Wszystko o Wszystkim > Off Topic

Wielki off topic :P

(1/1013) > >>

PPSIARA:
Siemano;D

Ale miałam dziś przygode XD

Shall:
opowiadaj ! ;d

Kostka:
http://i31.tinypic.com/vh9w8l.jpg BUAHAHAHAHAHAHHAHAHA XDDDDDDDDDD

PPSIARA:
No więc.
Byłam z koleżanką w Złotych Tarasach, a żeby wrócić potem do domu trza wykorzystać metro. Stoimy sobie szczęśliwe na peronie, a tu co? Podchodzi do nas równie szczęśliwy kanar(a nawet dwóch...). Jako iż Kasza nie wzięła dziś dokumentów oraz karty i musiała szukać w torbie dobówki, którą kupiła rano, ja szybciutko wygrzebałam z kieszeni karte i podałam kanarowi. Sprawdził- wszystko dobrze, karta aktywna. Sprawdził bilet Kaszy-spoko, jeszcze działa. A co zazwyczaj robi kanar po sprawdzeniu biletów ulgowych? "Poproszę legitymację, albo jaki kolwiek dokument". Ja odrazu słodkie oczka, że przepraszam, ale zapomniałam wziąć, bo musiałam w piątek mieć ją w szkole, więc leży w innej torbie. Kasza też przeprasza, bo akurat dziś nie wzięła dokumentów z domu. Zazwyczaj historia na tym się kończy, bo kanar miły i tylko upomina, że legitkę trza mieć. Lecz niestety kanar, na którego trafiłyśmy nie był miły i nas spisał. No ale niestety musieli sprawdzić, czy podałyśmy prawidłowe dane, więc dzwonią po policję...20 minut czekaliśmy na policjantów( w między czasie ja zdąrzyłam się doprowadzić do totalnej nerwicy-mam cholernie słabe nerwy.), aż w kończu przyszli. Spisali Kaszę, sprawdzili dane, wszystko wporządku. Spisali mnie, sprawdzają dane, ja już szczęśliwa, że zaraz będziemy mogły pójść, a tu co? Policjant wyjeżdża do mnie z tekstem, że takiej osoby nie ma. W tym momencie nie wiedziałam już czy mam się śmiać(zazwyczaj tak reaguję na stres) czy może lepiej płakać. Z 10 razy pytał mnie czy podałam prawdziwe dane, a ja byłam już tak roztrzęsiona, że na połowę mu odpowiadałam, a na połowę nie.(W końcu się wydarłam, z łzami w oczach, że do cholery jasnej, mówię, że jestem Martyna M. i mieszkam na nowoblblblbl). Stwierdził, że stoję teraz przed policjantem i że to nie są już żarty(a czy ja żartowałam...?). Potem zwracał się już do mnie tylko "Martyno, o ile naprawdę masz tak na imie...". To mnie trafiło zupełnie. Cała czerwona, z łzami w oczach i spojrzeniem szaleńca podeszłam po ściany i walnęłam w nią łbem. Kanar mnie opieprzył, że mam się zachowywać... I jeszcze te spojrzenia ludzi- jakbyśmy, kuźwa, na gapę jechały, a myśmy tylko legitki nie miały...W końcu mnie nie znalazł, więc praktycznie nie istnieję, bo nie ma takiej osoby jak Martyna M., tylko jakoś po mojej matce coś tam doszli, że miała córkę martynę, więc po 40 minutach z parszywym uśmiechem na pysku życzyli nam miłego dnia kobiet i do zobaczenia. Cholera jasna, pierwszy raz ktoś mi usilnie chciał wmówić, że kłamię i, że tak naprawdę to ja nie istnieję...

Spyder:
no cio takiego smiechowego ?? :D

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona