ludzie... chyba pierwszy raz mam takie coś, że "zakochałam" się w kimś z filmu. Wczoraj (a właściwie częściowo dzisiaj) oglądałam Edwarda Nożycorękiego. Oszalałam na jego punkcie. Częściowo jest odzwierciedleniem mnie, częściowo zupełnym przeciwieństwem, ale cały czas starałam sie to wszysrko rozumieć na najwyższych obrotach żeby nie wypaśćz filmu (nie tylko śledziłam akcje, ale też właśnie w międzyczasie takie moje przemyślenia o tym wszystkim snułam) i... aż sięporysczałam. Przez ostatznie 10 mint filmu nawet nie płakałam, ja ryczałam, a na koniec to nawet zaczęłam bluzgać pod nosem, że to się potoczyło tak a nie inaczej. Genialny film - komuś też się tak podoba jak mi ??