Wczoraj byliśmy z wizytą w domu mamy naszej koleżanki. Jest to przemiła osoba, właścicielka szylkretowej niebieskiej persiczki Misi (Misia jest niesympatyczna wprost proporcjonalnie do swojej urody - póki co nie zmieniam zdania nt. kociej arystokracji i nadal twierdze, ze nie ma to jak dachowce!
).
Otóż Misia razu pewnego uratowała dom i rodzinę od pożaru.
Mieszkają w starym bloku z koszmarną instalacją elektryczną i zdarzyło się w tym bloku już kilka pożarów. :? .
Pewnej nocy Misia zaczęła prychać i miaukać w kącie pokoju, gdzie stał przy ścianie fotel (na dodatek założony ciuchami). Tym prychaniem obudziła swoją panią. Był to ostatni moment, bo właśnie z gniazda buchnął ogień i zajął fotel! Na szczęście skończyło się na niewielkich stratach (fotel i ciuchy) - jedno mieszkanie w bloku uległo spaleniu. :? .
Jakby nie kota - mogłoby dojśc do tragedii.
Pamiętam, że czytałam w "Kocich sprawach" o koteczce, która uratowała swoją panią przed zaczadzeniem. Pani brała kapiel i nie czuła ulatniajacego się czadu. Kot zaczął tak wariować, że pani wyskoczyła z wanny przerażona jego zachowaniem. Był to już ostatni moment, bo potem chyba zemdlała (już dobrze nie pamiętam).
Znacie podobne zdarzenia?