Tu usypiałem psa, i tu usypiałem, i tu - Andrzej Góralczyk, lekarz weterynarii, oprowadza nas po Zawierciu. Ma z miastem umowę na "załatwianie spraw zwierzęcych".
Schronisko dla zwierząt planowane jest w Zawierciu od trzech lat. - Wybraliśmy już teren - chwali się Stefan Zyss, naczelnik wydziału gospodarki miejskiej w zawierciańskim urzędzie. W budżecie miasta nie ma jednak pieniędzy na budowę. - Chcieliśmy podpisać umowę ze schroniskami w Myszkowie, Dąbrowie albo Sosnowcu, ale żadna z gmin nie wyraziła zgody - ubolewa Zyss. - Za to od kilku lat mamy umowę z panem Góralczykiem, weterynarzem, który bezdomne pieski zagospodarowuje - dodaje.
Lekarz nie chce pokazać umowy. - Załatwiam wszystkie sprawy związane ze zwierzętami - ucina. Twierdzi, że nie wyłapuje psów, bo nie ma ich gdzie przetrzymywać. Prowadzi lecznicę, za którą w krzakach stoją trzy małe, zardzewiałe klatki i dwie nieużywane budy. Psy siedzą w klatkach średnio tydzień. Zdarza się, że są po wypadku. Nie wychodzą na wybieg, załatwiają się pod siebie. Klatek nikt nie czyści. Co po tygodniu dzieje się z psami? - Rozdaję je za darmo, zaszczepione i odrobaczone - mówi Góralczyk i prowadzi nas do domu na os. Hucianym, gdzie mieszka podarowany przez niego wilczur.
Inni lekarze weterynarii z Zawiercia twierdzą, że w miesiącu na terenie powiatu zawierciańskiego udaje się oddać do adopcji co najwyżej jednego psa. Do Góralczyka trafiają trzy, cztery psy na miesiąc.
- Nie wszystkie nadają się do chowu. Jak są ranne i chore, i nie da się ich wyleczyć, to je usypiam. Agresywne też - zaznacza lekarz. Przed wilczurem w domu na os. Hucianym mieszkał jamnik, którego Góralczyk uśpił.
- Lekarz weterynarii może uśpić psa w trzech przypadkach. Po pierwsze, kiedy pies cierpi na chorobę zakaźną i nie da się już poprawić jego stanu. Po drugie, kiedy pies jest chory i właściciel nie wyraża zgody na jego leczenie. Wreszcie po trzecie, kiedy pies jest agresywny, ale wtedy o uśpieniu decyduje prokurator - wymienia Jerzy Dorenda, wiceprezes okręgowego sądu lekarsko-weterynaryjnego w Zawierciu.
Góralczykowi do uśpienia agresywnego psa wystarcza zgoda właściciela. Miasto zdaje się nie wiedzieć, co robi zleceniobiorca. - Mamy comiesięczne sprawozdania od pana Góralczyka, z których wynika, że uśpień nie ma w ogóle - zapewnia Maria Otręba z wydziału naczelnika Zyssa.
- Żadnych sprawozdań nie piszę. Psy usypiam trzy, cztery razy w miesiącu - oświadcza Góralczyk. Od miasta bierze 600 zł miesięcznie. Za uśpienie płaci właściciel psa - 20, 30 zł od łba.
Małgorzata Goślińska 20-08-2002