Nie wiem czy Wam sie spodoba, ale to jest pierwsza część opowiadania (możliwe, że dłuższego) może sięwyda nudne, ale nie wiem... Chciałam napisać coś o życiu, o tym o czym się nie myśli, nie mówi...
Piotr położył swoją dłonią na jej ramieniu. Drgnęła przestraszona. Zawsze sietak zahocwywała, tzn. od tamtego zdarzenia...
-Zobaczysz wszystko będzie dobrze..-powiedział.
-Myślisz, że damu temu dziecku miłość?- spytała.
-Zobaczysz będzie szczęśliwe.
-A powiemy mu kiedyś o tym?- spytałą znów.
-Nie. Nie powiemy. Będziemy udawać, że jest zupełnie nasze.
-Piotr to już. Czuję to. To już.
-Czekaj dzwonie po karetke, albo nie sam Cie tam zawiozę.
Po 15 minutach byli juz w szpitalu. Marta urodziła dziewczynkę.
Lekarka wyszła z sali i powiedziała:
-Mała i matka czują się dobrze.
-Ale co?!-spytał poddenerwowany juz Piotr.
-Mogę je zobaczyć?
-Tak proszę.
Wprowadziła mężczyznę do sali.
Marta płakała.
-Czemu nie mogę mieć dziecka z Tobą?! Czemu musiałam urodzić to coś?!
-Cicho... Nie płacz... Poradzimy sobie. Spójrz ma Twoje oczy.
-Tak. Weź jana ręce. Nie chcę na niąpatrzeć. Nie teraz. PRzypomina mi się tamten wieczór...
-Nazwiemy ją Alicja co Ty na to?
-Obojętne mi to. Ona nigdy nie będzie moją córką...
-Czemu się tak zawziełaś?! Spjrzał na dziecko. Nie było zbyt śliczne, ale gdy uśmiechnęło sie pomyślał:
"Moja mała córeczka.. Będę cię kochał jak własną...."
-Zobaczysz poradzimy sobie... Będziemy sobie pomagać. -powiedział do Marty.
-Tak. Będziemy...
Mart spojrzała na TO dziecko i pomyślała:
"Tak bardzo chciałąbym ją pokochać. Ale czy da siepokochać dziekoc którego sienie chciało? Przecież połową ono jest obcego faceta, tego tego który czaił siewtedy w krzakach..." Do oczu napłynęły jej łzy...
-Nie płacz już.- powiedział do niej Piotr.
Dziecko okazało sie zdrowe, po tygodniu wróciło do domu. Piotr na prawdę kochał Alicje, zawsze mówił do niej po imieniu, ale Marta zawsze zwracała sie do niej "ty" a gdy mówiła o córce mówiła "ona" nigdy nie użyła słowa "córka", "Alicja"... Choć tak bardzo chciała....