Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Szukanie zaawansowane  

Aktualności:

Strony: [1]   Do dołu

Autor Wątek: Parodii kilka :)  (Przeczytany 6704 razy)

0 Użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Crystal

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 1271
  • Ahh...kawaii Miyavi :)
Parodii kilka :)
« : 2005-05-31, 21:04 »
Oto i tekst, na który natknęłam się szukając czegoś o Faraonie [B. Prusa]
(khem, zadanko mam...i dalej go nie zrobiłam, ech :P)


Nie wkurzać łysych - Faraon

Osobistości:
Faraon - Pan Na Piaskach
Kapłan - ksiądz egipski w czepku kąpielowym i w lampartach
Sekretarz - taki do posług

(nad Egiptem znowu wstało słońce)

Sekretarz: - Ludu nikczemny! Padnijcie na kolana bo oto nadchodzi syn słońca, władca całego Egiptu, boski Ramzes 16. Obyś żył wiecznie!

Ramzes 16: - Aaaa!... (kończy swój wieczny żywot)

Sekretarz: - No to w takim razie Ramzes 17. Obyś żył wiecznie!

Faraon: (nadchodzi trochę bokiem, trochę przodem) - Egipcjanie! Jestem waszym nowym Ramzesem! Macie mnie kochać i podziwiać, bo jestem bosy.

Sekretarz: - boski...

Faraon: - Bo jestem boski! Hołdy i dary przyjmuję codziennie od 16 do 18.

Kapłan: (nadchodzi w czepku trochę bokiem, trochę przodem) - Faraonie, światło naszych oczu, oby żył wiecznie od 16 do 18. Skoro już jesteś na tronie, to kapłani cię proszą o datek na świątynię. Dach przecieka...

Faraon: - A dalejże mi, darmozjady jedne! Sam mam parę ton złota dla siebie...

Kapłan: - O wielki! Nie wkurzaj łysych, bo umrzesz!

Faraon: - Kto?! Ja-Obym-Żył-Wiecznie?! JESTEM BOGIEM! SYNEM SŁOŃCA!

Kapłan: - Oj, bo ci powiem, czyim jesteś synem...

Faraon: - Zaraz ci udowodnię, że jestem bogiem. (wysyła sekretarza)

Sekretarz: (przynosi cylinder)

Faraon: - Zrobię cud! (wyciąga z cylindra białego królika) - Widzisz kreaturo?!!! CUD!

Kapłan: - Synu słońca, nie wciskaj ciemnoty. Złoto albo umrzesz.

Faraon: - Ja mam wojsko!

Kapłan: - Umrzesz!

Faraon: - Ja mam szpiegów!

Kapłan: - Umrzesz!

Faraon: - Ja mam żonę i dzieci... Takie małe faraoniątka...

Kapłan: - Umrzesz.

Faraon: - Ale się uparł. Dobra, dam na tacę.

Kapłan: - Dzięki. Idę na basen. (odchodzi w czepku trochę bokiem, trochę przodem)

Faraon: - Ty, bardzo się zeszmaciłem, że spękałem?

Sekretarz: - Ci łysi są bezwzględni. Widziałem jak załatwili tamtych Ramzesów. Cali w bandażach!...

Faraon: - I co robić?

Sekretarz: - Też zostań łysym, to włos ci z głowy nie spadnie!

(Faraon przyjmuje święcenia i zostaje sługą bożym, czyli swoim własnym)
 THE END


Ale to nie koniec, właśnie znalazłam jeszcze kilka innych :P




Niepogoda dla bogaczy - Robin Hood


Występują :
Robin Hood - bohater nierozgarnięty, ale szlachetny;
Bogacz - produkt nierówności społecznej;
Las Sherwood. Tu grasuje Robin Hood!

Robin Hood : - Grasuje, taa... grasuje Robin, Robin tu grasuje. Ja ja ja! Grasuję. Ale kurde flaszka, jestem za miękki. Miękki. Ej, Robin. Nie nie nie! Weź się w garść. W garść! Weź weź! Masz misję! Jesteś bohaterem. Wstań! Działaj!!!... HM... HAK AM... Gdzie jesteś jakiś bogaczu przebrzydły?!!!

Bogacz : (nadchodzi urażony) - Tylko nie przebrzydły!

Robin Hood : - Milcz! Uciskałeś? Wyzyskiwałeś? Okradałeś?... Nie nie nie! Nie musisz odpowiadać. To oczywiste. Jesteś przebrzydły!

Bogacz : - Do licha! Jak na to wpadłeś?

Robin Hood : - Praktyka! Jestem bohaterem od lat. Nie próbuj żadnych sztuczek, bo ja ze stu metrów trafiam prosto w serce!

Bogacz : - To może odejdę na sto metrów, bo jeszcze nie trafisz. (próbuje odejść)

Robin Hood : - Stój! Pieniądze albo życie!

Bogacz : - Ależ, cholera, wybór!

Robin Hood : - Dobra. Poszerzam: palenie albo zdrowie, być albo nie być, kawa albo herbata...

Bogacz : - Z zestawu wybrałem: życie, zdrowie, być i herbata.

Robin Hood : - W porządku. Dawaj pieniądze!

Bogacz : (oddaje pieniądze) - Co z nimi zrobisz?

Robin Hood : - Oddam. Biednym oddam.

Bogacz : - To dobrze się składa, bo ja właśnie straciłem wszystko i jestem biedny... (?)

Robin Hood : - No to masz! (zwraca pieniądze)

Bogacz : - Dzięki.... (odchodzi)

Robin Hood : - Kurde flaszka, za miękki jestem! Czuję, że postępuję szlachetnie, ale bez sensu!




Powrót Odysa


Występują :
Penelopa - wierna żona (rzeka?!?) ze ścierą
Podrywacz 1 - skórzana kurtka, okulary przeciwsłoneczne, złoty łańcuch
Podrywacz 2 - kolorowa marynarka, okulary, magnetofon
Odys - heros (na lekkim hobby)

Penelopa:  Już tyle lat Odys poza domem. Niestety, kompas w domu zostawił. I teraz gdzieś błądzi po pustyni, rozmawia z echem pośród skał. A tu chłopaki się dowiedzieli, że Odys bez kompasu i na podryw przychodzą. Lecz ja wierności muszę dochować, bo Odys strasznie kablem od żelazka naparza.

