Dzień pierwszy.
Już od kilku dni coś mnie boli w pyszczku.Jeszcze niedawno mogłem chrupać moje ulubione ciasteczka a dziś mam problem ugryźć nawet pomidora. Coś mi siedzi w pyszczku i nie chce wyjść.I boli. Nie dam rady wyciągnąć tego łapkami choć cały czas próbuję. Moja pani zauważyła, że jakiś niemrawy jestem i bardzo się zmartwiła. Wyciągnęła mnie siłą z klatki, przewróciła na plecy i próbowała otworzyć mi pyszczek ale się nie dałem. Pani jednak była uparta i udało jej się zajrzeć do mojego pyszczka. Powiedziała, że mam za długi jeden ząbek i że w poniedziałek pojedziemy do weterynarza. Przestraszyłem się, to takie straszne słowo, nie wiem co oznacza.Ale może to dobrze, że tam pojedziemy. A dlaczego dopiero w poniedziałek? A co to jest poniedziałek? Nie wiem ale pewnie to nie jest dzisiaj. Pani dała mi na łyżeczce trochę śmietany, którą udało mi się zlizać, i rozgniecionego słonecznika, który też udało mi się jakoś zjeść. Skąd ona wiedziała, że nie potrafiłbym pogryźć? Ale coś słaby jestem, chyba położę się spać.
Dzień drugi.
Obudziłem się rano i jak codzień zerknąłem, czy pani już wstała. Wstała, zajrzała do mnie i powiedziała, że ugotuje mi kaszki kukurydzianej na wodzie. Nie mam pojęcia co to, ale pani gdzieś zniknęła i za chwilę w mojej klatce pojawiła się miska z jakąś białą papką. Nie mam siły do niej podejść. Pani widząc to podała mi tą papkę na łyżeczce prosto do pyszczka. Spróbowałem. Smakuje to jak trociny ale pani chce żebym to jadł, więc próbuję to jeść. Zmęczyłem się, idę spać.
Obudziłem się, pani nie ma. Papki na łyżeczce też nie ma, chcąc nie chcąć wdrapałem się na pięterko w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. O, miska z żarełkiem. Moje ulubione ziarenka. Ała, zapomniałem, że mnie boli w pyszczku i nie mogę tego jeść. Co w takim razie mam jeść? O, druga miska. I biała papka o smaku trocin. Trudno, jak się nie ma co się lubi... Zadowalam się papką. Ale jestem zmęczony, idę spać.
Budzę się, jest już ciemno. Pani podchodzi do mojej klatki, mówi, żebym jeszcze troszkę wytrzymał i jutro pojedziemy do weterynarza, bo dziś jest niedziela i zamknięte. Nie wiem czy jutro to dużo czasu czy nie, jestem za słaby by myśleć. Liznąłem jeszcze trochę papki i idę spać.
Dzień trzeci.
Budzę się z samego rana.O, pani też nie śpi. Dziś chyba jest ten poniedziałek, o którym pani tyle mówiła. Więc to dziś jedziemy do weterynarza? Hurraa!! Jestem już gotowy, umyłem pyszczek i stoję przy wyjściu z klatki. Ale pani mówi, że pojedziemy dopiero po południu bo teraz nie ma samochodu. Zrobiło mi się smutno. Pani dała mi startego jabłuszka, liznąłem trochę i poszedłem spać.
Obudziłem się.Pani się ubiera.Hurra,jedziemy do weterynarza! Szybciutka toaleta i już jestem przy drzwiach. A pani mówi, że jeszcze nie teraz, dopiero za kilka godzin. Smutny i zrezygnowany poszedłem spać. Chyba się nie doczekam tego wyjazdu do weterynarza.
Śpię sobie w najlepsze i nagle słyszę:"Lukas,obudź się!Wstawaj,jedziemy do weterynarza!".Otwarłem jedno oko, patrzę, nic ciekawego się nie dzieje, więc śpię dalej. Ale pani nie daje za wygraną:"No wstawaj śpiochu, jedziemy leczyć twoje ząbki!". Niechętnie zebrałem się, wyszedłem z domku, w pewnym momencie zostałem porwany i umieszczony w jakimś pojemniku z przezroczystymi ścianami i pokrywką z otworami. Pani wzięła ten pojemnik do rąk, gdzieś szła i szła...Trzasnęły jedne drzwi, potem drugie, trzecie, potem usłyszałem dziwny odgłos, jakby ktoś mruczał... Trochę trzęsło moim pojemnikiem ale nie widziałem nic co się dzieje, bo opatulili mnie jeszcze w ręcznik.
Mruczenie ustało, pojemnik ze mną został gdzieś przeniesiony. Za chwilę odpakowano ręcznik,otwarto pojemnik i jakaś obca ręka szybko porwała mnie w górę, obróciła na plecy i wsadziła palec do pyszczka tak, że nie mogłem go zamknąć. I nagle....Aaaa co ty robisz?? Co to jest takie wielkie? I dlaczego mi to wkładasz do pyszczka? Aaaa....Co robisz z moimi ząbkami? Zaraz cię ugryzę!
Nie zdążyłem ugryźć, wielka ręka wsadziła mnie z powrotem do pojemnika. Ale co to? To coś co miałem w pyszczku i bolalo, zniknęło! Nie ma tego! Chyba ta wielka ręka mi to wyjęła jak mi grzebała w pyszczku.
Znowu trzaśnięcie drzwiami, znowu mruczenie.Trzaśnięcie drzwiami, otwarcie pojemnika i...Jestem w domku! I mogę normalnie jeść!! Hurraa, ta moja pani jest jednak kochana.
Dobra,muszę kończyć bo czeka na mnie jeszcze pełna miska. Mnam,mniam!