PLUG chce żebym znowu pomogła przygotować im program Pingwinariów. Tym razem nie bardzo wiem co odpowiedzieć, do tej pory byłam zawsze pewna, że chcę i już. Dlatego zrobię sobie listę ZA i PRZECIW:
ZA:
Poprosili, głupio odmówić, bo ładnie proszą
Pingwinaria za darmo *g*
Może tym razem się uda zrobić lepiej?
PRZECIW:
Nie chce mi się
Nie będę miała czasu w tym roku - studia, angielski, francuski, pierdupierdu
Może znajdzie się ktoś, kto będzie bardziej pomocny niż ja i zrobi to lepiej
Czwarty raz to przesada - nudno i w ogóle
Nie znam się na Linuksach i innych takich
Debilne te za i przeciw. Niech ktoś mi powie co mam zrobić!!!
***
Poniedziałek się zaczął. Dowiedziałam się o tym w nietypowy sposób. Kilka dni, a może tygodni temu zniknął mi zegarek z paska KDE. Po prostu przestał się pokazywać. Wszelkie konfiguracje twierdziły, że wciąż tam jest; nie pomagało usuwanie i dodawanie. Przyzywczaiłam się już do braku daty i czasu na pasku, a tu niespodzianka! Nagle wyskoczyło, że poniedziałek 30 sierpnia godzina 00:00. Tak ni z tego ni z owego. Strange. Może miał okres i strzelał focha?
***
Sama się czuję hieną. Nie chcę docenić. Wysiłków, entuzjazmu i zwykłej, ludzkiej, nudnej do urzygu poczciwości. Dobroci serca, uczynności. Bo ja bym chciała jakiejś inteligencji bym chciała, jakiejś bystrości umysłu bym chciała też chciała. I jeszcze bym rzetelności chciała. I jeszcze bym chciała, żeby ironię rozumiano. Zwykle ironizuję, bo szanuję interlokutora, bo wierzę, że ironię zrozumie. A tu poczciwina nie rozumi. I wychodzi, że nie ironia, a agresja. Trudno.
• • •
Jak wygląda Linux w dużej firmie? W sumie nieciekawie. Bo jest traktowany identycznie, jak każdy inny system. Jest kupowane coś w pudełku, potem do tego idą jakieś łatki i akualizacje. Jest kod źródłowy? Można przekompilować jądro? I co z tego, ma chodzić na fabrycznym. Chodzi oczywiście o dupochrony: nie można uruchomić systemu, który nie ma wsparcia od jakiegoś dostawcy. To, że Oracle daje wsparcie dla Linuksa z dowolnym przkompilowanym jądrem, to nic — liczy się administrator, dla którego sam system operacyjny musi mieć wsparcie (czyli działa z dystrybucyjnym jądrem).
I po co to wszystko piszę? Bo przez to muszę się, kurna, użerać z aplikacją Javową, która ma średnio odpalonych 300 wątków, na Red Hat Linux Application Server 2.1, który ma jakieś połatane jądro 2.4. I tam wątki w /proc wyglądają, jak procesy. I co widać w jakimś ps czy top? Gówno widać.
Jedyne dobre, to dostępność narzędzi wszelakich typu gcc, dzięki którym mogę sobie dorobić różne narządy pomagające przy pracy.
Jakiś czas temu zależało mi bardzo na wdrożeniu Linuksa w większych zastosowaniach. Udało mi się to (w firmie), ale niestety w takiej formie, to nie jest żaden sukces. I obawiam się, że inaczej się nie da. A w ten sposób, to mi wszystko jedno, czy to Solaris czy Linux. Na Solarisa też jest gcc
• • •
Po drodze z pracy widziałam jak reklamuje się ‘Szkoła Linuxa’ (pisownia orygninalna). Panowie i pani szli ulicą w towarzystwie blaszanego czegoś o posturze R2D2 i rozdawali ulotki. Ten klon R2D2 miał z przodu wyświetlacz i pokazywał godzinę i coś jeszcze. Ciekawe, czy jak reklama nie wypali to zaangażują C3PO…
• • •
Teraz lepiej?