(Wchodzą podrywacze, w tle melodia "Daj, co masz najlepszego, daj").

Podrywacz 1:  Penelopa, chodź do kina.

Penelopa:  Nie.

Podrywacz 1:  Kurde, no!

Podrywacz 2:  Penelopa, chodź na dancing.

Penelopa:  Nie.

Podrywacz 2:  Kurde, no!

Podrywacz 1:  Penelopa...

Penelopa:  Nie.

(Wchodzi Odys z chustą rezerwisty na ramionach. Podrywacze kulą się w kącie sceny.)

Odys (ze śpiewem na ustach):
Godzina piąta, minut trzydzieści
Kiedy pobudka zagrała...
Jam ci jest Odyseusz, mądry i mężny, co dziesięć lat do domu wraca. Kolegów z wojny musiałem odprowadzić. A które z was to moja wierna i piękna Penelopa?

Penelopa:  Wróciłeś wreszcie! Jam ci twoja Penelopa. Jam ci. Jam ci.

Odys:  Tyś mi? Tyś mi?

Penelopa:  Tak.

Odys (wskazując na podrywaczy): A kto to?

Penelopa (z lekceważeniem):   A, to miejscowi podrywacze.

Podrywacz 2:  No, kurde, mogła powiedzieć, że hydraulicy!

Odys (podwija rękawy):  Penelopa, odsuń się.

Podrywacz 1:  Odys, nie podchodź! Ja ci mówię: nie podchodź. My sami... Bo ty zmęczony jesteś. (naparzają się sami i poturbowani znikają ze sceny)

Odys:  Penelopa, nareszcie razem!

Penelopa:  Odys, a ile to lat się do domu wraca?

Odys: Długo, nie?

Penelopa:  To ty się włóczysz z kolegami, a ja tu usycham z tęsknoty. Jeść nie mogę...

Odys:  My też bez zakąszania.

Penelopa:  Odys, nie ujdzie ci to na sucho. (Szykuje ścierę.)

Odys:  Herosa ...?

Penelopa: Ścierką!

Odys:  Tak przy ludziach?

Penelopa:  Do kuchni, ale już!



Bajka o dziewczynce, która wypalała trzy paczki dziennie,
przez co Kopciuszkiem ją zwano.


Osoby:
Kopciuszek - umorusane popychadło
Siostra pierwsza - brzydka jak sto diabłów
Siostra druga - brzydka jak dziewięćdziesiąt diabłów
Macocha - brzydka jak sześćdziesiąt, stara jak dwieście
Wróżka - więcej niż iluzjonista
Książe - bogaty (uroda nieistotna)
Narrator - człowiek z dykcja

Narrator :  Kopciuszek jak co dzień była zajęta oddzielaniem maku od popiołu i grochu od kapusty. Poza tym szyła, sprzątała, gotowała... słowem: była sprawniejsza i ładniejsza od pralki automatycznej miała więcej guziczków.  Natomiast siostry Kopciuszka były brzydsze, bo nie miały guziczków, tylko zamki błyskawiczne, przez co nie lubiły Kopciuszka strasznie.

Siostra pierwsza :  Kopciuszek, ty brudasie!

Siostra druga :  Ty kocmołuchu!

Siostra pierwsza :  Ty wsiórze!!!

Kopciuszek :  Ale mi jest przykro...

Narrator :  Pięć minut drogi konikiem Garbuskiem od chatki Kopciuszka, mieszkał Książe na zamku. Książe był kawalerem i szukał żony.

Książe :  Nie ma, nie ma... Nigdzie nie ma...

Narrator :  Postanowił więc wydać bal, na który zaprosił wszystkie piękne panny. Siostry Kopciuszka myślały, że są pięknymi pannami, więc zaczęły się szykować na bal...

Siostry: (więc szykują się na bal...)

Narrator :  No, ale wróćmy do Kopciuszka.

Siostry: (więc przestają się szykować)

Narrator :  Kopciuszek nie miała prawdziwej matki, tylko zastępczą, przez co na imię jej było Macocha. Macocha miała wszystko na haftki, przez co była brzydsza od wszystkich (nie wspominając pralki automatycznej).

Macocha :  Kopciuszku, niech Kopciuszek odprasuje swoim siostrom na bal!

Kopciuszek :  Tak, pani matko.

Macocha :  Nie mów do mnie: pani matko! A jeżeli już mówisz: pani matko, to nie mów: pani matko, tylko: pani matko!

Kopciuszek :  Tak, pani matko.

Macocha : No.

Kopciuszek : (użala się) O, ja biedna sierota... Właśnie! Sierrrota! Zapomniałam wyłączyć żelazko!

Siostra pierwsza :  Kopciuszek! Ty ofiaro!

Siostra druga :  Ty niedojdo!

Siostra pierwsza :  Ty ofermo!!!

Kopciuszek :  Ale jest mi przykro...

Narrator :  Kopciuszek bardzo się rozpłakała. Płakała, płakała, aż zrobiła się noc. Siostry z macochą były już na balu, a Kopciuszek płakała jakby bardziej. I byłaby się odwodniła na śmierć... ale co to? Pojawiła się Wróżka. Chyba dobra.

Wróżka :  Płaczesz?

Kopciuszek :  Tak, matko chrzesno.

Wróżka :  Nie mów do mnie: matko chrzesno! A jeżeli już mówisz: matko chrzesno, to nie mów: matko chrzesno, tylko: matko chrzesno!

Kopciuszek :  Tak, matko chrzesno.

Wróżka :  No! Chcesz iść na bal?

Kopciuszek :  Tak!!!

Wróżka :  No to ręce do góry! (spryskuje sukienkę Kopciuszka lakierem w kolorze ładnym i produkuje napis "Dior")

Narrator :  Wróżka, za pomocą sobie tylko znanych sposobów, zamienia brzydką sukienkę Kopciuszka w ładną sukienkę Kopciuszka.

Wróżka :  A teraz idź na bal i za mąż!

Kopciuszek :  A buty?

Wróżka :  A buty też.

Kopciuszek : O, jakże ci jestem wdzięczna w tym ubranku. (wdzięczna w tym ubranku biegnie na bal)

Wróżka :  Tylko pamiętaj! O północy lakier odpadnie!!!

Narrator :  I pobiegła Kopciuszek na bal w butach, rozluźniając bezwiednie sznurówki, które w krytycznym momencie pękną, co umożliwi wyskoczenie z butów i zmianę stanu cywilnego. Tymczasem na balu...

