Ja raz wstalam rano to bylo zima i byla godzina przed 6 rano i wzielam mojego Tyasonka na smycz na spacerek, bylo jeszcze ciemno i slysze ze cos za mna idzie to przyspieszylam krok i zaraz Tayson zaczol byc niespokojny i gdy sie obrócilam zobaczylam jak ida za mna 2 lisy, ale sie wystraszyalam!!!
zaczelam biegnac, w tej chwili sobie myslalam zeby tylko Tayson nie dal sie z nimi w bójke bo moga byc czyms zarazone,
Tayson jak te lisy wyczul to rwal sie do nich
a wienc musilam go trzymac i ciagnaci trzymac go jak najdalej od tych lisów.
Gdy znalazlam sie na takiej uliczce z domkami to jeden domek mial fórtke zamykana bez na myslu do niej wlecialam zamykajac po sobie drzwiczki stalam tam próbujac odganiac te lisy z 15 minut wymachiwalam smycza ale one sie nas nie baly Tayson zaczol szczekac i skakac na ta furtke myslalm ze zaraz mieszkanców domu obudzimy ale na szczescie nie obudzilismy Lisy troche sie wystraszyly Taysona ale nadal niechcialy odejsc,
ale na szczescie szedl droga jakis chlopak gdy go zobaczylam zaczelam go wolac, chyba pomyslal ze jestem jakas glupia
ale wytlumaczylam ze mam z soba psa a Lisy za mna caly czas ida i poprosilam aby je jakos odgonil.
on na mnie spojrzal i powiedzil OK
nie macie pojecia jaka ulge wtedy czulam!!
chlopak ten zaczol straszyc te lisy i zócil kolonich patykiem aby je sploszyc i po kilku sekundach zaczely uciekac one pobiegly w jedna strone a ja z Taysonem który chcial za nimi udac sie w poscig w dróga!
ale ulga jak dobieglismy do domu!!!
Bo jak by Taysonowi sie cos stalo nie wiem co bym zrobila, chociaz przy zgryzie i sile Taysona napewno dal by sobie on z nimi rade ale
lisy te mogly miec jakas chorobe albo cos takiego.