Rozdział I
- Wyłaź z łazienki! – Kalina słysząc rozkaz brata, przygładziła ostatni raz włosy i wyszła. Zerknęła na zegarek – 7:50, pośpiesznie założyła buty i czapkę.
Zbiegając ze schodów, spotkała swoją sąsiadkę. „Kalinko, czy wyprowadzisz Dobiego?” – tylko tyle usłyszała, gdyż skoncentrowana była w głównej mierze na szkole. Nienawidziła jej. Ostatnio szkoła zmieniła się. Zmienili się ludzie, a może zawsze tacy byli, tylko ona tego nie zauważała? Ciągle głowiła się nad tym. Bała się tam iść. Bała się spędzić kolejnych 8 godzin, w towarzystwie osób, których nie znosiła. Praktycznie wszystko było dobrze, nie było specjalnych spięć, ale zawsze pod koniec lekcji musiało stać się coś, co sprawiało, że jej rzekomo najlepsze koleżanki, stawały się tymi najgorszymi. Kalina żałowała, że nie ma przyjaciółki, której mogłaby powiedzieć wszystko. Obwiniała siebie, i swój charakter. Sądziła, że to przez jej upór i niezależność. Tak bardzo chciała mieć osobę, która nie odwróciłaby się od niej, kiedy ONA znów zacznie mącić.
Zbliżała się do gmachu szkoły. Szkoła była ogromna, mieściła podstawówkę i gimnazjum. Basen, trzy sale gimnastyczne, siłownia, wysoki poziom nauki – to tylko nieliczne z jej zalet. Na wielkim boisku, znajdującym się w samym środku szkoły, stała już cała grupa.
„O nie, spóźniłam się. A niech to...” – pomyślała Kalina. Przemknęła, niezauważenie bokiem boiska dążąc ku przebieralni.
- Cześć! – usłyszała głos Aśki. Aśka, była właśnie tą osobą, której tak bardzo się bała.
- Cześć... – odpowiedziała bezintonacyjnie Kalina i odeszła.
Pośpiesznie zmieniła bluzkę i spodnie, chwilę później wybiegła na boisko.
Tak bardzo śpieszyła się na lekcje, że nie zauważyła czegoś co przypominało wrośnięte w ziemię pudełko po mleku. Z hukiem przewróciła się na ziemie, ścierając kolana i łokcie. Nagle... usłyszała czyjś krzyk: „Kalina, łamago jedna”. Nigdy nie słyszała tego głosu. Odwróciła głowę i ujrzała Murzyna. Jego karnacja była naprawde ciemna, a na włosach miał coś, czego Kalina naprawde nie lubiła - dredy. Wyraz jej twarzy przypominał coś pomiędzy nieudanym rysunkiem na cytrynie, a szwem na kolanie jej kolegi. Chłopak podbiegł do niej i wziął jej rękę. Kalina obolała i zszokowana prędko zabrała ją. Z bólem wstała z ziemi i pomaszerowała do szatni, patrząc na stróżkę krwi która ciekła jej po nodze...