(na balu...)

Książe :  Czy Kopciuszek już przyszła?...

(STOP. To nie ta scena. "Matka z wrednymi córkami" start proszę!)

Książe :  (poprawia się) Czy matka z wrednymi córkami już przyszła?

Narrator : Tak, Książe

Książe :  A ta wredna z matką i siostrą?

Narrator :  Tak, Książe

Książe :  A tamta wredna z siostrą i matką?

Narrator :  Tak, Książe

Książe : To idę spać.

Narrator :  Jeszcze nie!

Książe :  A która godzina?

Narrator :  Za pięć dwunasta.

Kopciuszek : (wpada na salę balową) Tańczmy, tańczmy szybko, bo mam mało czasu!!!

Książe : Orkiestra! Co szybkiego proszę! (orkiestra szybko gra, Książe szybko tańczy z Kopciuszkiem)

Książe :  Kim jesteś Kopciuszku?

Kopciuszek :  Kopciuszkiem!

Książe : ...A może byśmy tak wyszli?

Kopciuszek :  A która godzina?

Narrator :  Dwunasta.

Kopciuszek :  To lecę!!! (leci)

Narrator :  A bucik ?!

Kopciuszek : (wraca, podaje torbę z bucikiem i ucieka)

Narrator :  Książe bardzo się zdziwił i poszedł spać.

Książe : (dziwi się i idzie spać)

Narrator :  Nazajutrz w domu Kopciuszka jakby się zmieniło...

Siostra pierwsza :  Kopciuszku, chcesz czekolady?

Kopciuszek :  Chcę!

Siostry obie:  To se kup !!!!!

Kopciuszek :  Ale mi jest przykro...

Narrator :  Tymczasem Książe biegał po mieście i przymierzał bucik wszystkim kobietom.

Książe :  Gdzie są te wszystkie kobiety ?!!!! Nie ma...

Narrator : Wpadł do domu Kopciuszka i dalejże przymierzać bucik. Na macochę za mały, na pierwszą siostrę za mały, na drugą siostrę w sam raz...(o!)

Książe : Czy to twój bucik?

Siostra druga :  Nie, ale pasuje! (o!)

Książe :  No to weźmy ślub!

Narrator :  I wzięli.

Kopciuszek :  Ale mi jest przykro...


To by było na tyle, jeśli chodzi o dzisiejszy dzień...
Idę robić zadanie, jutro, jak zdążę, to dodam resztę  :mrgreen:
Zapisane
Shiawase Nara Te wo Tatakou :]
If you're happy and you know it clap you hands

cholka

  • *
  • Wiadomości: 2582
Odp: Parodii kilka :)
« Odpowiedź #1 : 2005-05-31, 21:58 »
Ja znam dwa teksty podobnego typu ;)

Bajka o czerwonym kapturku pod tytułem "SZKODA BABCI"

Osoby:
Narrator - bystry komentator
Czerwony Kapturek - takie małe i jaskrawe coś
Wilk - zwierz z takimi zębami
Książe - złota przybłęda z innej bajki
Babcia - babcia werbalna

Narrator: - Dawno, dawno temu na wiecie żyły same babcie, same Czerwone Kapturki
i wilk. Byłoby tak do dzisiaj, gdyby nie to, że wilk powyżerał prawie wszystkie
babcie i prawie wszystkie Czerwone Kapturki. Została tylko jedna babcia, jeden
Czerwony Kapturek i wilk. Ostatni Czerwony Kapturek niósł właśnie ostatniej babci
ostatnią kolację.

Czerwony Kapturek : - Jestem Czerwony Kapturek! Hej! Niosę koszyk do babci.
W koszyku mam same dobre rzeczy - placek, herbatę, placek... i inne dobra.
Dobra! Dobra, dobra. (śpiewa)

Idę do babci przez ciemny las,
Ale nie boję się zwierza.
Mogę na przykład co jaki czas
Naprać zająca lub jeża.
Babcia tam czeka i głowi się,
Co wnuczka w koszu przynosi,
Więc jak najszybciej dotrzeć tam chce,
Bo babci myślenie szkodzi.

(Nie wiadomo skąd wchodzi książe w koronie, szukając czegoś na ziemi)

Książe : - Dzień dobry, panienko.

Czerwony Kapturek : - Hej! A dokąd to idziesz w tej złotej czapce?

Książe : - Idę pocałować brzydka ropuchę, żeby zamieniła się w śliczną królewnę.

Czerwony Kapturek : - O, to wielką moc mają twoje pocałunki.

Książe : - E tam, w bajkach wszyscy to potrafią.

Czerwony Kapturek : - To poproś kogoś z bajki, żeby ciebie pocałował.

Książe : - Na pewno poproszę.

(Książe wychodzi nie wiadomo dokąd)

Czerwony Kapturek :

Muszę do babci, bo babcia och,
jest dobra od stóp do głowy,
całemu światu wyśpiewam to,
tylko nie powiem wilkowi...

(Wilk pojawia się bez korony i bez uprzedzenia i staje za plecami Czerwonego Kapturka)

Wilk : - A czego mi nie powiesz, Czerwony Kapturku?

Czerwony Kapturek : - A tego, że idę do babci.

(dryń)

Wilk : - A dlaczego mi nie powiesz?

Czerwony Kapturek : - Bo babcia jest dobra, a ty wszystko co dobre, to byś zaraz zjadł.

Wilk : - O, nieprawda! Nie wszystko; mam tutaj bilet autobusowy. Dobry, nie zjedzony.
Dam Ci go, jak mi powiesz, gdzie mieszka babcia i z czym najlepiej smakuje.

Czerwony Kapturek : -I tak ci nie powiem, że babcia mieszka pod numerem drugim i najlepiej
smakuje w sosie brzoskwiniowym.

(dryń)

Wilk : -To chociaż powiedz, gdzie jest ten numer drugi.

Czerwony Kapturek : -Nie powiem - Czerwony Kapturek zatyka sobie usta ręka, ale potem spod
ręki konfidencjonalnie szepcze - Ale mogę pokazać. Pokazuje

(dryń)

Wilk : -To ja lecę, he he he he.

Wilk leci w kierunku numeru drugiego

Czerwony Kapturek : -Ja chyba jestem jakaś dziwna. Chociaż nic nie powiedziałam wilkowi,
to czuję się jak kapuś.

