Masakra, teraz nawet w bialy dzien mozna takich spotkac
Ostatnio taki mialam przypadek, wracalam sobie ze szkoly, akurat mi sie grypa zaczynala i mialam 38 stopni, uginalam sie pod plecakiem i marzylam tylko o tym, zeby dojsc wreszcie do domu. Bylam juz na moim osiedlu, wszedzie na ulicach pusto i nagle slysze, ze ktos za mna idzie. Odwrocilam sie, wylacznie z ciekawosci, bo przed chwila ulice zupelnie puste, a ten co, z krzakow wykoczyl czy jak? Gosciu na oko ok. 50 lat, nie lumpiarski, taki zwykly. Ide sobie miedzy blokami, w takim waskim przesmyku i slysze, ze sie facio zbliza coraz bardziej. Przyspieszylam kroku, bo nie lubie jak mi ktos czlapie za plecami
a gosciu tez. Ja juz w glowie swiatelko alarmowe, wiec zamiast isc prosto skrecilam w inna alejke, facet tez i juz byl tuz za mna. Zaczelam krazyc idiotycznie slalomem po alejkach a gosciu krok w krok za mna. No to juz nie mogl byc przypadek, nikt tak idiotycznie w kolko nie lazi po alejkach. Zastanowilam sie czy wdac sie w konfrontacje (mialam glany
) czy uciekac. Wybralam to drugie, rzucilam sie biegiem do klatki, facet tez
Winda czekala na szczescie, mialam tylko nadzieje, ze gosciu nie zdazy dobiec zanim sie drzwi zamkna. Dotarlam do drzwi naszego korytarza i... zacial mi sie klucz w drzwiach
Jakos wreszcie otworzylam, wbilam do mieszkania, moja mama juz byla i musialam wygladac oryginalnie, bo na wstepie sie spytala co mi sie stalo.
Innym razem wracalam sobie wieczorem (no, bardzo poznym wieczorem) do domu i szlam specjalnie kolo jezdni, a nie przez park, zeby mnie ktos ie napadl. Ide sobie, nagle jakis gosciu sie zatrzymuje samochodem kolo mnie i pyta o droge. Powiedzialam mu i ide dalej, tj. skrecilam juz w alejke w parku. Facet... wysiadl z samochodu i luzno idzie za mna
Puscilam sie biegiem do domu i tyle mnie widzial, ale stracha mialam.