Ja powiem tak: moj Luneczek jest dla mnie wszystkim, bardzo choruje i jest baaaardzo biedny, zatem jest tez rozpieszczany, baaaardzo kochany i traktowany z nalezyta czcia
i szacunkiem.
Nie wyobrazam sobie jednak zeby Kotus mial nam wchodzic na glowe. On jest moim syneczkiem, braciszkiem, najlepszym przyjacielem- ale to ja jestem mamusia i w najwazniejszych sprawach to moj glos jest decydujacy
Ja zatem decyduje co jemy, gdzie siusiamy, gdzie wolno wchodzic a gdzie nie, kiedy absolutnie musimy znalezc sie w transporterze....Bez autorytetu dla mojego Lunka i jego przekoanania, ze "jak mama sie uprze to nie ma bata" nie wyobrazam sobie leczenie go, wizyt u wetow, podawania lekow i zastrzykow codziennie...
Uwazam ze staranne i stanowcze, ale przepelnione miloscia (madra) wychowanie kota jest naszyb obowiazkiem i czyms, co robimy wlasnie dla naszych przyjaciol mniejszych.
Nieznajomosc granic, w ktorych mozna sie poruszac, poczucie, ze sie rzadzi samemu, ze nikt sie nie odwazy zmieniac nawyki- moim zdaniem powoduje brak poczucia bezpieczenstwa.