Znowu pojawia się książe nie wiadomo skąd

Książe : -Halo, panienko, powiedz, czy nie widziałaś gdzieś brzydkiej ropuchy?

Czerwony Kapturek : -Widziałam brzydkiego wilka.

Książe : -E tam, wilki nie są zaczarowane, nie warto się z nimi całować. Jakby zobaczyła
ropuchę, to ucałuj ją ode mnie.

Książe idzie szukać żaby (hobbysta, czy co?)

Czerwony Kapturek : -Dobrze, ale ja muszę do babci. Tup, tup, tup...

Narrator: - Kiedy Czerwony Kapturek rozmawiała z księciem, wilk udał się do babci i dokonał
na niej konsumpcji. Następnie przebrał się za babcię i postanowił zaczekać.

Wilk : -A zaczekam, zaczekam.

Czerwony Kapturek : -Na kogo zaczekasz?

Wilk : -Na Ciebie, Czerwony Kapturku.

Czerwony Kapturek : -Pardonsik, czy my się znamy?

Wilk : -No przecież jestem twoją babcią.

Czerwony Kapturek : -Bez jaj. Nie wyglądasz jak babcia. Dlaczego ty masz takie duże zęby?
Dlaczego ty w ogóle masz zęby?

Wilk : -Bo ja jestem babcia do orzechów.

Czerwony Kapturek : -Ty coś kręcisz.

Wilk : -A, kręcę, kręcę, bo zjadłem już babcię i chętnie bym jeszcze coś przekąsił.

Czerwony Kapturek : -Ja się nie zgadzam, żebyś ty mnie przekąsił, mam dużo cholesterolu,
zaszkodzę ci, ugryzę cię w żołądek...

Wilk : -To najbardziej gadatliwy obiad w moim życiu.

(Ze względu na szczególne okrucieństwo tej sceny, konsumpcja Czerwonego Kapturka
odbędzie się za kulisami).

Czerwony Kapturek : -Aua, moja ręka, aua, moja noga, aua, moja druga noga! Babcia? Posuń się!

Wilk : -Ale się najadłem.

Dobrze jest brzuch pełen mieć,
Pełny jak magazyn.
Nie wiadomo, kiedy jeść
Znowu się przydarzy.
Z pełnym brzuchem chodzę dziś,
Co mi głód i nędza,
I tak dobrze byłoby,
Tylko... coś mnie skręca.

Halo, Czerwony Kapturku, miała rację, zaszkodziłaś mi. Muszę do doktora od brzucha.
Ale czy w tej bajce jest doktor od brzucha? Nie, nie ma doktora od brzucha, są tylko
same brzuchy.

Klasycznie już pojawia się książe w nieco pochylonej pozycji; ciekawe czemu?

Książe : -Żaba, żaba...

Wilk : -Te, narzeczony żaby, znasz się na brzuchach?

Książe : -Czy się znam? No, oczywiście! Najlepsze brzuchy rosną na placu Pigalle.

Wilk : -No to pomóż, złociutki! Bo wiesz, przejadłem się babcią z Czerwonym Kapturkiem.

Książe : -O, szykuje się płukanie żołądka! Dziewczęta, uwaga, będzie prysznic!

Narrator: - I wziął książe wilka na płukanie żołądka. Płukał, płukał, aż wypłukał
Czerwonego Kapturka.

Książe : -Hi, hi, hi, miło cię znowu widzieć, Czerwony Kapturku, choć wyglądasz
jak z gardła wyjęta. E, a gdzie babcia?

Czerwony Kapturek : -Babcia okazała się zbyt lekkostrawna i właśnie przed chwilą
minęła dwunastnicę.

Książe : -Uuuu, szkoda babci.

Czerwony Kapturek : -Bardzo szkoda babci.

Książe : -Oj, szkoda, szkoda.

Czerwony Kapturek : -Szkoda...

Książe : -Babci szkoda.

Czerwony Kapturek : -Taka fajna babeczka była...

Narrator: - I w ten sposób wilk zjadł ostatni babcię. Tu należy dodać, że kto zjada
ostatki, ten jest piękny i gładki.

KONIEC

P.S. A babci to jednak naprawdę szkoda!



Książę Fredek na ziarnku grochu

Osoby:
Narrator - aktor techniczny
Srogi Tata - Król - dobry chłop, ale nie w humorze
Królewicz Fredek - postać tytułowa
Groszek - druga postać tytułowa
Księżniczka z Kryształowego Wzgórza - nagły gość

Miejsce akcji: Stary zamek.

Czas: XV wiek z przerwami.


Narrator - Król który panował za siedmioma morzami był dobry. Naprawdę.
Ale miał głupiego syna i czasem nie był w humorze. Co tu ukrywać - nigdy
nie był w humorze. Tego dnia był wściekły. Więc postanowił zawołać syna.

Srogi Tata - Freeedeeek!!!

Królewicz Fredek - Mnie wołasz, co?

Srogi Tata - Milcz, bo cię chłostać każę!

Królewicz Fredek - Za co, tato, za co?!

Srogi Tata - Za to, że żony nie masz!

Królewicz Fredek - A nie mam?

Srogi Tata - Nie masz!

Królewicz Fredek - Dlaczego?

Srogi Tata - Nie chciałem ci tego mówić, ale teraz ci powiem. Bo jesteś idiotą!

Królewicz Fredek - To niedobrze, co?

Srogi Tata - Niedobrze!

Królewicz Fredek - A ja myślę, że...

Srogi Tata - Fredek, prosiłem NIE OSZUKUJ OJCA!

Królewicz Fredek - Oj tato, nie krzycz! Głowa mnie boli.

Srogi Tata - Fredek, ciebie może boleć brzuch... noga... ale nie głowa! (a może?)
A może... Powiedz mi ile tu jest palców? (pokazuje mu dłoń)

Królewicz Fredek - Tyle? (pokazuje mu dłoń)

Srogi Tata - A idź się utop!

Królewicz Fredek (idzie)

Srogi Tata - Nie, nie idź! I tak nie utoniesz. Głowa cię utrzyma na powierzchni.

Królewicz Fredek - Tato, czego ty chcesz?

