Na dworze najlepszym sposobem jest poproszenie kogoś, kogo nie zna i nie będzie później widywać, by jak sunia podbiegnie do niego przestraszył ją. By oduczyć ją skakania w domu czytałam, że powinno się nadepnąć psu na łapy, ale nigdy nie zastosowałam takiej metody, uważam ją za zbyt bestialską. Faktem jest, że przy tresurze pies wymaga dużej konsekwencji i ciągłego powtarzania komend. Przy poprzednich jamnikach nigdy nie miałam problemów, niestety Roxi jest bardzo odporna na „wiedzę”. Zmusiła mnie do przeczytanie chyba wszystkich dostępnych książek w Bibliotece Śląskiej na temat tresury. Główne metody to klikier oraz wzmacnianie pozytywne (klikier też do nich należy).
„Kliker to pudełeczko ze sprężynującym kawałkiem metalu, które przy wciśnięciu wydaje specyficzny dźwięk. Pomaga w szkoleniu, z zastosowaniem metody pozytywnego wzmocnienia, czyli nagradzania psa za poprawnie wykonane polecenie.
Dźwięk klikera informuje Twojego psa, że wykonał polecenie poprawnie.” Klika się za każdym razem gdy pies dostaje posiłek, coś dobrego, coś co kojarzy ć mu się będzie ze smaczną nagrodą. Ale trzeba być bardzo konsekwentnym, dlatego u mnie nie wypaliło.
Za to stale noszę w metalowym pudełku czekoladowe dropsy dla psów, które Roxi uwielbia. Nigdy nie daję jej dropsików w domu, dostaje je tylko za natychmiastowe przyjście do mnie. Obecnie nawet wzięcie do ręki pudełeczka z charakterystycznym brzękiem dropsów o ścianki pudełka powoduje, że Roxi od razu jest przy mnie, nawet przy dużej odległości. Także po zagwizdaniu (gwizdki dla psów) dawałam jej dropsa i teraz przychodzi zazwyczaj za każdym razem. Wyjątek miałam niedawno na spacerze, gdzie spotkała konie. Bardzo ją wówczas ciągnęło, żeby pobiec za nimi, aż żałowałam, że nie mogłam wtedy jej nagrać, bo widać było po niej, jaki straszny ma dylemat: dropsik czy konie? Aż biedaczka przysiadła i patrzyła raz w moją stronę raz w stronę koni. Dropsik zwyciężył, ale wtedy musiałam gwizdać 3-krotnie.
Czasami również nie daję sobie sama rady, wówczas proszę na pomoc brata, który jest po szkoleniach (pies towarzysz, potem też jakieś jeszcze, ale nie pamiętam nazwy). W każdym razie oduczył Roxi gonienia rowerów. W trakcie spaceru, gdy zerwała się by pobiec za rowerem, dogonił ją i dał jej w tyłek (bardzo niepedagogicznie według mnie, ale pomogło natychmiast). To było pół roku temu i teraz „stado” rowerów może jej przejeżdżać koło nosa i nawet się za nimi nie obejrzy. Niestety wzmocnienie pozytywne wówczas przegrało na całej linii!
P.S. Jeżlei chcesz to napisz do mnie i podaj adres mailowy, mam jedną książkę o szkoleniu w formie elektronicznej. Na tej poczcie nie wiem jak się dodaje piki.