Dobra, macie
Pierwsza wersja, która się skasowała (do drugich ***) była leprza, ostrzegam
Tym razem kawałek trochę dłuższy, co mam nadzieję, że nie zniechęci niektórych :
:
Nie chciało mi się czytać tego po raz któryś z kolei, więc jeśli będą jakieś niedociągnięcia to pisać
Nudy zpod psiej budy X Ketia ominęła ‘chomika’ wielkim susem i naskoczyła na szarego psa. Ten obrócił się i szarpnął ją za łapę tak, że walnęła w drzewo. Z piskiem opadła na ziemię. Vasyl wykorzystał ten czas i złapał za skórę swojego przeciwnika, ale jego przewaga trwała zaledwie chwilkę. Zaraz znowu miał uścisk szczęk przygniatający go do podłoża i próbujący odciąć dostęp powietrza. Obolała tajganka bezradnie patrzyła jak ‘wilczur’ dusi jej dotychczasowego współmieszkańca. Obok niej stał Pikuś i uniemożliwiał ponowne wstanie kąsając przy próbie podniesienia się. Borzoj spojrzał na Ketię. W jego oczach zobaczyła ból, strach, zwątpienie? Sama nie wiedziała co, chyba wszystkiego po trochu. Już traciła nadzieję, kiedy nagle coś wystrzeliło. Dwa psy, które zaatakowały charty spłoszyły się i uciekły w las. Ketia spojrzała w stronę, z której wydobył się huk- w stronę, gdzie leżał samochód. Zobaczyła Sławka podpierającego się o drzwi auta i trzymającego mały pistolet w jednej ręce. Opadł zaraz z powrotem na fotel. Przeniosła wzrok na Vasyla i poczłapała do niego. Słyszała tylko jak ciężko oddycha, ale co miała robić? Położyła się obok i zamknęła oczy, ale nie miała zamiaru spać. Nic nie słyszała, a raczej słyszeć nie chciała. Leżała spokojnie nie myśląc o niczym.
Niedługo później przyjechały jakieś auta. Pewnie jej rzekomy właściciel zadzwonił po pomoc drogową. Poczuła nagle na sobie czyjąś dłoń. Otworzyła oczy i zobaczyła jakiegoś dziwnie znajomo wyglądającego mężczyzny. Podniósł ją i zaniósł do jakiegoś samochodu. Nie protestowała, zresztą nie miała już sił. Zamknął ją i wrócił po borzoja, którego włożył do dużej klatce, w bagażniku. Przez okno, leżąc na tylnim siedzeniu tajganka widziała światła auta pomocy drogowej i karetki. Była noc i kiedy ruszyli światła ustąpiły czarnemu, gwieździstemu niebu.
***
Obudziła się w niewielkiej klatce, w jasnym pomieszczeniu. Rozejrzała się. Pomieszczenie wydało się być dziwnie znajome… Na ścianie było okno, przez które wdzierały się promienie słoneczne, co oznaczało, że już jest dzień. Wisiał tam plakat z różnymi rasami zwierząt. Stał też dziwny, wysoki stół, było biurko. Przed biurkiem krzesło, a na krześle ten sam facet, który ją tu przywiózł wczoraj. Wiedziała, że skądś go zna… to przecież był jej weterynarz! Nie najmłodszy, ale i nie stary, bardzo miły pan. Pewnie Sławek zadzwonił i po niego by zajął się nią i Vasylem. No właśnie… gdzie jest Vasyl? Rozejrzała się, ale że klatka miała zasłonięte boki mogła tylko na ile się da wyglądać zza krat przed sobą. Miała nadzieję, że żyje i wszystko jest w porządku.
Zaczęła dawać znać, że już nie śpi i jest głodna szczekając. Chciała wstać, ale przeszkodził jej ból, który poczuła w swojej prawej łapie. Był na niej bandaż. To ta, za którą szarpnął ją wczoraj szary pies. Zaczęła gryźć biały materiał, chcąc go zdjąć.