Srogi Tata - Jesteś następcą tronu, a nie umiesz dodawać, odejmować, mnożyć, pisać,
czytać, zachować się, ani wysłowić. Do tego jesteś brzydki. Jesteś bardzo wszechstronny.
Fredek, popatrz na siebie czy tak wygląda królewicz z bajki?!

Królewicz Fredek - No nie wiem.

Srogi Tata - Postanowiłem albo twoja głupota, albo ja! Chodź tu, będę głupotę z ciebie
wypędzać! (ściąga pasa)

Królewicz Fredek - Tato, nie przy ludziach!

(bo na widowni są ludzie)

Srogi Tata (przyprowadza Narratora)

Narrator (stara się odwrócić uwagę widzów) - O tam, tam, ptaszek.

Srogi Tata (wykorzystując moment nieuwagi widzów, bije Fredka)

Królewicz Fredek - Ała, ała, boli.

Srogi Tata - Jakby nie bolało, to bym nie bił. Przecież ja się pocę, zakwasy mi się robią...
Poproszę o przerwę. (idzie na przerwę)

Narrator - Pomimo starań ojca Fredek wyrósł na fajtłapę i wszystko inne na "faj...".

Srogi Tata (wraca z przerwy) - Fredek, że nie masz żony - wiemy, że jesteś durniem - wiemy!
Najgorsze jest to, że podejrzewam, że to nie moja wina. Wszyscy w rodzinie normalni, ojciec
normalny, dziadek normalny, pradziadek... nienormalny. Ale to przynajmniej był wariat! Muszę
sprawdzić czy jesteś prawdziwym królewiczem. Położę cię na ziarnku grochu. Jak ci będzie
niewygodnie, toś królewicz! (kładzie Fredka na ziarnku grochu) - No i jak ci?

Królewicz Fredek (maca z przerażeniem brzuch) - Strasznie! Tak mi wgniotło plecy, że na brzuchu
mi wybiło ten groszek.

Srogi Tata - Zostaw, to pępek!

Królewicz Fredek - Ale i tak gniecie.

Srogi Tata - To leż. Masz szansę! (mówi i idzie)

Narrator - Fredek leży na ziarnku grochu. Fredek, boli?

Królewicz Fredek - Boli proszę pana.

Narrator - Na wieść, że Fredka boli, zbiegły się królewny z okolicy.

Księżniczka (przybiega z okolicy) - Fredek, czy znasz Księżniczkę z Kryształowego Wzgórza?

Królewicz Fredek (unosi się lekko) - Czy to ty?

Księżniczka - Tak.

Królewicz Fredek - To nie znam! (wraca do leżenia)

Księżniczka - Co robisz?

Królewicz Fredek - Ugniatam warzywko.

Księżniczka - A boli?

Królewicz Fredek - Boli.

Księżniczka - O, to jesteś królewiczem! Ożeń się ze mną... Co?

Królewicz Fredek (trochę woła, trochę się drze) - Tato, przyszła jakaś baba w koronie!
Ożenić się z nią?!

Srogi Tata (zjawia się pośpiesznie) - Fredek, żeń się!!!

Narrator - No i koniec.

Srogi Tata - Stój! Tyle lat na to czekałem! Przedłużmy tę chwilę szczęścia.

Królewicz Fredek - Ojcze, kocham cię.

Srogi Tata - Kocham cię, synu.

Księżniczka - Fredek, ja też cię kocham.

Królewicz Fredek - A ja kocham ciebie.

Słodki KONIEC

Narrator - NIEDOBRZE MI!

:P
Zapisane

madziaro

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 3801
Odp: Parodii kilka :)
« Odpowiedź #2 : 2005-05-31, 22:43 »
Crystal: soochaj czy to nie były przypadkiem teksty kabaretu POTEM? ale się uśmiałam :)
Ale jest mi wesoło... ;)
Zapisane

Forum Zwierzaki

Odp: Parodii kilka :)
« Odpowiedz #2 : 2005-05-31, 22:43 »

Crystal

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 1271
  • Ahh...kawaii Miyavi :)
Odp: Parodii kilka :)
« Odpowiedź #3 : 2005-06-01, 15:56 »
Cytuj
Crystal: soochaj czy to nie były przypadkiem teksty kabaretu POTEM? ale się uśmiałam

Nie wiem, możliwe  :mrgreen:
(Nigdzie nie napisali autora  :P)



A oto kolejne parodie:


Kolektywna forma dramatu klasycznego według Wiliama


Osoby :
Hamlet - książę targany
Duch Ojca - postać jakby z duralexu
Stryj - bliska rodzina
Hamletowa Mama - już nie wdowa
Kościotrup - bardzo szczupły Yorik

Źle się dzieje w państwie duńskim...

Hamlet: Źle się dzieje w państwie duńskim. Tato umarł, mama wyszła za stryja. Sytuacja jest skomplikowana. Stryj jest moim ojcem, matka moją ciotką, a ja jestem moim kuzynem.

Duch Ojca: (odzywa się z zaświatów i zza kulis) - Hamlecieee, Hamlecieeee!... (pojawia się) Cześć!

(o!) Hamlet: - O, duch ojca...

Duch Ojca: - Yhm. Mój duch.

(oj, drętwo jest) Hamlet: - Nie żyjesz?

Duch Ojca: - No...

(drętwo) Hamlet: - Jak ci tam... w górze?

Duch Ojca: - E e... w dole. Nieźle. Ta czapka coś do trumny wrzucił niepotrzebna. Ciepło jest.

(drętwo jak diabli) Hamlet: - Co, na przepustce?

Duch Ojca: - Taaak... urwałem się na chwilę z kotła...

(drętwo) Hamlet: - ...Wiesz, mama wyszła za stryja.

Duch Ojca: - GADZINA!

Hamlet: - Wpół do pierwszej. (???)

Duch Ojca: (???) - Stryj gadzina! On mnie otruł!

Hamlet: - O, to świnia!

Duch Ojca: - Okropna!

Hamlet: - Tato, może stryjowi coś zrobić?

Duch Ojca: (uradowany) - No, o to chodzi, o to chodzi...

(temat się wyczerpał) Hamlet: - No taaak... późno już. Diabli cię nie szukają?

Duch Ojca: - Faktycznie, czas wracać. Jeszcze postraszę stryja po drodze. (znika pośpiesznie)

Hamlet: (zostaje sam w samym środku nocy) - A to stryj jeden. Z trutką do taty?! O, stryju! Stryju...

Stryj: (o, już jest) - Tu jestem, Hamlecie.

