Wróciłam z filmu. Film jest,jak sam powiedział aktor,który zagrał rolę Jezusa, medytacją,a nie zwykłym oglądaniem. To była medytacja...Nie było słychać szelestu popcornu,ani picia coli.W kinie była niesamowita cisza. Cisza,którą przebijał cichy płacz. Bo film wywołuje niewzykłe emocje.Dla osób wierzących jest przeżywaniem męki Jezusa,który oddał za nas swoje życie,który cierpiał za nas.Nie można go oceniać,nie znając Pisma Świętego. Dlatego,że zaczyna się go oceniać według zupełnie innych kategorii.Dlatego też pojawiają się głosy,że jest antysemicki,brutalny...Tak było!!!!A Jezus to niby kim był??????Obrazy rzeczywiście są bardzo realistyczne.Biczowanie,ukrzyżowanie...Dla człowieka wierzącego nie jest to film grozy,tylko obraz męki pańskiej...Ktoś stwierdził,że Mel Gibson pokazał w tym filmie swój ukryty sadyzm.Ludzie,jaki sadyzm?On nie wymyśłił tego. Poza tym inspiracją do nakręcenia tego filmu było świadectwo złożone przez Katarzynę Emmerich,jej mistyczne wizje. Kto pójdzie na ten film????Ten,kto chce...Kto jest ciekawy,co to za nowy film. Kto,wie jaka jest prawda. Kto,nie wie,ale chce zobaczyć...