mając na mysli silne emocje mówię o płaczu... nie moge juz przestać od godziny....
u mnie w bloku sąsiadki od 2 lat dokarmiają koty i to solidnie.... już pare prosiłysmy je z mamą, że jeżei chcą zadbać o te koty to niec je wysterylizują.... ale one nic... już pare razy znajdowałyśmy matwe kocięta....
ale dzisiaj dała popis inna sąsiadka.... mianowicie "znalazła" na trawniku, albo gdzies w krzakach kotka.... myslałam, że ją zamorduje... wyobraźcie sobie że go wzieła na ręce a potem połozyła pare metrów dalej na chodniku!!!!
nie wiem co ona sobie mylała, ale go tam zostawiła... nas na balkon wywołały wrzaski małego... jakiś kot się dookoła niego kręcił, ale pofukał i sobie poszedł... a sasiadka dziwiła sie czemu!!!!!
kaząłam go jej przynieść... i okazłao się, że ma z 2 dni....
potem do akcji wkroczył mój tata, który kotów nienawidzi.... zaczął się na mnie drzeć, że jestem głupia i mam go natychmiast z domu wynieść...
powiedziałam, że nie i dalej go ogrzewałam bo od tego chodnika stasznie zimny sie zrobił...
a potem przyszła mama i powiedziała, że nie możemy go zatrzymać... i mam go zanieść do uśpienia... tego zrobic bym nie umiała... więc powiedziała, że sama go zaniesie.... ale stało się chyba coś gorszego... oddała go tej wrednej babie, która dokarmia koty.... niby ma coś sie z tego nauczyć.... ale ona jest satra i głupia....
powiedzcie, czemu istenieją tacy chorzy ludzie.... jeden lepszy od drugiego....