"Indiana Jones. Poszukiwacze zaginionej arki" i "Bodyguard"
Co do pierwszego filmu to starość nie radość i widać niedociągnięcia które w obecnych czasach dałoby się uniknąć.
Ale i tak wielki plus, ze jest ich tak mało. W każdym razie ja dopatrzyłam się kilku.
Kiedy Indiana bije ludzi w Kairze, widać, ze nawet ich nie dotknął, a Ci przewracają sie jak zapałki pod wpływem wiatru
Natomiast gdy wskakuje po Arkę wśród tych węży i pada na ziemie tak, że przed oczami jeden już sie na niego nastawia widać odbijające się od szyby światło.
No i to zawsze gryzące mnie sztuczne, komputerowe tło gdy zaczyna się burza podczas kopania.
Również zastanawia mnie ten facet który miał bliznę po talizmanie na ręce.
W sumie do niczego im się nie przydało to iż ma tą bliznę.
Nie oglądałam do konca, bo zaczynał sie "Bodyguard".
Moja mama stwierdziła, ze warto oglądać kolejny raz ten film dla tych piosenek.
Bzdura
. "Bodyguard" ogląda sie dla Costnera
A ten w każdym filmie taki sam twardy i tajemniczy(chyba nie muszę dawać przykładów).
Co do samego filmu, no cóż, trochę naiwny, romans przewidziany, no i niektóre sceny trochę ...żałosne?
No sorry, ale żeby na koncercie takiej gwiazdy ludzie wchodzili na scenę? I to nie pojedyncze osoby, ale całe tłumy?
Jeśli sie nie mylę to ona była przy rozdaniu Oscarów za najlepszą piosenkę i zdaje sie ona wygrała, czyż nie tak?
Skoro tak to od kiedy osoba nominowana ogłasza wyniki?
Na końcu, gdy ona wybiega z samolotu by go pocałować, dla przeciętnego człowieka, obcokrajowca robi zagadkę. Nie wiemy czy są razem czy też nie, a tłumaczy to piosenka, ale jak ktoś nie zna języka to kicha.
No i to czekanie do świtu, przecie to śmieszne. Gdy jest zagrożenie to od razu się ucieka, najpierw sprawdzając samochód. A jak już sie zostaje to należy siedzieć w jednym pokoju i się nie rozdzielać. A tu każdy w innym pokoju i se człowieku pilnuj.