Kiba - Przecież parę postów wcześniej Iras napisała, że powinno się kastrować zarówno te koty, które mamy w domu, jak i te, które są na naszych podwórkach (przynajmniej wydaje mi się, że gdzieś była taka sugestia). Nie mam was za kompletnych debili, odpowiadam tylko na to co piszecie. Porównanie do wojny było luźne, owszem. Ale w obydwu przypadkach niepewnośc jest taka sama - tak jak nie wiesz, co przytrafi się twojemu dziecku za dwadzieścia lat, tak nie wiesz, co się przytrafi kociakom. Ale nie można z tego powodu zrezygnować z przedłużania gatunku (lub jak ktoś woli - z becikowego
).
IBDG - Owszem, jeśli życie kota ma być wypełnione cierpieniem, to lepiej żeby go nie było. Masz absolutną rację. Tylko, że naprawdę masa kotów (nawet bezpańskich) dożywa spokojnej starości na wolności (wiem z własnego doświadczenia). Nie można zawsze przewidywać najczarniejszej opcji.
Dory - Miło mi słyszeć, że jest jeszcze ktoś, kto mnie całkowicie nie znienawidził : ) . Bardzo przykre jest to, że ludzie tak potraktowali Twoje koty. Ale wykastrowałbym raczej tych popieprzonych sąsiadów, niż zwierzęta. Bo kastracja kotów nie jest moim zdaniem rozwiązaniem na to, by się nie męczyły, by nie były zabijane. Bo problem nie jest w kotach, a w ludziach, którzy z własnej głupoty i bezsensowanego sadyzmu je męczą. Pewnie ktoś powie "znajdź lepsze rozwiązanie". I uczciwie powiem, ze nie mam pomysłu. Może zaostarzenie kar? Bo gdyby dzieciak, który kota męczy posiedział 48 godzin w pierdlu, to by już żadnego zwierzaka nie tknął. Problem w tym, ze nasz kraj jest posrany, i nigdy nie udałoby się wprowadzić i egzekwować czegoś takiego. Moje doświadczenia ze zwierzętami byly coprawda nieco inne - też ich miałem dużo na podwórku, dużo dokarmiałem, wiele spotykałem przez kilka lat pod rząd, inne się gdzieś chyba poprzenosiły. W każdym razie, jedynym aktem okrucieństwa wobec kota z którym się spotkałem na przestrzeni ostatnich piętnastu lat, było kopnięcie kota przez mojego sąsiada. I nie był to kot podwórzowy, a kot domowy, który miał wlasciciela, i był chyba nawet wykastrowany. Brutalności poprostu nie da się uniknąć.
Kareena - Okocić się znaczy urodzić maluchy, gdyby Iras chodziło o "zdolny do rozrodu" to chyba by chyba to jaśniej wyraziła
. Czy kot był pod moją opieką trudno powiedzieć - dawałem mu jeść, ale nie dawał sie pogłaskać. Złapanie go i zaniesienie do lecznicy byłoby katorgą dla obydwu stron (o ile byłoby w ogóle możliwe, w co wątpię). Co do ostatniej części wypowiedzi - tak, chcemy dokładnie tego samego, z tym się mogę zgodzić w 100%.