ostatno na wycieczce gadałyśmy w nocy z kumpelami o chłopakach itd. Aśka wielka miłośnoiczka miłości opowiadała jaki wspaniał był taki jeden koleś. w tym czaasie ja doszłam do wniosku że jestem aspołecznym socjofobem. fakt że nasza klasa gimnazjalna składa się w 18/25 osób z klasy z podst jest mi bardzo na rękę. jeśli sobie pomyślę, że zmienianm w przyszłym roku klase na angielskim, odechciewa mi się chodzenia tam. nie lubię nowych ludzi, nie umiem się znaleźć wśród innych, czuje że nie pasuję. boję się co to będxzie, nie m,yśląc już o liceum. oprócz par naprawdę dobrych kumpel nikt mnie praktycznie nie zna, nie wiedza jaka jestem, i uważają że przez cału czas odstawiam jakiś pieprzony teatrzyk. własnie wtedy takie opinie na mój temat usłyszałam. w sumie to się nie dziwię. chociaż z innej strony w stajni czuję się lepiej, bo tam większość osób mnie rozumie, i wie jaka jst rzeczywistość widziana z podobnej prspektywy.
mam dziwne wrażenie, że niektórzy ludzie nie mają świadomości, że życie może wyglądac inaczej niż ich. ja nie zwracam uwagi na to "co sobie pomyślą inni", raczej jestem otwarta, ale mimo to niewiele osób potrafi to dostrzec i uważają mnie za "grającego odmieńca". nie wiedzą, że można być na swoj sposób idiotą, wariatem i nie przejmować się tym.