- Chciałabym być aniołem... - śpiewałam cichutko piosenkę K. Stankiewicz. Było już dość późno, dawno powinnam już spać, ale leżałam w łóżku, a lampka ciągle się świeciła. Po policzkach spłynęły mi łzy. Zamknęłam oczy... blask lampy przedostający się przez powieki był taki piękny... światło... tam są anioły... wierzę, że one istnieją. Są wszędzie. Są piękne... Ale gdzie jest mój anioł...? Czy zostałam całkiem sama? Dlaczego? Dlaczego wszyscy mnie zostawili? Niby wszyscy są ze mną, a jednak, to wszystko kłamstwa... Nie ufam nikomu, nie mam nikogo... sama we własnym świecie... dla dlaczego? Płakałam wtedy długo, długo... Było mi strasznie gorąco, byłam przykryta po uszy, tylko dłonie były odkryte. Temperatura w pokoju również była wysoka. Zgasiłam światło. Dalej płakałam... nagle przebiegł po mnie lodowaty dreszcz, a na dłoni poczułam jakby czyjąś dłoń... było mi przerażająco zimno, ale nie mogłam nią ruszyć, by przykryć się jeszcze bardziej. Przestałam płakać, szybko zasnęłam wierząc, że może jednak kogoś mam, kogoś, kto będzie mnie chronił i komu będę mogła powiedzieć wszystko. Anioł...
Następny dzień należał do jednego z najpiękniejszych w moim życiu.
Czy to tylko moja wyobraźnia, głupi zbieg wydarzeń? Wierzę, że nie...
Chciałabym być aniołem...