Coś ostatnio nie mam wogóle głowy do tego badziewia, sorrka
Data wysłania: 2005-09-11, 13:01
Jutro może będzie CD. Wczoraj napisałam, ale nie jestem pewna czy napewno ma być tak, jak jest i w ogóle
Data wysłania: 2005-10-02, 19:47
Dobra, wstawiam cd badziewa, a co mi tam
Najwyżej będę improwizować (i tak cały czas to robię
)
XI Rotis szybko przeszło to obrażanie się, co szło na korzyść Ketii.
Nastał wieczór. Ketia i Rotis odbyły wielce interesującą poważną rozmowę.
- Dlaczego przegryzłaś moją obrożę u Borysa? – Zaczęła Ketia, na co borzojka zaraz zareagowała tłumaczeniem się i zdziwieniem, że przecież po to, żeby uciec.
- A o czym wtedy, kiedy mnie przywieziono rozmawiali Borys i Ilona?
- Jej, co to, wywiad jakiś? To było już dawno, nie pamiętam. – Tłumaczyła się.
- Nie, przesłuchanie – zażartowała – przypomnij sobie o czym.
- A czy to takie ważne? Tak sobie tylko rozmawiali… Poza tym, co ma wspólnego ta obroża z tym?
- Myślałam, ze ty mi to może wyjaśnisz.
- Jaaa? – borzojka wyglądała na bardzo zdziwioną – ale co… weź, jesteś zmęczona chyba po tym wszystkim, lepiej się prześpij…
- A ja wiem, o czym rozmawiali – Ketia nie dawała za wygraną. – Czemu kłamiesz cały czas?
- Ja? O co ci chodzi?
- Mi? To raczej, o co tobie chodzi, bo ja już nic nie kapuję!
- Ja tym bardziej.
- Taka to z tobą gadka…
- Nom – borzojka potwierdziła, a Ketia coraz bardziej była zirytowana. Zastanawiała się czy Rotis jest taka głupia czy po prostu udaje. A jak udaje to: Po co? Na co? I dlaczego? - Jak to się mówi.
W tej chwili na korytarzu otworzyły się drzwi i wkroczyła Ilona, a zaraz za nią chwiejnym krokiem Vasyl. Bez żadnego słowa, bez powitania skierował się w stronę białej sofy, stojącej na holu. Ominął suczki nawet na nie nie patrząc. „O! Następny! Czy wszyscy muszą być tacy irytujący!” – pomyślała Ketia i podeszła do łaciatego psa z zamiarem przekazania mu tych dwóch słów od wilczurki.
- Może przynajmniej byś się przywitał? – zaczęła miło tajganka.
- Co chcesz? – równie miło odpowiedział jej borzoj.
- Ja nic tylko twoja koleżanka
Dopiero teraz Vasyl lekkie zainteresowanie stawiając lekko uszy.
- Jaką koleżanką? Mów jaśniej.
- No Tośka...
Vasyl chwilkę się nad czymś zastanawiał, po czym wymownie spojrzał na Ketię.
- Mam ci szanownie przekazać, że masz… e… coś wyciągnąć ze sfinksa? E… no coś takiego – naprawdę brzmiało to trochę bez sensu.
- Zawołaj Sfinksa – rozkazał
- A co ja jestem! Zrób to, zrób tamto, a chociażby „dziękuję” czy „proszę” to już nie usłyszy się.
Borzoj tylko przewrócił oczami, mruknął coś pod nosem i zlazł z sofy. Ominął obrażoną Ketię i wyszedł z pokoju zostawiając ją samą. „Jakby nie prościej było powiedzieć- proszę, Ketio, czy mogłabyś zawołać Sfinksa? Ale nie, oczywiście, to nie w jego stylu” – nawet wyobrazić sobie taką scenę było trudno, a o realu nie było mowy. Nie mogła oprzeć się ciekawości, o co chodzi z tym Sfinksem i podążyła cicho za borzojem. Pewnie gdyby po prostu za nim poszła przegoniłby ją, tak jak to z Rotis. Nawet czubka nosa nie da mu wtykać w swoje sprawy.
Vasyl wszedł po schodach, ustał i zawołał Sfinksa po imieniu, które brzmiało tak samo, jak i jego rasa, czyli Sfinks. Z jednego z pokojów wyłonił się owy kot.
- Czego?
- Gadaj w końcu
- Co?
- Nie zaczynaj, nie zaczynaj znowu, tylko gadaj! – Borzoj szedł w stronę kota, tak, że ten cofał się i obaj znaleźli się w jednym z otwartych pokojów.