Hamlet: - Witaj stryju! (wyjmuje szpadę) I żegnaj...

Stryj: - Czy chcesz mnie zabić?

Hamlet: - No.

Stryj: (gra na czas) - A wiesz, słyszałem nowy kawał. RATUNKU!!!...

Hamletowa Mama: (zaspana) - Co to za hałasy?

Hamlet: - Ja morduję stryja, a stryj opowiada kawały. Ale nieśmieszne.

Hamletowa Mama: - Hamlecie! Czy wiesz która jest godzina? Pierwsza w nocy!

Hamlet: - He he. A dla stryja ostatnia w nocy.

Hamletowa Mama: - Idź spać. Łał! Rano zamordujesz stryja. (odchodzi ziewając)

Hamlet: - TERAZ! Krwi krwi krwi... (wbija szpadę w pierś stryja) Giń!!!

Stryj: (stoi ze szpadą w piersiach)

Hamlet: (czeka)

Stryj: (stoi)

Hamlet: (napomina) - Stryju...!

Stryj: (niechętnie) - Wiem! (pada w efektownych konwulsjach)

Hamlet: - O. (wychodzi z komnaty zadowolony)

Hamletowa Mama: (targając za ucho Hamleta) - Hamlecie, co tu leży?!

Hamlet: - Stryj mamo.

Hamletowa Mama: - Kto go zabił?!

Hamlet: - Ja mamo.

Hamletowa Mama: - No to do jasnej cholery posprzątaj po sobie!!!

(wszystko się dobrze kończy, Hamlet sprząta, mamy do rana nikt nie budzi, stryjowi czapka niepotrzebna)




Alternatywny teatrzyk "Żółty, pluszowy króliczek" przedstawia dramat w trzech aktach: "(Czy aby na pewno) przeminęło z wiatrem (?) - czyli rozważania nad egzystencją świętego Mikołaja".

Osoby:
Dziewczynka - niewinne dziecko głęboko wierzące w św. Mikołaja;
św. Mikołaj - zabawny pan z czerwonym nosem, siwą brodą i workiem prezentów pojawiający się raz na rok ku uciesze spragnionych i oczekujących rzesz młodych ( i nie tylko) maniaków niespodzianek;
Bezimienny - upadły anioł, którego imienia nikt nie pamięta, pragnący zniweczyć plany św. Mikołaja;
Michał Archanioł - anioł, wojownik posiadający ognisty miecz;
Elfy - małe, zielone ludziki, pomocnicy św. Mikołaja;
Pinokio - drewniany człowiek obdarzony inteligencją i własnym światopoglądem;
Chór - czyli chór;
Narrator - czyli ja;
w pozostałych rolach:  Egipcjanin, Czerwony Kapturek, Wilk, Indianie w liczbie dwóch;

AKT I
(domek, pośrodku łóżeczko, stolik, krzesła)

Narrator:  Nie tak dawno, dawno temu żyła sobie mała dziewczynka.  Mieszkała ona w pewnym domku; nie za górami, nie za lasami, także nie za morzami.  Był to zwykły, przeciętny domek z przeciętnym wystrojem wnętrza.  Mała dziewczynka żyła w nim sobie spokojnie.  Dlaczego była sama? - tego nikt nie wie.  Może jej rodzice wyjechali na ten jeden dzień?   Któż wie... A więc, mała dziewczynka postanowiła spędzić ten dzień na pisaniu listu do św. Mikołaja.

Dziewczynka:  Mamusia zawsze mówiła, że należy napisać list do św. Mikołaja i wtedy Mikołaj przyniesie mi to czego sobie zażyczę.

Narrator:  Czyż nie jest słodkie to maleńkie stworzenie?

Chór:  Czyż tak nie jest?

Dziewczynka:  Kochany święty Mikołaju...

Narrator:  Dziewczynka pisze list...

Dziewczynka (kontynuując):  ... zawsze bardzo, bardzo mocno w ciebie wierzyłam, i mimo, iż nigdy Cię nie widziałam wciąż bardzo, bardzo mocno w Ciebie wierzę, a jeśli przyniesiesz mi to czego sobie zażyczę będę wierzyła bardzo, bardzo, bardzo, bardzo, bardzo mocno...

Narrator:  Po napisaniu listu dziewczynka pełna nadziei udała się ... do łóżeczka.

KONIEC  AKTU  I
Chór: A teraz przerwa na reklamę!

Wydają  jakieś dźwięki, nucą coś, przez scenę przechodzi dziewczyna trzymająca nad głową tabliczkę z napisem 'reklama';  na scenę wchodzi Egipcjanin z profilu, trzyma pojemnik z ketchupem.

Egipcjanin:  Być, albo nie być?  Oto jest pytanie.  Być!  Ketchup firmy "Niaryw" nada sens twemu życiu!   (odchodzi)

Chór:  Po reklamie!

Znowu coś nucą, jakieś dźwięki i znowu dziewczyna z tabliczką.

AKT  II
Narrator:  Nastała noc, dziewczynka zapadła w sen... Nagle pojawia się postać...  Podróżny długo stał patrząc, dumając, wonnymi powiewami kwiatów oddychając.  Spogląda ku łóżeczku i widzi małą, bezbronną istotę w swej niewinności i cnocie.

Bezimienny:  Ach, cóż to za dziecię śpi tak słodko i śni swe słodkie sny?

Narrator:  Bezimienny spostrzega list leżący na stoliku, jego przeklęta głowa pełna jest złych zamiarów.

Chór:  Złych zamiarów jest pełna!

Bezimienny:  Hmm... Przecież to list do tego świętoszka Mikołaja!  Czas już skończyć z tym kultem!

Narrator:  Anioł upadły zbliżył się do śpiącej, małej dziewczynki...

Chór:  Ach!  Zbliżył się!

Bezimienny (do dziewczynki):  Zbudź się i otwórz swe oczęta, powstań.

Dziewczynka:  Kim jesteś?

Narrator:  Zapanowało chłodne milczenie.

Chór:  Chłodne milczenie zapanowało!

Bezimienny:  Czy ten chórek jest konieczny?!

Narrator:  Niestety tak.

Chór:  Ooo!  TAK!

Bezimienny (znowu do dziewczynki):   Hmm...  A więc...  (ze słodyczą)  Jestem dobrym elfem i przyszedłem by zabrać cię do królestwa radości i zabaw.

