Trzy tygodnie , z pracy zabrałam kocurka który miał niegojąca się ranę na plecach i bardzo duże ubytki śierści wokół głowy , tam też były ranki.
Rana na plecach została zszyta ale w trakcie diagnostyki okazało się kocurek ma śiwrzb i uszny (to podobno standard u dzikich kotów) i drążący (skórny, co jest podobno dość rzadkie) i jakby tego było mało ma też białaczkę
Był leczony w siedzibie tow.ochrony nad zwierzetami a po trzech tygodniach trafił do mnie a ja odkad poczytałam o świerzbie (zwłaszcza o odmianie drążącej) po prostu wariuję ...
nie mam możliwości kota izolować do wyleczenia , uszy czyszczę mu najpierw płynem 0tifrii potem zakraplam orydermil i masuję , na świerzb skórny i nie tylko podany dziś został stronghold. mam wrażenie że wszystko mnie swędzi, co gorsze obserwując stadko kotów z którego kocurek został zabrany zauważyłam że i tam kilka kotów ma łyse placki na skórze i ranki , czyli świerzb się rozrasta ...
jak radzić sobie z możliwością zarażenia siebie i czy uprzedzić wszystkich w pracy (około70 osób) o pasożycie wśród pozostałych kotów (niektórzy karmią , koty się o ocierają ),
boję śię że jak o tym powiem to wybuchnie panika, która obróci się przeciw kotom (jest ich ponad 10) z drugiej strony jeśli nic nie powiem część osób może się niepotrzebnie narazić nie zachowując należnych środków ostrożności ...
po leczeniu miałam zamiar odwieżć kocurka z powrotem tam skąd go wzięłam teraz tego zrobić już nie mogę ale u mnie też na stałe nie może zostać , rozważam oddanie go do ochronki ale on jest taki spanikowany (ja zresztą też)że boję się jak to wpłynie na jego psychikę ...
naprawdę nie wiem co robić ale nie mogę zatrzymać