Posłuchajcie, co mi się dziś rano przydarzyło, bo do teraz nie mogę ochłonąć, a dla wszystkich może to być pouczające.
O godzinie 7 rano wyszłam z moją 4-miesięczną owczarką niemiecką na spacer po dzielnicy, która kończy się lasem. Minęłyśmy śmieciarkę i obok ostatniego bloku przed lasem spuściłam ją ze smyczy. Powąchała trochę trawę, pobiegła do goldena, a my weszłyśmy do lasu. Kiedy ją zawołałam, śmignęła koło nas i biegła dalej, więc zawołałam ją drugi raz i słyszałam, że gdzieś blisko szczeka. Nagle ucichła. Szukałam jej razem z towarzyszącą mi koleżanką-treserką, która pomaga nam wychowywać suczkę. Właściciel goldena oraz pani na balkonie powiedzieli, że piesek pobiegł w kierunku śmietników. Wołałam psa cały czas, ale była cisza i nikogo wokół. Byłam przerażona!
Po długiej, długiej chwili koleżanka zawołała, że ją ma. Wiecie, gdzie była? W kabinie śmieciarki, którą koleżanka musiała zatrzymać, bo już odjeżdżała. Panowie powiedzieli, że wzięli pieska, bo się błąkał!!! Błąkał się. Piesek, którego przed minutą widzieli w naszym towarzystwie, bo mijałyśmy ich w odległości 5 metrów. Piesek, którego cały czas głośno ktoś wołał. Piesek w obroży, zadbany i śliczny. Błąkał się.
Jeden i drugi śmieciarz - urodzone hycle. Szkoda, że nie wyłapują tak nieurodziwych nierasowców, głodnych wyrzuconych z domu ras agresywnych, tylko szczeniaki, które można przy kolejnym bloku upchnąć za 100 złotych.
Będę się bała spuścić oko z psa, dopóki nie podrośnie. Czy w każdym mam widzieć potencjalnego złodzieja? Bać się ludzi na parkingu, bo a nuż ktoś zaprosi moją suczkę do samochodu i odjedzie w siną dal?
Ciągle się przekonuję, że wiele jeszcze o ludziach nie wiem. Straszne.