Nie wiem, co myślą psy-ratownicy, odszukujące ludzi pod sniegiem czy pod gruzami, ale wiem, że nawet psy nieszkolone potrafią "wezwać" pomoc, gdy znajdą człowieka w potrzebie, np. przywiązanego w lesie do drzewa. Taki pies nie robi tego dla nagrody, bo nigdy nie przeżył podobnej sytuacji. Czytałam kiedyś o wiejskim psie, który narobił rabanu koło śnieżnej zaspy. Kiedy ludzie zaczęli ją rozkopywać, znaleźli kompletnie pijanego obnośnego kupca (rzecz działa się przed wojną). Kiedy facet wytrzeźwiał i dowiedział się, komu zawdzięcza życie, chciał nagrodzić wybawiciela...pomarańczą
Trudno te psy podejrzewać, że wykonywały jakieś zadanie, raczej kierowały się, że tak powiem, odruchem serca
Czuły, że potrzebna jest ich pomoc i jej udzielały, czyli zachowywały się, jak na prawdziwych przyjaciół przystało. Nikt im nie mówił "odkop Franka, a dostaniesz pomarańczę"
, a jednak dzięki psu Franek żył i pił pewnie jeszcze wiele lat, tylko może na zaspy uważał...
Jasne, że przyjaciół się nie kupuje, ale czy nie obdarzamy przyjaźnią tych, do których mamy zaufanie, którym zawdzięczamy zdrowie, a nawet życie? To prawda, że wykorzystujemy psy, o czym najlepiej świadczy przykład Wietnamu. To najlepszy dowód na to, że często psia przyjaźń i oddanie dla ludzi są nieodwzajemnione. Zrobiłeś swoje, uratowałeś może dziesiątki żołnierzy, a teraz kulka w łeb, bo wojna się skończyła... Ja bym takiego psa na własnych rękach przetransportowała do kraju, a temu, kto wydał polecenie zabicia ocalałych psich żołnierzy, dałabym w pysk. Pamiętam, jak o jednym z takich psów opowiadał Amerykanin, razem z nim walczący w Wietnamie. Mówił tak, jak o człowieku, a pod pomnikiem oddał hołd salutując jak przed żołnierzem.
Mój Toffik min nie znajduje, w gruzach pewnie kopałby, gdyby wyczuł pod nimi pasztet
(chyba, że go nie doceniem), ale i tak go kocham... Kocham, bo jest i tyle. Nie jestem interesowna, bo tak chyba odebrałyście, Nina i Charon, mój post. Staram się tylko docenić psie oddanie dla ludzi. A koty też lubię...