Moje porąbane opowiadanie i z pewnością nudne. Na początku nudne
, ale jak to parę osbób skomentuje, to może, może... może rozwinie się romansidło
. No to mamy kilku głównych bohaterów, chociaż najczęściej będzie się ukazywać historia Nadii i... tajemnica ;P. Tak więc proszę (słowa wulgarne to ozdobniki ;P). Aha, i jeśli widzicie w tym chociaż iskrę komedii, to dobrze, bo to chyba jest bardziej żałosne, niż śmieszne, no, ale go...
Nadia, Ann, Paris, Vera - Nadia, no, cholera! Powiesz mi czy nie, skończyłaś studia i się jeszcze nie zakochałaś, noo! – ponurym głosem stwierdziła Vera.
Nadia zakołysała się na krześle i zamaskowała swój wyraz twarzy papierowym kubkiem gorącej herbaty. Udało jej się zachować na moment ciszę, bo Vera nie chciała, aby jej przyjaciółka się zachłysnęła. Ale Nadia udawała tylko że pije.
- Vera, dajże sobie z tym wreszcie spokój! Mam przed sobą jeszcze dziesięć lat, żeby się zakochać, noo. Daj spokój, młoda jestem i chcę się tym cieszyć. – na pozór odpowiedź Nadii była pełna opryskliwości i oskarżenia kierowanego na Verę.
- Hę?... dziesięć lat?... dlaczego tak sądzisz? Dlaczego dziesięć?
Nadia odstawiła na stolik papierowy kubek i spojrzała w oczy przyjaciółki.
- Vera, coś ty taka niecierpliwa? Ludzie mają i sześćdziesiąt lat i wychodzą za mąż, a ty tu panikujesz po dwudziestce! Ja nie jestem taka jak ty; nie mam codziennie jednego faceta.
Verę chyba nie uraziły te słowa, ale założyła odruchowo kosmyk za ucho i przymknęła oczy. Już otwierała usta, gdy przerwała jej Paris, która do tej pory siedziała samotnie w fotelu przysłuchując się rozmowie.
- Ej, dziewczyny, dajcie sobie już z tym spokój. Nie widzicie, że ja tutaj siedzę i sobie z was kpię? Ja nie mam chłopaka, nigdy nie miałam i chyba nie będę mieć, bo po prostu… po prostu nie lubię facetów. Vera, skąd wiesz, że Nadia też nie lubi?
Vera otworzyła oczy i spojrzała na swoją drugą przyjaciółkę; oczy Paris błyszczały w letnim słońcu, a jej uroda była raczej przeciwstawna do braku drugiej połówki.
- Bo za długo już Nadię znam – wymamrotała. – A po drugie; co ci do tego?
- Vera, uspokój się! My tutaj gadamy o jakiś cholernie niepotrzebnych sprawach, a powinnyśmy rozmawiać o makijażu, kiecce z „Ciuszka” i słodkich czekoladkach! Patrz, kim jesteśmy, kim się stałyśmy!
Blondynka niechętnie spojrzała na piękną przyjaciółkę i zwróciła się do Nadii z ironią:
- Miałaś na to całe swoje dwadzieścia cztery lata! Ot, i byłaś młoda.
- A teraz nie jestem? Och, Vera, dzięki za komplement. A myślałam, że mam tylko DWADZIEŚCIA CZTERY lata?
Blondynka zaśmiała się przelotnie i poprawiła w fotelu.
- Tylko?... no, co ty mówisz! Dorośnij w końcu!
- Mam dorosnąć?... nie chce mi się. A po drugie i tak przez ciebie zrezygnowałam z wielu rzeczy. Paris ma rację; gadamy o jakiś cholernie głupich sprawach. Co to jest w ogóle miłość? Ech, przyjdzie na to czas. – ucięła w końcu Nadia i wyrzuciła do kosza papierowe kubki, nie zwracając uwagi na to, że w swoim pozostała jeszcze resztka zimnego płynu.
***
Przez następne kilka dni ani Nadia, ani Paris, czy nawet Vera nie odezwały się do siebie ani słowem, co wzbudziło podejrzenia Ann, ich współlokatorki, kilka lat starszej od nich, która uwielbiała modę.
Przykładowo można wspomnieć krótki dialog między Ann i Nadią:
- Nie ma cukru, nie chciałabyś się przejść?
- Nie.
- To nie będziesz słodzić?... dobrze wiesz, że ja jestem zajęta, Vera zbyt dumna na spacery po mieście, a Paris… Paris to Paris; nie słodzi i nie ma po co iść do sklepu…
- Nie będę słodzić.
- Hej, Nadia, co cię ugryzło?
Na to pytanie Nadia nic nie odpowiedziała, tylko przeszła obok szafki i wyskrobała z cukierniczki ostatnie dwie łyżeczki cukru.
Ann wiedziała, że to po tym ich ostatnim spotkaniu. Nadia i Vera były najbardziej „strute”. W końcu Ann postanowiła położyć temu kres.
- Do cholery, co się z wami dzieje?! – warknęła, kiedy wszystkie były w zasięgu słuchu.
Odpowiedź od Paris była krótka:
- A co ma się dziać?
- Nadia, co żeś ty z nimi zrobiła?!
- Czemu od razu ja?! Czy nikt w tym domu nie istnieje poza mną?!
Ann ponuro spojrzała na Verę, która trzymała w ręce nową paczkę cukru i była nie mniej struta, jak Nadia.
- A tobie co znowu? Dawaj ten cukier i się nie odzywaj, bo już słyszę twoją odpowiedź – Ann wyrwała Verze cukier, rozszarpała górę od opakowania i wsypała do cukierniczki.
Paris westchnęła i wycofała się. Vera posłodziła swoją herbatę i także oddaliła się od swojego pokoju. Nadia usiadła przy stole i popatrzyła w plamę na obrusie.
- Ej, Nadia, ale o co poszło? – zapytała delikatnie Ann.
- Aaa, o takie cholerne głupstwa, jak miłość… - wyjąkała po chwili Nadia, ale nie podniosła wzroku.
- Kobieto, ja cię rozumiem. Ech, młoda jeszcze jesteś, na to przyjdzie czas.
- Mówisz jak moja stara – zauważyła Nadia i podniosła wzrok.
- Oj, nie przypominaj mi jej. Kiedy wpadła na herbatkę… ochh, myślałam, że zaraz zerwę się z miejsca i wyproszę tą wściekłą babę…
Nadia zaśmiała się ponuro.