jakieś dwa miesiące temu (jeszcze było zimno i padało) ktoś podrzucił nam na klatkę malutkie kociątko,
miało tak zaropiałe oczy, że nie mogło ich nawet otworzyć,
wzięłam kotka do weta, dostał antybiotyk, bo miał gorączkę,
nie chciałam kociczki oddać do schroniska, jakoś udało mi się znaleźć dla niej dom,
ale teraz wiem jakie to strasznie trudne, nikt nie chce małego kotka...
po dwóch tygodniach sytuacja się powtórzyła, tym razem to był kotek i to jakiś taki egzotyczny, długowłosy,
takiemu łatwiej było znaleźć domek, bo to taki mały tygrysek i wzięła go moja koleżanka
ludzie to są naprawdę dziwni... to nie były kotki jakieś zaniedbane, wręcz przeciwnie, nawet ta kicia z zaropiałymi oczkami, poza tym same na klatkę się nie dostały...
wiem, że trudno znaleźć dla zwierzaka nowy dom, ale jak można tak 'liczyć' na cudzą litość?