Toffikowi wet polecił dożywotnio podawać Quinax (3xdziennie). To "ludzkie" kropelki przeciw zaćmie, bo starzejącemu się pieskowi jaśnieją źrenice...
Doktor Rak powiedział, że kropelki spowolnią nieuchronny proces. Przez pierwsze dni Toffik zbytnio nie protestował, ale ostatnio wrzeszczy wniebogłosy...
Pytałam doktora, czy kropelki szczypią, ale zaprzeczył. Pewnie nie, bo kiedy raz udało mi się "kropnąć", gdy piesek się zamyślił, nawet nie drgnął. Spryciarz wie, ile sekund mija, zanim kropla wypadnie z dozownika i w tym momencie szarpie łepkiem. Myślałam, że widzi pojawiającą się kroplę (ma czerwony kolor), ale nie. Zrobiłam doświadczenie, pochyliłam sie nad pacjentem
ze skierowaną w dół buteleczką w dłoni, ale jej nie nacisnęłam. W momencie, w którym normalnie kropla powinna spadać, Toffik zrobił unik. Chyba liczy sekundy, skubany...
Próbowałam kapać na palec i potem wpuszczać do oka, ale to nie wychodzi. Kropla rozmazuje się na powiece. W rezultacie kropelki kapią na pieska, wydzierającego się jak potępieniec, a co myślą sąsiedzi, wolę nie zgadywać...
I tak trzy razy dziennie... Wiem, że wpadająca do oka kropla przyjemna nie jest, ale żeby tak histeryzować... Podobnie było, kiedy próbowliśmy założyć mu kołnierz pooperacyjny. Absolutnie nie! Ogolnie Toffik jest spokojny i zrównoważony, ale pewnych czynności sobie nie życzy. Jedyna nadzieja, że mu to minie... Może macie podobne doświadczenia?