ojej
, musze się gdzieś wygadać!! Widzę, że tu niektórzy chyba nie będą tego chcieli czytać, bo to będzie bardzo extra pozytywna opowieść udanego Sylwestra . Więc tych niechętnie nastawionych prosze o przesunięcie strony w dół i ominięcia posta
.
Dopiero na pare dni przed Sylwestrem, kolega w końcu przekonał mnie żebym robiła u siebie imprezę.. No.. W sumie to już miałam 6 lat za sobą bardzo udanych , lub trochę mniej, imprez. A Perspektywa samotnie spędzanego witania nowego roku jakoś straciła swój dotychczasowy urok. Pozapraszałam samych znajomych [ tzn jak się potem okazało też nieznajomych
] i już pozostało mi tylko czekanie na 31 grudnia.... Jejku! Ależ to zleciało... Ten czas oczekiwania był straszny! Okropnie się denerwowałam. Chciałam, żeby impreza wypadła równie dobrze jak w tamtym roku.. Ale ubiegłego roku robiliśmy impreze razem z bratem, który spraszał naparawde niezliczone ilości ludzi.. Nie chciałam wypaść gorzej od niego.
Zaprosiłam również pewnego Marcina ;]. Zdziwił mnie kiedy ostatecznie powiedział, że przyjedzie będzie ze swoimi trzema kolegami. Jaka ja byłąm wtedy szczęśliwa! Za tym szło również jeszcze większe zdenerwowanie i normalnie aż wszystkie kaloryfery doszorowałam, żeby się przed Marcinem pokazać z jak najlepszej strony. haha.. ta... przez kaloryfer do serca haha.. czysty kaloryfer oczywiście!
.
Wzięłam sobie koleżanki do pomocy, pomogły mi przystroić "sale balową" ;] balonami i świeczkami.. No i nie powiem... wyszło to zarąbiście nastrojowo ;D, poukładałam jeszcze białe kamienie na stoliku, i dużą świeczkę kawową..
To były naprawde duże koszty, ale na szczęście tatko załatwił nagłośnienie od sąsiada po znajomości i przynajmniej byłam ze 100 zł wprzód .
Ludzi było sporo ;]. Około trzydziestu - jeszcze nie zdążyłam policzyć, ale myślę, że to nie istotne.
O północy wszyscy zaczęliśmy biec środkiem ulicy [ fajnie wyglądał ten cały pochód
] i przywitaliśmy nowy rok na skwerku.. A on się zaczął tak jak to sobie wymarzyłam ;]. Po raz pierwszy... Od prawie roku starań, Marcin mnie pocałował.. To co, że on chce księdzem zostać, to co że uważał pocałunek jako grzech nieczystości.. Zrobił to i było to dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Potem wszyscy już z naszej grupy poszli, ale my z MArcinem zostaliśmy , hhe on mnie wziął na barana i jakoś tak zygzaczkiem szliśmy przytuleni
.
Chyba już nie będe się w szczegóły wdrabniać, bo co było najważniejsze, to już powiedziałam ;D. Impreza trwała do 8 rano , Marcin był kochany, i prowiant jeszcze został w lodówce nie dopity.. Czas zacząć od Nowego Roku wierzyć w cuda! Tak! To jest moje postanowienie!
.