Ketia podeszła i ustała przy ścianie i zaczęła podsłuchiwać. Mniejsza z tym, że nie wiele rozumiała z ich rozmowy, ale co tam...
Sfinks usiadł mając na swojej kociej twarzy chytry uśmieszek.
- Co będę z tego miał? No wiesz... w końcu nie na co dzień zdradza się... a jak już to zrobię to po pierwsze musisz mnie ty i reszta psów chronić, ale o tym to już wiesz – zapytał i odpowiedział na swoje pytanie. Powiedział raczej jego pierwszą część.
- Czego chcesz? – Zapytał borzoj z rezygnacją w głosie.
- Hmmm – zamruczał kot – Może... nie była by to rzecz, tylko zadanie... dla ciebie – zachichotał. – Nie lubisz Ketii, nie?
- To nie ma nic do rzeczy. – odpowiedział wymijająco.
- Oj, ma przecież. Ja jej też nie lubię. Denerwuje mnie i w ogóle... zabij ją i będziemy kwita, haha. Ale byłaby „poleffka”.
Chart poruszył się gwałtownie, a i Ketia się wzdrygnęła. „Poleffka!? Ciekawe dla kogo? O czym w ogóle oni mówią! Zabić mnie?!” – Ketii zabiło mocniej serce na samą myśl o tym. Bała się, co odpowie Vasyl, bo nastała krótka cisza, którą przerwał kot pytającym miauknięciem.
Vasyl zauważył kawałek czyjegoś ogona wystającego zza ściany. Sfinks podążył za jego spojrzeniem i teraz dwa osobniki, te, które dopiero, co, rozpatrywały możliwość zabójstwa z niewiadomych jej przyczyn patrzyły na ogon Ketii. Tajganka nie zauważyła, że jej część ciała wystaje spoza pola, na którym mogła się znajdować.
- Któż to ukrywa się za ścianą? – zapytał złośliwie Sfinks.
Wiedząc, ze już, że została i tak namierzona ustała w drzwiach cała dygocąc i z wściekłością zaczęła głośno się buntować
- No nie! Co tu jest grane?! Od razu Vasyl, wydałeś mi się podejrzany i nie godny zaufania, ale żeby z powodu jakiejś tam informacji od kota, że czegoś tam, że nie chce powiedzieć byś mnie zabił!? Zrobiłbyś to! Niech ja tylko powiem Rotis, gdyby Ilona wiedziała, co jej kochanemu pieskowi chodzi po głowie to pewnie by cię zostawiła do uspania u weta!
Vasyl za każdym razem, kiedy chciał się wtrącić Ketia dwa razy głośniej wymawiała słowa i nie dawała mu na to szans.
- Co tu się dzieje?! – Za Ketią ustała Rotis z wystraszoną miną. – Ja... ja nie mogę uwierzyć, Vasyl, że... że wy macie takie pomysły! – Rotis chyba już od jakiegoś czasu znajdowała się w pobliżu i tak jak młodsza charciczka przysłuchiwała się temu wszystkiemu.
Teraz to biało srebrny borzoj wyglądał tak, jak pies, dla którego najlepszym wyjściem byłoby dobicie.
- Na mnie już czas, asta lavista bejbi – Sfinks prychnął do borzoja i zaczął się wycofywać.
- Ty, Sfinks zostajesz! Ty, ty... – Rotis spojrzała z obrzydzeniem na przedstawiciela swojej rasy, za którego musi się wstydzić. – też! Macie nam wiele do wyjaśnienia, oj wiele!
- Nie mamy wam nic do powiedzenie – odparł spokojnie, swoim chłodnym głosem Vasyl.
„To już szczyt wszystkiego! Chamstwa i bezczelności” – pomyślała Ketia wtórując tylko swojej koleżance.
Z kuchni, na dole wydobył się głos Ilony wołający psie towarzystwo na jedzenie. Z powodu zerowej reakcji z ich strony i nie przybycia, pani powtórzyła wołanie i ustała na dole schodów z talerzem i ścierką w ręce.
- Pieski? No, co jest? Jedzonko na was czeka, idźcie. Rotis, Vasyl, Ketia?
Suczki tylko wrogo spojrzały na Vasyla i wyszły zbulwersowane za panią, zostawiając go z kotem.
***
Opinia, komentarz, krytyka byłyby na miejscu. A przynajmniej jakiś post mówiący, że ktoś przeczytał... niewiem czy dobrze, że już wstawiam, no, ale... pozyjemy- zobaczymy