Niestety - Bambino musiał mieć jakieś poważniejsze obrażenia wewnętrzne lub być po prostu chory. Nie dawał jednak żadnych znaków, że coś z nim nie tak. Jadł, był wesoły, próbował latać. Nie spodziwałam się, że umrze. Niestety pewnego dnia wracam ze szkoły, a on leży w jakiejś dziwnej pozycji. Wołam go (zazwyczaj na to reagował i się rozglądał, bo wiedział, że jedzonko się zbliża), a on ani drgnie. Podchodzę, głaszczę go, a on już zimny. Myślałam, że się przwrócę. Biedaczek.
Przynajmniej sobie pożył u mnie miesiąc w cieple, karmiony smakołykami. Nic więcej nie mogłam dla niego zrobić.