amerykańska to dla mnie zwykłe straszydło... już wolałabym FK obejrzeć... klimat ten sam...
ale japońska jest świetna... a jeśli zna się choć minimu symboliki to zostawia wrażenie na bardzo długi czas... druga część (japońska) jeszcze dopełnia obrazu, choć juz tak bardzo nie przeraża, ale daje do myslenia. ja ciąglę czekam na 0. to część o samej Sadako, więc wiele sie może wyjaśnić, choć w cale nie musi znając kino japońskie
Pao, a propo japońskich dialogów... Czy ciebie też trafia załamanie nerwowe jak kobieta w japońskim filmie podnosi słuchawkę i mówi "mochi mochi" a sala się brachta... To jest przykre...
taaak, kultura widzów... Ringu na szczęście nie oglądałam w kinie ale w domu... ale Zatoichi... jeszcze przed nami siedziała taka grupka z cyklu skóra, komóra i jedyne wyjście to było posłać im małą energetyczną aluzje... na szczęście choć tyle wrażliwości mieli i przesiedli się kilka miejsc dalej...
a co do nazwy, to wszystkie tłumaczenia są trafne:
krąg, bo to widziała
dzwonek, bo on informował o nadchodzącej śmierci
łąńcuszek, bo w ten sposób ludzie starali się ratować...
po prostu nasz język nie ma słowa które połączyło by te wszystkie pojęcia... i tu znów kłaniaja sie symbole... w wersji amerykańskiej to jedyny symbol, w japońskiej jeden z mniej istotnych...