Wyciąga ku niej dłoń, ona chwyta ją.  Nagle na scenę wpada św. Mikołaj i Elfy.

św. Mikołaj:  Idź przecz siło nieczysta!  (do dziewczynki)  To oszust, nie słuchaj go!

Elf 1:  Kolaborant !

Elf 2:  Dywersant !

Bezimienny:  Czy to zmowa?!

św. Mikołaj:  Oddaj dziewczynkę!  (zbliża się do Bezimiennego)

Bezimienny (cofając się):   Nigdy!

Narrator:  święty Mikołaj nagłym ruchem wydziera diabłu łup - ową niewinną istotę pełną szlachetnych cnót.

Chór:  Cnót szlachetnych pełną!

św. Mikołaj (do chóru):  A ci co?!

Bezimienny:  Też cię to irytuje, czyż nie?

św. Mikołaj:  Owszem... Ale nie zmieniaj tematu.

Bezimienny:  Nie zmieniam tematu, po prostu zapomniałem kwestii - improwizuję...

św. Mikołaj:  Hmm...  Dobra... (po chwili) Dziewczynka nigdy nie będzie twoja.

Bezimienny:  To się okaże  (wyciąga szpadę, w tym czasie dziewczynka udaje się za kulisy)  "EN GARDE"!!!

św. Mikołaj:  Może partyjka szachów?

Bezimienny:  Nic z tego, stawaj!

św. Mikołaj:  To nie mój resort.  (wyciąga z kieszeni telefon komórkowy, wystukuje numer, mówi do słuchawki:)  Cześć... To ja... Tak... Tak jak przypuszczałem... Tak wiem... To niewychowany brutal i gbur... Tak... Więc jeśli mógłbyś... Dzięki... Jestem twoim dłużnikiem.  To na razie...

Bezimienny:  Może byś się zajął moją osobą, co?

św. Mikołaj:  Chwileczkę...

Nagle na scenę wkracza Archanioł w blasku światła

Chór:  Alleluja!  Alleluja!

Narrator:  Oto pojawia się Archanioł Michał, dzierżąc w swej dłoni miecz ognisty, a przy boku przypięty ma róg bawoli, długi, cętkowany, kręty jak...

Chór:  COOOO??!!

Narrator:  Oh, pardon, to z innej sztuki.

Bezimienny (do Archanioła): Co za niespodzianka!

Archanioł:  Zginiesz marnie pomiocie piekielny!

Elf 1:  Taak!

Elf 2:  Już jesteś martwy!

Elf 3:  A taki fajny diabełek był...

Bezimienny: Nie dziel skóry na żyrafie.

Rozlega się GONG sygnalizujący rozpoczęcie walki.

Trwa walka niczym w zwolnionym tempie, obok walczących stoi ktoś pokazując tabliczki z  onomatopejami typu:  Trach!  Łup!  Arga!

Narrator (jak komentator sportowy):   I rozpoczął się heroiczny bój, obydwaj szermierze walczą zaciekle.  Żaden nie myśli ustąpić.  Któż zwycięży podczas tego mistycznego pojedynku pomiędzy dobrem a złem?

Chór:  Któż zwycięży!

Walczący (Bezimienny i Archanioł):   UCISZCIE  ICH ! !

Narrator: To niemożliwe... A więc kontynuujmy.  Czy to walka nie będzie posiadała zwycięzcy?  Ach, te cięcia!   Te strumienie potu!  Co za walka!  Walczący, dopingowani przez licznie zgromadzoną publiczność, dają z siebie wszystko.

GONG.  Walczący udają się do krzeseł, tam: odświeżacze do ust, masaż itp.  GONG.

Narrator:  I znowu są - herosi, wojownicy, żaden nie ugnie się.  Ale cóż to?!  (Archanioł wytrąca Bezimiennemu szpadę)  Ach, cóż to za porażka!

Elfy: Hurra! (skaczą z radości)

Bezimienny:  Ja tu wrócę!  (odchodzi)

św. Mikołaj (do Archanioła):   Nigdy w ciebie nie wątpiłem.

Archanioł:  Spełniłem swój obowiązek, odchodzę.

Narrator:  Odchodzi.

Chór:  Ach! Odchodzi!  (odszedł)

KONIEC  AKTU  II
Chór:  A teraz przerwa na reklamę!

Dźwięki, dziewczyna z tabliczką itp.;  wchodzi dwóch Indian i statysta z tabliczkami;  zmienia tabliczki:
    1) "To dobry dzień na śmierć synu"
Jeden Indianin leży na ziemi, drugi podaje mu lizaka, pierwszy po chwili wydaje jakieś dźwięki
    2) "Czy mógłbyś mnie umówić z Zielonym Jabłuszkiem?"
Wstaje i odchodzą.

Chór: I po reklamie!

Dźwięki, dziewczyna itd.

AKT III
Narrator: I przegnano Złego gdzie pieprz nie rośnie.  I zwyciężyło dobro i sprawiedliwość...

Wpada dziewczynka.

Dziewczynka (do św. Mikołaja): Chwileczkę, mam kilka pytań.  Po pierwsze:  kim był ten zabawny pan, po drugie:   gdzie jest mój prezent?

św. Mikołaj: Och, kruszyno maleńka, jakże nieświadomą i nieostrożną byłaś.  Ten pan...

Dziewczynka:  ...Elf

św. Mikołaj:  Nie!  To oszust...

Elf 1:  Dywersant !

Elf 2:  Kolaborant !

Elf 3:  Taki fajny był...

św. Mikołaj: Ten pan... On nie był elfem, to zły hmm... człowiek.

Dziewczynka:  Ale on mówił coś innego...

św. Mikołaj:  Nie wierzysz mi?!

Dziewczynka: Prawdę rzekłszy...

św. Mikołaj:  MI nie wierzysz?!

Dziewczynka: Ale ... napisałam list... i... nie... nie dostałam prezentu...

św. Mikołaj (do elfów na stronie):   Dlaczego mi nic o tym nie wiadomo?

Elf 3: Wybacz szefie, ale... w tym nawale pracy...

św. Mikołaj:  Rozumiem... (znowu do dziewczynki, a w tym czasie elfy udają się do stolika i czytają list) Przepraszam cię, to nie moja wina.  Cóż więc takiego chciałabyś dostać?

Dziewczynka:  To ty nie wiesz?!

