Na osiedlowych trawnikach w Dąbrowie Górniczej ktoś rozrzuca kości nafaszerowane igłami. Jednego psa, którego skusiły smakołyki, trzeba było uśpić, inne się pochorowały.
Odkąd ktoś podkłada pułapki na osiedlu, Magda Danielewicz boi się wychodzić z Betą na spacer
Paweł Pałys z osiedla Manhattan zauważył pod klatką swojego bloku przy Alei Piłsudskiego stosik ułożony z kości. - Wydało mi się to dziwne, bo nawet jak ktoś wyrzuca odpadki przed blokiem, to przecież nie układa ich w taki sposób. Podszedłem bliżej i zobaczyłem, że z kości wystawały igły - mówi Pałys.
O znalezisku poinformował sąsiadów (mają pięknego owczarka niemieckiego) i innych mieszkańców, którzy trzymają psy.
Ostrzeżenie dotarło też do Magdaleny Danilewicz, mieszkanki Manhattanu. Od dwóch tygodni zakłada czteroletniej Becie (mieszaniec owczarka kaukaskiego) kaganiec. - Jeden już pogryzła, trzeba było kupić następny. Nie odważyłabym się teraz wyjść z nią na trawnik bez takiego zabezpieczenia. Boję się, ale pies musi się przecież załatwić - mówi dziewczyna. Jej zdaniem ten, kto rozrzuca naszpikowane igłami kości, to jakiś szaleniec. Kilka psów już zdążyło spróbować kości z igłami.
- Tylko cudem lekarzom udało się uratować yorka, który połknął igłę. Psa innej naszej klientki trzeba było jednak uśpić. Powiesiliśmy na witrynie sklepu ostrzeżenie o pułapkach rozrzucanych w osiedlu - mówi Ewa Woźny, sprzedawczyni w sklepie zoologicznym na Mahattanie.
- Pies, który naje się naszpikowanych igłami kości, ma niewielkie szanse na przeżycie - mówi Jarosław Merta, weterynarz z kliniki na Gołonogu. - Dochodzi do perforacji jelit lub ostrego zapalenia otrzewnej. Zwierzę bardzo cierpi. Weterynarz z reguły nie podejrzewa, że ktoś świadomie mógłby postąpić w ten sposób i podać psu przysmak z igłą. Podaje więc środki na zatrucie, a pies zdycha kilka dni później - dodaje.
Osobnik, który podrzuca pułapki działa nie tylko na Manhattanie. Kości ułożone w równe stosy widzieli też mieszkańcy ul. Cedlera i pobliskiego osiedla Kasprzaka.
Nikt jeszcze nie zgłosił sprawy policji. - Może dlatego, że trudno jest udowodnić umyślne otrucie - mówi Zbigniew Antas z dąbrowskiej policji. Mieszkańcy osiedla domyślają się, kto może podrzucać zatrute kości. Nikogo za rękę jednak nie złapali, dlatego nie chcą rzucać oskarżeń. Jeżeli jednak podejrzewanej osobie uda się udowodnić przestępstwo, grozi jej kara grzywny lub nawet więzienie.
- I choć to pewnie małe pocieszenie dla miłośników zwierząt, to właściciele poszkodowanych psów będą się mogli domagać odszkodowania. W końcu rasowy pies z wszelkimi metrykami, szkolony i pielęgnowany, ma sporą wartość nie tylko emocjonalną - przekonuje sędzia Krzysztof Zawała.
Autor
Wątek: Uwaga na psy w Dabrowie Górniczej - rejon Gołonoga! (Przeczytany 1426 razy)