No to ja jeszcze nie miałam takiej sytuacji...
zawsze byłam zakochana na "odległość"
to znaczy, ja go niby kochałam, uwielbiałam, wiedziałam o nim wszystko, a on nawet nie wiedział o moim istnieniu...
Ten teraz, co jest, od tej nieszczęsnej I klasy gimnazjum to chociaż się gapi
I to tak dziwnie, że sama nie wiem co mam o tym myśleć.
Sama nie podejdę nigdy, a jak on nie chce - trudno, jakoś bede musiała się obejść... a szkoda...