No więc ten dziwny pomysł nawiedził mnie dzisiaj wieczorkiem, kiedy słuchałam uwielbionego Bajora. A raczej zobaczyłam tylko ta jedną scenę i dla niej napisąłam towszystko. nie wiem, czy ma jakiolwiek sens, ale musze przyznać, że przemknęlo mi przez myśl napisać ciąg dalszy...
No więc proszę...
"Czarne róże"
Wszedł do przestronnej sali o lustrzanych ścianach. Ostatnie promienie zachodzącego słońca, wpadające przez otwarte okno, odbijały się od szklanych powierzchni i tańczyły rozmigotanymi smugami na podłodze. Zatrzymał się tuż obok wejścia. Jego sylwetka, oświetlona lampami na korytarzu, rzucała długi, równy cień. Stojąca pod oknem dziewczyna najwyraźniej nie dostrzegała ani tańczących, złocistych smug ani nieruchomego, czarnego cienia. Stała wpatrzona w miedziane i srebrzyste obłoki na niebie, zasłuchana w szmer kołysanych lekkim wiatrem drzew. Nie wiedziała, że mężczyzna ją obserwuje, że łapczywie
pochłania wzrokiem każdą cząstkę jej jestestwa.
Tymczasem on stał i patrzył. Tylko tyle mógł. Przyglądał się jej kasztanowym włosom, w których przy każdym, najdrobniejszym nawet ruchu lśniły złote refleksy, kształtnej figurze, podkreślanej przez krótką, obcisłą sukienkę, zamyślonej, poważnej twarzy. I tak bardzo walczył ze sobą, żeby nie podbiec do niej, nie przytulić, nie powiedzieć kilku, jakże ważnych słów… Ale walczył ze sobą już od dawna. Wiedział, że mu nie wolno. Pomimo wszystko ona była tylko jego uczennicą. Nieważne, że tak naprawdę był tylko kilka lat starszy. Był jej nauczycielem. A ona była i jest panienką z dobrego domu, która rodzice wysłali na kurs tańca. Może nie przypuszczali, że ich córeczka poradzi sobie aż tak dobrze i zostanie reprezentantką regionu. Z pewnością nie przypuszczali też, że najlepszy trener zakocha się we własnej uczennicy. Nikt nie przypuszczał. Nawet on sam.
Zdawszy sobie sprawę z upływu cennego czasu, gwałtownie wyszedł ze swojego ukrycia za filarem, chcąc sprawiać wrażenie, jakby dopiero przyszedł do ośrodka.
-Witaj – powiedział radośnie
Dziewczyna odwróciła się zgrabnie i z uśmiechem typowym dla wzorowych uczennic odpowiedziała:
-Dzień dobry.
Zawsze traktowała go tak oficjalnie. A przecież mogliby być przyjaciółmi z piaskownicy. Ona – maturzystka i on – świeżo upieczony absolwent AWFu. Nie wyglądał na swoje lata – wysoki, przystojny z jasnymi włosami i szelmowskim uśmiechem sprawiał wrażenie trochę rozbrykanego nastolatka. Nigdy nie mógł zrozumieć, dlaczego ona widzi w nim tylko nauczyciela.
-Gotowa? – zapytał i widząc gorliwe przytaknięcie kontynuował – Przećwiczymy układ do najbliższego konkursu. Pozwolisz, że chwilowo zastąpię twojego partnera – ostatnie słowo wymówił z pewnym oporem. Dobrze wiedział, że to tylko tancerz. Ale tak bardzo zazdrościł mu, że może z nią tańczyć, dotykać jej, razem z nią zdobywać nagrody. I to nagrody za układy, które on sam, jako trener tworzył.
Zdjął bluzę i podszedł do magnetofonu.
-Nie działa – uprzedziła go. Tak bardzo pragnął, żeby powtórzyła tą informację jeszcze kilka razy, swoim melodyjnym głosem.
-No trudno – skwitował, siląc się na spokój – Poradzimy sobie, prawda? – dodał z uśmiechem.
Nie odpowiedziała. Zamiast tego zdjęła beżowy sweterek i stanęła naprzeciw niego. Objął ją delikatnie ramieniem i głośno licząc poprowadził do tańca. Wirowali po parkiecie, skąpani w zwielokrotnionych przez lustrzane ściany promyczkach słońca.
Czuł się jak w bajce. Zawsze marzył o tym, by z nią zatańczyć, przytulić ją. Kilka kroków w prawo, obrót, zatrzymanie, znowu w prawo i znowu obrót. Tym razem dłuższy. Obraca się zgrabnie szeleszcząc kwiecistą sukienką i staje do niego tyłem. Wszystko według planu. Następne kilka kroków. Przestał liczyć. Tak doskonale wczuli się w rytm tańca, że jest to już niepotrzebne.
Ale ona jest tak blisko, tuż obok. I tak pięknie pachnie kwiatami. Nagle czas stanął w miejscu, a jedyne, co pojawiło się w jego umyśle to melodia piosenki. Zupełnie nieświadomie zaczął nucić jej refren, słowa tak bliskie jego sercu:
Nauczę cię czułości,
choć cały drżę.
Opowiem o jasności
i sprawię, że
nie zlękniesz się nagości
w ogrodzie czarnych róż.
Zatrzymała się zaskoczona. Objął ją mocniej, przyciągając do siebie. Teraz już w ogóle nad sobą nie panował. Była zbyt blisko i równocześnie była zbyt bliska jego sercu. Nie myśląc nad tym, co robi, pochylił się i pocałował jej usta. Zamarła. Nie mogła się tego spodziewać.
On też się nie spodziewał, że sprawy tak się potoczą. Bał się spojrzeć, bał się, że w jej oczach zobaczy strach, obawę albo wstręt.
Odskoczyła nagle. Jak oparzona. Spojrzała na niego i teraz już był pewien, że to strach maluje się w jej oczach. Strach przed nim. Nim zdążył zareagować, wybiegła z sali. Co on zrobił? Znienawidziła go, przez jego głupotę. Co mogła sobie o nim pomyśleć?
Wiedział jedno – cokolwiek sobie pomyślała, to była ich ostatnia lekcja. I wiedział też, że zapamięta ja na zawsze…