Dzisiaj na przerwie poszłam na dół do dziewczyn ze starszej klasy(bylam w szkole). Powiedziały, że na lekcjach cały czas słyszą miauczenie. Po lekcjach poszłyśmy tam,skąd dochodzi miauczenie, czyli do budynku obok(był to dom w którym nikogo nie bylo, albo nikt niesłyszał jak wolalysmy). Przyszedł sąsiad który mieszka tuż obok i ma furtkę do tej działki.Okazało się, że miauczy malutki,szary(najprawdopodobniej) malutki kotek. Siedział na dachu
. Nie widziałam go dokładnie. Zaniosłą go tam podobno jego matka jakieś 2-3 dni temu i nie może zejść bez matki,boi się. Coprawda obok stoi drabina i mozna by było wejść, ale ta drabina budzi grozę- stara,drewniana drabina z powyłamywanymi szczeblami
. Powiedziałam temu
faciowi, jakie są szanse na przeżycie tego kota(ech, sami wiecie jakie). Mimo sprzeciwu rodziców powiedziałam, że to ja wezmę kota do domu(oczywiście pędem do weta).Nie wziełam go bo nie chciał zejść. Drugi facet( bo było ich dwóch) wchodził tam kilkakrotnie i powiedział, że ten kot się chowa do dziury na strych i że jest mu tam jest ciepło itd...
Wierzycie w to?
Bo ja nie. Zresztą jak jeden facet(ten co wszedł na dach) powiedział temu drugiemu że ram jest dziura na strych to ten co stał na ziemi zrobił takie oczy
,ale mniejsza o to... Jutro idę po tego kota(facet powiedział, ze weźmie go do domu na "przechowanie" dopóki go nie wezme) ech, TRZYMAJCIE KCIUKI!!!
A tych facetow to myslałam, że z...bie na miejscu!!!