nic nie ważyły!!!! Leciutkie jak pióreczka. Drobinki straszne. Dorosłe kotki, a mniejsze niż mój Krawatek urodzony w czerwcu!
Nie chciałam być niegrzeczna, więc nie skomentowałam. Podpytałam, czym karmione.
Otóż: syfem z hipermarketu.
Ot, i cała sprawa.
Biedactwa...
Pół mojego Krawatka waży więcej niż jedna z tych dorosłych koteczek...
Dla niedowierzających w jakość takich karm, byłby to najlepszy dowód.
Futerka mają ładne (w ogóle są bardzo urokliwe), ale straszne drobiny.
Widziałam też kota karmionego tymi karmami, który mial wyłysiałe piętki i dziwnie obwisły brzuch (w ogóle był taki jakiś nieproporcjonalny). Właścicielka twierdziła, że kot niczego innego nie chce jeść.
Podejrzewam, że chciałby, ale nie ma okazji.