- Fe, nie dobry piesek – Weterynarz otworzył drzwiczki klatki i przeszkodził jej w próbie zdjęcia opatrunku. Suczka uspokoiła się jak dostała jedzenie, nareszcie normalne, nie paćka z resztek z obiadu czy co to tam w ogóle było u Borysa.
***
Potem za wiele się nie działo. Normalnie, tak jak u weterynarza- przychodzili właściciele ze swoimi zwierzakami. Ketia patrzyła tylko jak bada koty, psy itd. Na szczęście długo nie musiała siedzieć w tej klatce, bo kiedy ok. godziny 13.00 drzwi znowu się otworzyły, myślała, że to ktoś z kolejnym pacjentem. Ale nie. W drzwiach ukazał się nikt inny jak… Ilona. Suczka tak bardzo się ucieszyła, że nie zważywszy na swoją chorą łapę drapała w drzwi i szczekała wesoło. Weterynarz wyciągnął ją, ale ta zaraz się wyrwała mu i poleciała do swojej pani, przynajmniej dotychczasowej pani… Skakała, lizała ją, bardzo się cieszyła. Ilona wzięła ją na ręce.
- Suczka jest w nie najgorszym stanie, tylko trzeba bardziej o nią zadbać. Ma skaleczoną łapę, ale to nic groźnego. Poza tym widać była źle karmiona, nie miała dostatecznej ilości ruchu. Gorzej z drugim psem… - wskazał na klatkę postawioną przy ścianie, kilka klatek dalej i wyżej od tej, w której była Ketia. Leżał w niej Vasyl i patrzył przez kraty na Ilonę merdając lekko ogonem. Ketię ignorował, co ją trochę zirytowało. Wet. kontynuował swoją diagnozę – Prawdopodobnie miał bójkę z innym. To nie groźne rany, ale cudem z tej walki wyszedł z powodu choróbsk i kleszczy jakich się nabawił w lesie, przez które był bardzo osłabiony i nie zdolny by się bronić jak przypuszczam. Pewnie drugi pies to wyczuł, inaczej chyba nie podskoczył by borzojowi, hehe. Naszczęście czuje się już lepiej, ale chciałbym go jeszcze przepadać jeden dzień, jutro zadzwonię. Małą może pani już wziąć do domu.
Ilona podziękowała i pożegnała się. Ketia myślała o tym, co powiedział weterynarz. Faktycznie Vasyl nie wyglądał najlepiej, nawet w ich rozmowie szybko wyszedł z równowagi. O samej walce z Szarym nie trzeba wspominać. „Ale po ja się nim przejmuję, nawet nie spojrzał na mnie” – oburzyła się trochę, ale zaraz jej przeszło i myślała, że jak to już dobrze jechać z Iloną.
Na zewnątrz czekała na nich taksówka- no tak, przecież autko Ilony rozwalone. Sam widok samochodu nie zbyt miło suńce się kojarzył, więc nie chętnie weszła, a raczej została wsadzona do niego siłą. Nie każdy pies przecież ma okazję „zaliczyć” wypadki, a w jednym brać udział.
***
Zatrzymali się przed domem- nareszcie jakieś znajome i kochane miejsce. Kiedy drzwi domu otworzyła Ilona, Ketia weszła na hol, gdzie jakby nigdy nic siedziała rozłożona na fotelu Rotis.
- O, cześć Ketia! – szczeknęła wesoło, na co młodsza charciczka odpowiedziała, ale już nie tak optymistycznie, bo przypomniała sobie, że musi z nią pogadać w sprawie tego co usłyszała od Vasyla.
- A co ci jest w łapę i gdzie Vasyl? – Rotis podeszła i obwąchała Ketię.
- Pies mnie ugryzł, a…
- Vasyl? – borzojka nie dała dojść do sowa koleżance. Jej przypuszczenia trochę ją zdziwiły, czemu niby miałby ją pogryźć?
- Nie. Vasyl jest u weta.
- A co mu?