św. Mikołaj: Hmm...  To znaczy...

Dziewczynka (z wyrzutem):  Wiedziałam, nie chciałam wierzyć koleżankom, ale mówiły prawdę.  Ty nie istniejesz!

św. Mikołaj:  Jak to?!  Przecież stoję tu przed tobą!

Dziewczynka:  To nic nie znaczy!   Jesteś oszustem!

św. Mikołaj:  CO?!  JA?!  Nie, to on był oszustem!  Nie ja! Coś ci się pomieszało!

Elfy (na stronie do Mikołaja):  Szefie, mamy tę informację.

św. Mikołaj:  No to mówcie.  (mówią mu coś na ucho)  Och, a więc o to chodzi...  Chłopaki biegnijcie po ten prezent, a ja postaram się naprawić nieco sytuację.

Narrator:  I udały się elfy do krainy zabawek, ku mroźnym otchłaniom Grenlandii, by sprawić radość tej uroczej, niewinnej istocie.

Chór:  Cnót szlachetnych pełnej!

Dziewczynka:  Kim były te małe, zielone ludziki?

św. Mikołaj:  To właśnie były elfy.

Dziewczynka:  Nie wierzę w elfy...   Podobnie jak w świętego Mikołaja.

św. Mikołaj:  Ależ ja jestem!

Dziewczynka:  To żaden dowód, możesz być tylko wytworem mojej wyobraźni lub częścią snu, lub...

św. Mikołaj:  Dobrze, dobrze, już wystarczy, co mam zrobić byś we mnie uwierzyła?

Dziewczynka: Hmm...  Pomyślmy...

Nagle na scenę wpada Czerwony Kapturek

Czerwony Kapturek:  Przepraszam bardzo, którędy do Babci?

Chór (wskazując za kulisy):   Tędy, tędy  YYEE!  /x2

Kapturek w podskokach znika za kulisami.

Dziewczynka (do św. Mikołaja): Kto to był?

św. Mikołaj:  Chyba Dziewczynka z zapałkami...   Czy możemy wrócić do naszej rozmowy?

Dziewczynka:  Oczywiście... 

(cisza)

św. Mikołaj:  Więc?

Dziewczynka:  Eee...  Więc...   chciałabym...

Nagle na scenę wpada Wilk

Wilk:  Przepraszam bardzo, którędy udał się Czerwony Kapturek?

Chór (wskazując za kulisy):   Tędy, tędy  YYEE!  /x2

Wilk znika za kulisami.

Dziewczynka:  A to kto?

św. Mikołaj:  Yeti?

Dziewczynka:  Nie wierzę w Yeti... Podobnie jak w elfy i św. Mikołaja.

św. Mikołaj:  Ona znowu swoje...

Narrator:  Tymczasem pomocnicy człowieka, którego nie ma - oczywiście z punktu widzenia Dziewczynki - czyli małe, zielone ludziki, w które zresztą Dziewczynka też nie wierzy, powróciły z niebezpiecznej i przerażającej misji.

Chór: Misji przerażającej i niebezpiecznej!

św. Mikołaj (spostrzega elfy):  O zbawcy!   Ach, dręczony niecierpliwością, napadami szału czekałem, me oczy ku zimnej północy wypatrywały.  I jesteście wreszcie pomocnicy moi kochani.  Jeżeli spełniliście zadanie przeze mnie powierzone, nagrodzę was hojnie, lecz jeżeli z niczym przychodzicie do końca waszych dni sanie me napędzać będziecie!

Elf 1:  Nie potrzebne twe groźby szefie... nie zadręczaj się

Elf 2:  Oto dar twój dla tej dziewczynki cnót szlachetnych pełnej.

Na scenę wchodzi Pinokio.

Pinokio:  Oto ja - prezent niespodzianka. (do dziewczynki) Radość pragnę nieść ci i szczęście istoto szlachetna, ja drewniany człowiek z krwi i kości.

Dziewczynka:  Och, radość już przepełnia serce me i raduje się dusza moja, gdy cię widzę o upragniony prezencie mój.

św. Mikołaj:  Czy zadość zostało uczynione twym pragnieniom?

Dziewczynka:  O TAK !

św. Mikołaj:  Czy wciąż me istnienie kwestionujesz?

Dziewczynka:  Kochany św. Mikołaju już nigdy wątpliwości co do twej osoby serca mego nie ruszą.  I wiedz, że wdzięczność ma granic nie zna.

Narrator:  I wszystko skończyło się dobrze.  św. Mikołaj ruszył w dalszą drogę by uszczęśliwić spragnione, oczekujące rzesze młodych (i nie tylko) maniaków niespodzianek.  Wraz z nim udały się elfy - wierne jego osobie.  Rodzice Dziewczynki powrócili do domu by być z nią i jej przyjacielem długo i szczęśliwie.

Chór:  By szczęśliwie i długo żyć!

Narrator:

  KONIEC
Zapisane
Shiawase Nara Te wo Tatakou :]
If you're happy and you know it clap you hands

kasia

  • Gość
Odp: Parodii kilka :)
« Odpowiedź #4 : 2005-06-03, 14:02 »
Nie miałam czasu wszystkiego przeczytać, ale bardzo mi sie podoba. FAktycznie wygląda na kabaret...
Zapisane

Dory

  • *
  • Płeć: Kobieta
  • Wiadomości: 2527
  • Khajiit has no time for you! [']
    • WWW
Odp: Parodii kilka :)
« Odpowiedź #5 : 2005-06-04, 15:15 »
świetne :D Najbardziej podoba mi się faraon ...
faktycznie to chyba kabareet
Zapisane
Did you want play pazaak?
Mårran

Praying to yourself, my Lord? That's not a good sign. Or perhaps it is. Prince of Madness, and all that.:eh:
give me some fish, give me give me some fish...

lux ferre

Nefra

  • *
  • Wiadomości: 5592
Odp: Parodii kilka :)
« Odpowiedź #6 : 2005-06-15, 17:31 »
kopciuszek - na 100% kabaret POTEM. pamiętam dokładnie nawet jak byli poprzebierani i kto kogo grał . Wydaje mi się, że reszta z pierwszego posta tez. Dalszych nie doczytałam.
Pozdrowienia.
Zapisane
Strony: [1]   Do góry
 

Strona wygenerowana w 0.146 sekund z 25 zapytaniami.