No to kolejne opowiadanko osadzone w świecie HP. Tym razem nie będzie taki tasiemiec, obiecuję. Napisałam z poodu jednej sceny, która mi się ubzdurała i nie chciała dać spokoju, dopóki jej nie opisałam
.
Nie jest podzielone na rozdziały, ale będe dawać jakoś w częsciach, żeby chociac ktoś podołał przeczytac
No to zaczynamy....
Severus Snape okrył się szczelnie swoim płaszczem i zatopił w miękkim obiciu fotela. Pomimo pozornego rozluźnienia jego ręka pod płaszczem ściskała różdżkę. Nie lubił pociągów, szczególnie takich jak ten – bez ogrzewania, bez dobrego towarzystwa i jakiegokolwiek zajęcia. Utkwił wzrok w widoku za oknem, ale szybko doszedł do wniosku, że oglądanie ośnieżonych lasów i łąk nie należy do najciekawszych zajęć – wszystko wyglądało identycznie. Przeniósł więc spojrzenie na swoją towarzyszkę, sprawiającą wrażenie głęboko śpiącej w fotelu na przeciwko. Dopiero teraz miał okazje przyjrzeć się jej dokładniej. Nie wiedział kim jest, przedstawiła się jakoś mało wyraźnie, a nie miał czasu ani ochoty, żeby się dopytywać. Wiedział tylko, że ma ją dowieźć do Hogwartu. Dumbledore powiedział wprawdzie „Severusie, bądź miły pokazać naszemu gościowi drogę i potowarzyszyć w podróży”, ale Snape doskonale zdawał sobie sprawę, że nie zostałby wysłany w celu zabawiania owego gościa rozmową. Poza tym dyrektor nie miał w zwyczaju przekazywania wiadomości w sposób jasny i nieskomplikowany. Tak więc, chcąc nie chcąc, stał się czymś w rodzaju ochroniarza. Kolejny problem stanowił fakt, że nie miał pojęcia przed czym niby chronić owego gościa, o którym Dumbledore nie powiedział zupełnie nic, poza ujawnieniem znaku rozpoznawczego w postaci białej róży. Dopiero na miejscu, w Moskwie, ów gość okazał się kobietą, w dodatku niebrzydką. Severus klął na czym świat stoi, że nie domyślił się tego wcześniej – w końcu facet z białą różą wyglądałby mniej naturalnie.
Tak czy inaczej, było za późno, żeby cokolwiek zrobić. Byli już w drodze i, w gruncie rzeczy, Snape nie miał na co narzekać. Od początku drogi zamienili tylko kilka słów, upewniając się, czy trafili na siebie, a potem zamilkli, ulokowawszy się w przedziale pociągu.
Severus, z braku innego zajęcia, przyglądał się swojej śpiącej towarzyszce. Była szczupłą, niezbyt wysoką czarownicą o kasztanowych, kręconych włosach. Właściwie to nie miał nawet pewności, czy była czarownicą, ale wszelkie inne możliwości wykluczył już na początku. Nim zasnęła, zdążył jeszcze zauważyć ogromne, intensywnie zielone oczy, migocące złociście. Nieznajoma, jako, że podróż odbywali mugolskim pociągiem, miała na sobie czarne obcisłe spodnie i kremowo-miodowy sweter z golfem. Ciemny płaszcz, w którym wsiadła do pociągu, leżał teraz w schowku na bagaże. Mieścił się tam swobodnie, bo bagażu również miała niewiele – zaledwie jedna walizkę średnich rozmiarów.
Pociąg zwolnił. Severus wyjrzał za okno, chcąc się upewnić, czy nie powinni już wysiąść. Odwieczne ośnieżone drzewa po raz kolejny nie pozwoliły mu się zorientować w przestrzeni. Wstał i najciszej jak potrafił, wyszedł z przedziału z zamiarem odnalezienia konduktora. Czuł się nieswojo w mugolskiej odzieży, bez swojej ulubionej szaty. A w obcisłych spodniach, grubym wełnianym swetrze i mugolskim płaszczu trudno było ukryć chociażby samą różdżkę, nie wspominając o mnóstwie innych, jakże przydatnych przedmiotów. Nie trzeba chyba dodawać ,że całość garderoby Mistrza Eliksirów była utrzymana w kolorze czarnym.
Od konduktora udało się jakoś wydobyć informacje, że znajdują się na właściwej stacji. Wrócił do przedziału i po chwili zastanowienia trzasnął głośniej drzwiami, uznając, że to najmniej ryzykowany sposób obudzenia swojej towarzyszki. Faktycznie, szybko otworzyła oczy, prostując się w fotelu. Spojrzała na niego pytająco.
-Wysiadamy – rzucił bezbarwnym głosem i bez czekania na jej reakcję sięgnął do schowka po ich bagaże. Zawahał się na moment, ale w końcu podał jej płaszcz, uznając, że w tej dziwnej podróży przyda się choć trochę kultury. Podał też różę, która leżała na płaszczu, a sam zabrał walizki i poszedł przodem.
Wysiedli na niewielkiej stacji, sprawiającej wręcz wrażenie opuszczonej. Przez chwilę patrzyli za odjeżdżającym pociągiem, po czym ruszyli w kierunku jedynego budynku w okolicy. Drzwi były zamknięte na głucho. Tego nie mogli się spodziewać. Wokół, jak okiem sięgnąć nie było nic poza drzewami i chwastami.
-Co dalej? – zapytała kobieta, patrząc na Severusa wyczekująco.
Odstawił walizki, wyjął z kieszeni bilety i przeczytał:
-Pociąg go Glasgow odchodzi o 16:30.
-Ale to jeszcze prawie dwie godziny! – zdziwiła się. Severus bez słowa usiadł na jedynej znajdującej się w pobliżu ławce. Zastanawiał się, czy jego towarzyszka pochodzi z bogatego domu. Sądząc po zachowaniu, mógł przypuszczać, że tak.
Zawahała się przez moment, ale usiadła obok niego. Kilkanaście minut minęło w absolutnej ciszy.
-Zawsze jest pan taki małomówny? – zapytała wreszcie.
-Nie mam w zwyczaju rozmawiać z nieznajomymi. – odgryzł się. – A nie przypominam sobie, żeby pani powiedziała mi coś o sobie.
Spojrzała na niego wilkiem, przełknęła i z największym spokojem odparła:
-Proszę mi mówić Miranda Flacee.
-Severus Snape. – skłonił się nie mniej grzecznie.
-To już wiem.
-Miło mi, że chociaż pani wiedziała, co ją spotka na dworcu w Moskwie. – skomentował złośliwie.
-Chyba jednak nie wiedziałam... – skwitowała. To zakończyło ich rozmowę. Na następne prawie dwie godziny.
CDN