- Nie wiem dokładnie, chyba jutro po niego jedzie Ilona.
Rotis jakoś nie wyglądała, aby wiadomość, że łaciaty borzoj jest chory sprawiła na niej wrażenie. Ketia oczekiwała czegoś więcej od niej, że np. się zmartwi, ale nic nie dała po sobie poznać i zaraz zmieniła temat, unikając tematu mieszkania w budzie i tego co związane z tamtymi wydarzeniami.
***
Ketia postanowiła, że przetrzyma rozmowę na temat tych „wersji zdarzeń” do wieczora.
Kiedy wyszły jak to normalnie było, na co dzień do parku podbiegła do nich nie wiadomo skąd ta ONka, która była na wystawie.
- Gdzie Vasyl? – Warknęła do Rotis, która odpowiedziała równie niegrzecznie warknięciem, żeby spadała. ONka zauważyła Ketię i z tym samym pytaniem zwróciła się do niej.
- Nie mów jej! - borzojka szczeknęła na Ketię, po czym szarpnęła ja w drugą stronę. Tajgance nie zbyt to się podobało i wyrwała się Rotis, po czym podeszła do owczarzycy. Obrażona borzojka usiadła obok i zaczęła się przyglądać spode łba na dwie suczki. Nastawiła uszy, ale ONka poprosiła Ketię, by poszły trochę dalej, dalej od borzojki. Ta jednak na chama za nimi, aż Niemka nie podeszła i nie powiedziała jej czegoś. Niestety Ketia nie usłyszła, co jej powiedziała. Ważne że to poskutkowało.
- Gdzie Vasyl? – powtórzyła wcześniejsze pytanie, kiedy odeszły trochę.
- A kim ty jesteś i czego od niego chcesz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie podejrzliwie.
- Nazywam się Tośka, wystarczy? – zapytała zniecierpliwiona.
- A druga część pytania?
- Mała, ja się pytam, co się z nim dzieje, a jak ty mi nie odpowiesz to i tak się dowiem! Mam swoje źródła informacji! Więc…? Powiesz mi czy nie? – popatrzyła na niepewną suńkę, więc dodała, że jest koleżanką borzoja.
Ketia uwierzyła i odpowiedziała tylko dlatego, bo widziała czasem jak Vasyl z nią o czymś rozmawia, szkoda tylko że nie wiedziała o czym. Wilczura po usłyszeniu odpowiedzi nie za bardzo wyglądała na zadowoloną. Po chwili zastanowienia znowu się odezwała, jakby sama do siebie.
- To mamy problem…
- Jaki?
Tośka jakby się zawahała, ale widocznie stwierdziła, że lepiej udać, że nie usłyszała tego pytania.
- Mam prośbę. Kiedy Vasyl wróci powiedz mu od razu, że ma wyciągnąć to jak najszybciej ze sfinksa.
- TO, to znaczy co?
- Vasyl będzie wiedział. Przekażesz?
- No dobra… - odpowiedziała niechętnie, bo myślała, że więcej się dowie.
- Aha, jeśli Rotis będzie o coś pytała w tej sprawie to ani mru mru. Niech nie wpycha swojego ogona w nie swoje sprawy.
ONka podziękowała i gdzieś pogalopowała, a Ketia wróciła do Rotis, która od razu z jakby wyrzutem spytała.
- Co ona chciała?
- Nic. – Ketia obiecała, że nie będzie nic mówić, więc mówi.
- Jak to nic?
Tajganka kolejne pytania zaczęła ignorować. Rotis widząc, że nic z niej nie wyciągnie uciszyła się po jakichś 15 minutach. Ketię trochę zdziwiło i zastanowiło to, że Rotis to tak interesuje i to, że się na nią obraziła, a raczej, że nie odzywa się, co kiedy było zjawiskiem nadzwyczaj rzadkim. Reszta spacerku nie pałała miłą atmosferą, ale może to i dobrze. Ketia przynajmniej miała trochę ciszy, by krok po kroku przemyśleć dzisiejszy spacer dzień.