Jak miałam 12 lat...
Na Nowy Rok, jak się obudziłam miała kolorowe prześcieradło...
Najlepsze było to, że zawsze dostawałam okresu aż do liceum w piątki, soboty lub niedziele... Wiem, bo z tego okazji miałam straszne bóle i wymioty, więc nie musiałam się zwalniać z lekcji z tego powodu... Za to w liceum już się rozregulowałam...
Nawet miałam tak, że siedziałam sobie na polskim i tym nieszczęsnym okresem i męczyłam się... przy "Mendlu gdańskim" (bo musiałam tam być) i babka na mnie patrzyła, że jakaś ziolona jestem... I tylko było... "Proszę Pani, mogę wyjść zwymiotować?" Albo innym razem kolega ze mną siedział w kiblu i potrzymywał przy życiu, żeby nie musieć iść na lekcje... Ach ta bezinteresowność... Ach te długie posty...