Ja nigdy nie myślałam o tym, żeby się zabić. Jestem zbyt dużym tchórzem, nie potrafiłabym odebrać sobie zycia.. Jest dla mnie zbyt cenne. Ale czasem mam tego dosyć. Już nie raz marzyłam o tym, żeby zamienić się ze śmiertelnie chorą lub ranną osobą, ulżyć jej w mękach.. I jednocześnie egoistycznie skończyć z soba samą, ale przez pośrednictwo niesprawiedliwego świata.. Czytał ktoś może pamiętnik Julki - dziewczyny, która opisywała historię swojej choroby /raka/ aż do końca? W jej słowach było tyle cierpienia, tyle bólu, tyle nienawiści do choroby, że łzy zalewały policzki i chciało się jej to wszystko zabrać, pomóc jej umrzeć bez tego potwornego strachu, paraliżujących męk. Przecież dla niej śmierć była już marzeniem, ona tego pragnęła, byle tylko przestać czuć! To jest straszne. Wiedzieć, że już nie ma sie szans na przezycie, i że od chwili rozpoczęcia chemioterapii wszystko już się skończyło, potem będzie tylko coraz gorzej. Mój wujek jest po ponad 800 godzinach chemioterapii. I wiecie, co powiedział mojemu tacie przez telefon? Że on już ma dosyć. Że jedyne, czego chce, to umrzeć...
Wiem, że kiedys o nich zapomnę, będą tylko szarą cząsteczką dawnych wspomnień, a ja znów uśmiechnę się do życia. Że martwi ukochani staną się niczym kurz, który rok temu bezlitośnie zdmuchnęliśmy z półki. I to chyba jeszcze bardziej dołuje..